Mama chce nam pomóc kupić mieszkanie, ale mój mąż woli oddać pieniądze swojemu choremu ojcu. Czy można wybrać między rodziną a rodziną?
– Nie rozumiesz, Aniu! To jest mój ojciec! – głos Pawła drżał, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. Stał przy oknie naszego wynajmowanego mieszkania na Pradze, patrząc na szare podwórko, jakby tam miał znaleźć odpowiedź. – On nie ma nikogo poza nami.
– A my? – zapytałam cicho, ściskając w dłoni list od mamy. – My też nie mamy nikogo poza sobą. I naszym synkiem. Paweł, to jedyna szansa, żebyśmy mogli mieć własny dom.
Od lat żyliśmy z Pawłem i naszym siedmioletnim synkiem Kubą w tym samym dwupokojowym mieszkaniu. Każda przeprowadzka bolała, każda podwyżka czynszu odbierała nam nadzieję na stabilizację. Kiedy mama zadzwoniła tydzień temu i powiedziała: „Córeczko, uzbierałam trochę pieniędzy, chcę wam pomóc na start”, poczułam się tak, jakby ktoś otworzył przede mną drzwi do nowego świata.
Ale wtedy zadzwoniła teściowa. Paweł wrócił z pracy blady jak ściana. Jego ojciec, pan Zygmunt, miał zawał. Lekarze mówili o kosztownej rehabilitacji i lekach. Paweł od razu rzucił: „Możemy przekazać te pieniądze tacie. On tego potrzebuje bardziej niż my.”
Przez kolejne dni chodziliśmy po mieszkaniu jak cienie. Kuba pytał, kiedy będziemy mieli własny pokój, a ja nie umiałam mu odpowiedzieć. Paweł milczał, zamykał się w sobie. W końcu wybuchłam:
– Paweł! To nie jest sprawiedliwe! Mama całe życie oszczędzała, żeby nam pomóc! My też mamy prawo do szczęścia!
– A co z moim ojcem? Mam patrzeć, jak umiera, bo nie stać go na leczenie? – odpowiedział z goryczą.
Wiedziałam, że kocha swojego ojca. Wiedziałam też, że ja kocham swoją mamę i chcę spełnić jej marzenie o tym, by jej wnuk miał własny pokój. Ale czyje marzenie jest ważniejsze?
Wieczorem usiadłam przy stole z mamą przez telefon.
– Mamo… Paweł chce oddać te pieniądze swojemu tacie. On jest bardzo chory…
Mama milczała przez chwilę.
– Aniu, to są wasze pieniądze. Zrobicie z nimi to, co uznacie za słuszne. Ale pamiętaj – dom to nie tylko ściany. To bezpieczeństwo dla was wszystkich.
Zamknęłam oczy. Czułam się rozdarta na pół. Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Pawłem spokojnie, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią.
– Ty zawsze myślisz tylko o sobie! – krzyczał Paweł pewnego wieczoru.
– A ty o swojej rodzinie! – odparowałam.
– Ty nie rozumiesz! Mój ojciec całe życie pracował na kopalni! Wszystko oddał rodzinie!
– A moja mama całe życie była sama! Odkładała każdy grosz dla mnie!
Kuba płakał w swoim pokoju. Słyszałam go przez cienką ścianę i czułam się najgorszą matką na świecie.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zapytała:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Wiesz… ja bym wybrała siebie i swoje dziecko. Ale to twoje życie.
Wieczorem Paweł wrócił późno. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Aniu… Może powinniśmy porozmawiać z twoją mamą i moimi rodzicami razem? Może znajdziemy jakieś rozwiązanie?
Zgodziłam się bez słowa. Następnego dnia pojechaliśmy do szpitala do pana Zygmunta. Leżał blady, podłączony do kroplówki.
– Aniu… – wyszeptał słabo – nie pozwólcie, żeby przez moje zdrowie wasza rodzina się rozpadła…
Poczułam łzy pod powiekami.
Po powrocie zadzwoniliśmy do mamy i poprosiliśmy ją o spotkanie. Siedzieliśmy wszyscy przy stole – ja, Paweł, mama i teściowa.
– Pani Zofio – zaczęła teściowa – wiem, że to pani pieniądze…
Mama przerwała jej łagodnie:
– To są pieniądze Ani i Pawła. Ale może… może część przeznaczycie na leczenie taty Pawła, a część na wkład własny do mieszkania? Może bank da wam kredyt?
Spojrzeliśmy na siebie z Pawłem. Po raz pierwszy od tygodni poczułam ulgę.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się podzielić pieniądze: część przekazaliśmy na leczenie pana Zygmunta, resztę wpłaciliśmy jako wkład własny do kredytu hipotecznego. Nie było łatwo – rata była wysoka, a mieszkanie małe i daleko od centrum. Ale było nasze.
Czasem budzę się w nocy i myślę: czy dobrze zrobiłam? Czy można wybrać między rodziną a rodziną? Czy ktoś z was kiedyś musiał stanąć przed takim wyborem?