Czy dzieci naprawdę mogą odsunąć się od ojca po rozwodzie? Moja walka o miłość córek
— Nie chcę z tobą rozmawiać! — krzyknęła Ania, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałem na korytarzu, ściskając w dłoni pluszowego misia, którego kupiłem jej na urodziny, gdy miała pięć lat. Wtedy jeszcze biegała do mnie z otwartymi ramionami, a ja byłem jej bohaterem. Teraz miałem wrażenie, że jestem dla niej tylko kimś obcym, kimś, kto zawiódł.
Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy zdecydowałem się odejść od żony. Nasze małżeństwo z Martą od dawna było tylko formalnością. Kłóciliśmy się o wszystko: rachunki, wychowanie dzieci, nawet o to, kto ma wyrzucić śmieci. Ale nigdy nie przypuszczałem, że rozstanie tak bardzo odbije się na moich córkach.
Pamiętam dzień, w którym się wyprowadziłem. Ania i Jelenka siedziały na schodach z podkulonymi nogami. — Tato, a kiedy wrócisz? — zapytała młodsza, Jelenka. Nie potrafiłem odpowiedzieć. Wyszedłem z mieszkania z walizką i poczuciem winy, które do dziś nie daje mi spokoju.
Na początku próbowałem utrzymać kontakt. Pisałem SMS-y, dzwoniłem, proponowałem wspólne wyjścia do kina czy na lody. Marta jednak nie ułatwiała mi zadania. — Dziewczynki nie chcą cię widzieć — mówiła przez telefon chłodnym tonem. — Musisz im dać czas.
Ale czas mijał, a moje córki coraz bardziej oddalały się ode mnie. Przestawały odbierać telefony, nie odpowiadały na wiadomości. Kiedy spotykaliśmy się przypadkiem na ulicy, spuszczały wzrok i przyspieszały kroku. Czułem się jak duch.
W pracy koledzy pytali: — Marek, co u dzieci? — Uśmiechałem się sztucznie i odpowiadałem: — Wszystko dobrze. Ale w środku czułem pustkę.
Najgorsze były święta. Wigilia bez Ani i Jelenki była jak film bez dźwięku. Siedziałem przy stole z matką i bratem, patrząc na puste miejsca. Wspominałem czasy, gdy razem lepiliśmy pierogi i śpiewaliśmy kolędy. Teraz moje córki spędzały święta z Martą i jej nowym partnerem.
Pewnego dnia postanowiłem pojechać pod ich szkołę. Stałem pod bramą, czekając aż wyjdą. Kiedy zobaczyły mnie z daleka, Ania odwróciła się do koleżanki i coś jej szepnęła do ucha. Obie zaczęły się śmiać i poszły w przeciwną stronę. Poczułem się upokorzony.
Wieczorem zadzwoniłem do Marty.
— Marta, musimy porozmawiać. Nie mogę tak żyć. To są też moje dzieci!
— Marek, one same nie chcą cię widywać. Przestań je nachodzić.
— Ale dlaczego? Co im powiedziałaś?
— Nic nie musiałam mówić. Same widzą, jakim jesteś ojcem.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę byłem aż tak złym ojcem? Przecież zawsze starałem się być przy nich: na wywiadówkach, na przedstawieniach szkolnych, na pierwszych dniach w przedszkolu.
Zacząłem chodzić do psychologa. — Musi pan uzbroić się w cierpliwość — mówiła pani Anna podczas sesji. — Dzieci często obwiniają jednego z rodziców za rozpad rodziny. Potrzebują czasu, żeby zrozumieć sytuację.
Ale ile czasu? Rok? Dwa? A może już nigdy nie odzyskam ich zaufania?
Któregoś dnia dostałem wiadomość od Jelenki: „Tato, nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju.”
Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok, analizując każde swoje słowo i gest z przeszłości. Czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy powinienem był zostać dla dobra dzieci?
W pracy coraz częściej zamykałem się w sobie. Koledzy przestali pytać o rodzinę. Zacząłem unikać spotkań towarzyskich. Nawet moja matka zauważyła zmianę.
— Marek, musisz walczyć o swoje córki — powiedziała pewnego wieczoru.
— Ale jak? One mnie nienawidzą.
— Dzieci nigdy nie przestają kochać rodziców. Musisz im to udowodnić.
Postanowiłem napisać list do Ani i Jelenki:
„Kochane dziewczynki,
Wiem, że was zawiodłem i bardzo za to przepraszam. Każdego dnia tęsknię za wami i marzę o tym, żebyśmy znów byli razem choćby na chwilę. Jeśli kiedyś będziecie gotowe porozmawiać, czekam na was zawsze.”
Nie dostałem odpowiedzi.
Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia zobaczyłem Anię w parku z Martą i jej nowym partnerem, Pawłem. Paweł trzymał ją za rękę tak samo jak ja kiedyś. Poczułem ukłucie zazdrości i żalu.
Wieczorem zadzwonił mój brat:
— Marek, musisz pogodzić się z tym, że życie idzie dalej.
— Ale ja nie potrafię zapomnieć o swoich dzieciach!
— Nikt nie każe ci zapominać. Ale musisz nauczyć się żyć dla siebie.
Od tamtej pory próbuję znaleźć sens w codzienności bez Ani i Jelenki. Czasem widzę je we śnie: biegną do mnie z uśmiechem, a ja znów jestem ich tatą-bohaterem.
Często pytam siebie: czy naprawdę miłość między ojcem a dziećmi może zniknąć przez błędy dorosłych? Czy jest jeszcze dla nas nadzieja?
Może ktoś z was zna odpowiedź? Jak długo trzeba czekać na przebaczenie własnych dzieci?