Dziennik, który rozdarł moje serce: Powrót do mieszkania mamy i odkrycie rodzinnych tajemnic
— Nie wiem, czy powinnam tu wchodzić sama — szepnęłam do siebie, stojąc pod drzwiami mieszkania mamy. Klucz drżał mi w dłoni, a serce waliło jak oszalałe. Minęły trzy tygodnie od pogrzebu, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że już jej nie ma. W klatce schodowej pachniało gotowaną kapustą i starym linoleum. Zza drzwi sąsiadki dobiegł mnie cichy szmer radia.
Wsunęłam klucz do zamka i przekręciłam go z trudem. Drzwi skrzypnęły jak zawsze, a ja weszłam do środka. Powietrze było ciężkie, przesiąknięte zapachem lawendy i starego papieru. Wszystko wyglądało tak, jakby mama miała zaraz wrócić ze sklepu: jej kapcie pod łóżkiem, kubek z niedopitą herbatą na stole, rozłożona robótka na fotelu.
Nagle usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam panią Halinę z naprzeciwka. Miała w rękach stary zeszyt w kwiatki.
— Pani Aniu… — zaczęła niepewnie. — Znalazłam to w skrzynce na listy. To chyba pani mamy. Pomyślałam, że powinna go pani mieć.
Wzięłam zeszyt do rąk. Był ciężki od słów, których jeszcze nie znałam. Podziękowałam sąsiadce i zamknęłam drzwi. Usiadłam na kanapie i otworzyłam dziennik na chybił trafił.
„Dziś znowu pokłóciłam się z Anią. Nie rozumie mnie. Boję się, że nigdy nie zrozumie.”
Poczułam ukłucie w sercu. Ile razy krzyczałyśmy na siebie o drobiazgi? Ile razy trzaskałam drzwiami, przekonana, że mama mnie nie kocha?
Przewracałam kolejne strony. Były tam opisy codziennych zmagań: rachunki, choroby, samotność po odejściu taty. Ale były też rzeczy, o których nie miałam pojęcia.
„Dostałam dziś list od Zbyszka. Pisze, że żałuje. Ale jak mam mu wybaczyć po tym wszystkim?”
Zbyszek? Przez chwilę nie mogłam sobie przypomnieć żadnego Zbyszka w naszym życiu. Dopiero po chwili dotarło do mnie: to był brat mamy, o którym nigdy nie mówiła. Wiedziałam tylko, że pokłócili się dawno temu i zerwali kontakt.
Z każdą kolejną stroną dziennika czułam się coraz bardziej obca we własnej rodzinie. Mama pisała o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem, o biedzie i przemocy ze strony dziadka, o tym, jak musiała uciekać z domu w wieku szesnastu lat.
„Czasem patrzę na Anię i boję się, że powielam błędy swojej matki. Nie chcę być zimna i surowa, ale nie umiem inaczej.”
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Przypomniałam sobie wszystkie te chwile, kiedy mama była dla mnie twarda i wymagająca. Zawsze myślałam, że to przez mnie…
Wieczorem zadzwonił mój brat Michał.
— I jak tam? — zapytał cicho.
— Dostałam dziennik mamy… Michał, ona tyle przeszła…
— Wiem — westchnął. — Ale nigdy nie chciała o tym mówić.
— Myślisz, że powinniśmy znaleźć tego Zbyszka?
— Może… Ale czy to coś zmieni?
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o wszystkim, co przeczytałam. O tym, jak bardzo nie znałam własnej matki.
Następnego dnia postanowiłam poszukać informacji o Zbyszku. Przejrzałam stare zdjęcia i dokumenty mamy. W końcu znalazłam adres na odwrocie jednej z pocztówek: „Zbyszek Nowak, ul. Lipowa 12, Lublin”.
Pojechałam tam bez uprzedzenia. Drzwi otworzył starszy mężczyzna o smutnych oczach.
— Dzień dobry… Nazywam się Anna Kowalska. Jestem córką Marii Nowak…
Zbyszek zbladł.
— Marysia… — wyszeptał. — Myślałem, że już nigdy się nie odezwie…
Usiedliśmy przy kuchennym stole. Opowiedział mi swoją wersję wydarzeń: o kłótni sprzed lat, o żalu i dumie, która nie pozwoliła im się pogodzić.
— Chciałem napisać… Ale bałem się jej reakcji — powiedział cicho.
Wróciłam do Warszawy z poczuciem pustki i żalu za straconym czasem. Przez kolejne dni czytałam dziennik mamy od deski do deski. Były tam fragmenty o mnie:
„Ania jest taka uparta… Ale widzę w niej siebie sprzed lat. Chciałabym ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.”
Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziała? Dlaczego tak trudno było nam rozmawiać?
Zadzwoniłam do Michała.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam przez łzy. — O mamie. O nas.
Spotkaliśmy się w jej mieszkaniu. Michał przyniósł stare kasety magnetofonowe.
— Mama nagrywała swoje myśli — wyjaśnił.
Przez kilka godzin słuchaliśmy jej głosu: ciepłego, czasem drżącego od emocji.
„Jeśli kiedyś to usłyszycie… Wiedzcie, że was kocham ponad wszystko.”
Płakaliśmy razem z Michałem jak dzieci.
Dziś siedzę przy tym samym stole co mama i piszę te słowa do was — obcych ludzi, którzy może też mają swoje rodzinne tajemnice i niewypowiedziane żale.
Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy jesteśmy w stanie wybaczyć sobie nawzajem błędy przeszłości? Czasem myślę: gdybyśmy tylko potrafili rozmawiać wcześniej…