Kiedy dom przestaje być domem: Między synową a córką – historia Jadranki
– Jadranka, czy możesz przestać przesuwać te garnki? – głos Marty, mojej synowej, przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, próbując zająć czymś ręce, by nie myśleć o tym, jak bardzo czuję się tu obco.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż kipiałam. To przecież mój dom. Jeszcze niedawno to ja rządziłam w tej kuchni, gotowałam dla całej rodziny, śmiałam się z dziećmi przy stole. Teraz wszystko się zmieniło. Syn, Michał, ożenił się z Martą i zamieszkali ze mną po śmierci mojego męża. Myślałam, że będziemy sobie pomagać, że będziemy rodziną. Ale Marta od początku dawała mi do zrozumienia, że jestem tu tylko gościem.
– Mamo, Marta ma rację, może odpocznij trochę? – Michał wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem. – My się wszystkim zajmiemy.
Chciałam zaprotestować, powiedzieć, że nie jestem jeszcze taka stara, że chcę być potrzebna. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Wyszłam na balkon i spojrzałam na szare blokowisko. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Wieczorem usłyszałam przez cienką ścianę szeptane rozmowy. Marta narzekała na mnie: „Ona ciągle się wtrąca, nie mogę już tego znieść”. Michał próbował ją uspokoić, ale wiedziałam, że to ja jestem problemem.
Następnego dnia zadzwoniłam do córki, Anny. Mieszkała w Warszawie z mężem i dwójką dzieci. Zawsze była moją dumą – ambitna, pracowita, niezależna. Może u niej znajdę trochę ciepła?
– Cześć Aniu, czy mogłabym przyjechać na kilka dni? Potrzebuję odpocząć od wszystkiego…
– Mamo, teraz naprawdę nie mam czasu. Dzieci mają zajęcia, Tomek pracuje z domu… Może innym razem? – jej głos był chłodny, niemal obojętny.
– Rozumiem – wyszeptałam i poczułam łzy pod powiekami.
Przez kolejne dni starałam się być niewidzialna. Wychodziłam na długie spacery po parku, siadałam na ławce i patrzyłam na bawiące się dzieci. Przypominały mi się czasy, gdy Michał i Ania byli mali. Wtedy byłam dla nich całym światem. Teraz nie miałam już dla kogo gotować zupy ani komu opowiadać bajek na dobranoc.
Pewnego wieczoru Marta wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. Zastała mnie w salonie przy starym albumie ze zdjęciami.
– Jadranka… musimy porozmawiać – zaczęła niepewnie.
Spojrzałam na nią pytająco.
– Wiem, że jest ci ciężko. Ale my też chcemy mieć trochę prywatności. Może powinnaś pomyśleć o swoim mieszkaniu? Michał mówił o tym już kilka razy…
Serce mi zamarło. Czy naprawdę chcą mnie wyrzucić?
– To mój dom… – wyszeptałam bezradnie.
– Teraz to nasz dom – odpowiedziała twardo Marta.
Michał unikał rozmów ze mną przez kilka dni. W końcu usiedliśmy razem przy stole.
– Mamo, nie chcemy cię skrzywdzić. Ale musimy żyć po swojemu. Może znajdziesz sobie jakieś zajęcie? Klub seniora? Albo wyjazd do sanatorium?
Poczułam się jak zbędny mebel. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo jestem sama.
Zadzwoniłam jeszcze raz do Anny.
– Aniu… naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Nie mam już siły walczyć z Martą…
– Mamo, przecież zawsze byłaś taka silna! Nie możesz oczekiwać, że wszyscy będą się tobą zajmować – powiedziała zirytowana.
– Ale ja tylko chcę być częścią waszego życia…
– Musisz nauczyć się żyć dla siebie – rzuciła i rozłączyła się.
Wtedy coś we mnie pękło. Przez kilka dni nie wychodziłam z pokoju. Michał próbował zagadywać, ale widziałam w jego oczach ulgę, gdy nie musiał ze mną rozmawiać.
Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i wspomnienia. Próbowałam znaleźć sens w tym wszystkim – w samotności, odrzuceniu, pustce po rodzinie.
Pewnego dnia zadzwoniła sąsiadka, pani Zofia.
– Jadranka, widzę cię codziennie smutną na ławce. Może przyjdziesz do nas na herbatę? Organizujemy spotkania dla seniorów w świetlicy.
Nie miałam nic do stracenia. Poszłam. Okazało się, że nie jestem jedyna – wiele kobiet w moim wieku czuło się podobnie: niepotrzebne dzieciom, zapomniane przez świat.
Zaczęłyśmy spotykać się regularnie. Opowiadałyśmy sobie historie życia, dzieliłyśmy się troskami i radościami. Powoli odzyskiwałam równowagę.
Ale wieczorami wciąż wracało pytanie: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo poświęciłam się rodzinie? Czy powinnam była wcześniej zadbać o siebie?
Czasem słyszę śmiech Marty i Michała zza ściany i czuję ukłucie zazdrości. Chciałabym znów być potrzebna…
Czy każda matka musi kiedyś pogodzić się z samotnością? Czy naprawdę nie ma już dla mnie miejsca w życiu moich dzieci? Co wy byście zrobili na moim miejscu?