Nie musisz być piękna, wystarczy być praktyczna – Historia Haliny
– Czyś oszalała? Traktuje cię jak wycieraczkę! Dziś potrzebna, jutro nie, pojutrze znów się znalazł. – Marzena uderzyła dłonią w stolik tak mocno, że porcelanowa filiżanka zadźwięczała, a kawa rozlała się na spodeczek. Siedziałyśmy w ciasnej kuchni mojego mieszkania na Pradze, a ja przekręcałam kostkę cukru w kawie, jakbym mogła w niej znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania.
– Nie rozumiesz – westchnęłam znużona. – Adam to zajęty człowiek. Biznes, spotkania. Kiedy ma wolne, wtedy się widzimy.
– Pfel na jego biznes! – Marzena prychnęła z pogardą. – Halina, ile jeszcze będziesz się oszukiwać? Przecież on cię nie kocha. Jesteś dla niego wygodna, praktyczna. Nie musisz być piękna, wystarczy być praktyczna, prawda?
Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Przez lata powtarzałam sobie, że nie jestem kobietą z okładki magazynu. Zawsze byłam tą rozsądną: dobrze gotowałam, umiałam naprawić cieknący kran, nie narzekałam na życie. Adam powtarzał, że ceni mnie za spokój i zaradność. „Nie musisz być piękna, Halinko. Ty jesteś praktyczna” – mówił czasem z uśmiechem, który miał być czuły, ale coraz częściej brzmiał jak wyrok.
Marzena patrzyła na mnie z mieszaniną współczucia i złości. Zawsze była inna – impulsywna, kolorowa, głośna. Miała za sobą dwa rozwody i mnóstwo złamanych serc. Ja miałam Adama – i pustkę w środku.
– Wiesz co? – Marzena wstała gwałtownie. – Albo go zostawisz, albo przestanę do ciebie przychodzić i słuchać tych bzdur!
Zamknęłam oczy. W głowie dudniło mi od jej słów. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa? Czy Adam rzeczywiście traktował mnie jak wygodny mebel?
Wieczorem Adam zadzwonił. – Halinko, dziś nie dam rady. Spotkanie się przeciągnęło. Może jutro?
– Może – odpowiedziałam cicho i odłożyłam słuchawkę.
Noc była długa i bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak wygląda moje życie. Praca w urzędzie gminy – nudna, przewidywalna. Samotne wieczory z książką lub telewizorem. Adam pojawiający się i znikający według własnego grafiku.
Rano w pracy szefowa zwróciła mi uwagę na źle wypełniony formularz. Koleżanka z biurka obok opowiadała o wakacjach w Chorwacji z mężem i dziećmi. Poczułam się przezroczysta.
Po południu zadzwoniła mama.
– Halinko, kiedy przyjedziesz? Ojciec pytał o ciebie.
– Może w weekend – skłamałam.
– A Adam? Przyjedzie z tobą?
– Nie wiem… Ma dużo pracy.
Mama westchnęła ciężko.
Wieczorem Adam jednak przyszedł. Pachniał drogimi perfumami i wyglądał na zmęczonego.
– Przepraszam, kochanie. Ciężki dzień.
Zrobiłam mu herbatę i podałam kolację. Jadł w milczeniu, przeglądając telefon.
– Adam…
– Hm?
– Myślisz czasem o naszej przyszłości?
Podniósł wzrok znad ekranu.
– Halinko, przecież jest nam dobrze tak jak jest. Po co komplikować?
Zacisnęłam dłonie na serwetce.
– Ale ja… chciałabym czegoś więcej. Może wspólne mieszkanie? Albo…
Przerwał mi ruchem ręki.
– Nie zaczynaj znowu. Wiesz, że teraz nie mogę sobie pozwolić na zmiany. Firma ledwo zipie.
Poczułam gulę w gardle. Wyszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Spojrzałam w lustro na swoją bladą twarz i podkrążone oczy. „Nie musisz być piękna…” – usłyszałam w głowie głos Adama.
Następnego dnia Marzena przyszła bez zapowiedzi.
– I co? – zapytała od progu.
Usiadłyśmy na kanapie. Opowiedziałam jej wszystko – o rozmowie z Adamem, o swoich wątpliwościach.
– Halina, on cię nie szanuje! Ty dla niego gotujesz, sprzątasz, jesteś zawsze pod ręką… A on nawet nie chce z tobą zamieszkać!
Zacisnęłam usta.
– Boję się być sama – wyszeptałam.
Marzena objęła mnie ramieniem.
– Lepiej być samą niż z kimś, kto cię nie widzi.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Adam dzwonił coraz rzadziej. W pracy popełniałam błędy. Mama znów pytała o ślub i wnuki.
Pewnego wieczoru postanowiłam pojechać do Adama bez zapowiedzi. Kupiłam jego ulubione ciasto i pojechałam tramwajem na Mokotów.
Drzwi otworzyła mi młoda kobieta w szlafroku.
– Tak?
Zaniemówiłam.
– Jest Adam? – wydusiłam w końcu.
Kobieta spojrzała na mnie z góry na dół.
– Adam jest pod prysznicem. Kim pani jest?
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i wybiegłam na klatkę schodową. Ciasto upadło mi na schody.
Wróciłam do domu zapłakana. Marzena przyjechała natychmiast.
– Wiedziałam! Wiedziałam! – krzyczała ze łzami w oczach.
Siedziałyśmy razem do późnej nocy. Marzena opowiadała mi o swoich porażkach i o tym, jak nauczyła się żyć sama ze sobą.
Minęły tygodnie zanim odzyskałam równowagę. Adam próbował dzwonić, pisać wiadomości – nie odpowiadałam.
Zaczęłam chodzić na jogę z Marzeną, zapisałam się na kurs fotografii. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna i… piękna na swój sposób.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę trzeba być tylko praktyczną? Czy nie zasługuję na coś więcej niż bycie czyjąś wygodną opcją?
A wy? Ile razy pozwoliliście innym decydować o swojej wartości? Czy łatwiej jest być praktycznym niż szczęśliwym?