Miłość i Troska: Historia o Tym, Czego Nie Widać na Pierwszy Rzut Oka
Nie mogę go zostawić. Siedzę na zimnej podłodze w przedpokoju, z kluczami w dłoni, a on patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Wiem, że jeśli wyjdę, znowu zacznie wyć. Sąsiadka z dołu już kilka razy dzwoniła, grożąc, że zadzwoni po straż miejską. „Mamo, musisz coś z tym zrobić!” – krzyczała przez telefon moja siostra, kiedy opowiedziałam jej o kolejnej awanturze. Ale co mam zrobić? Zostawić go? Oddać do schroniska? Przecież to niemożliwe.
Mój pies, Maks, jest ze mną od pięciu lat. Przygarnęłam go ze schroniska w Radomiu, kiedy byłam jeszcze na studiach. Był wtedy małą, przerażoną kulką futra, która nie ufała nikomu. Ja też nie ufałam ludziom – po rozwodzie rodziców i wiecznych kłótniach w domu czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Maks był moją rodziną. Teraz mam trzydzieści dwa lata, pracuję w biurze rachunkowym w Warszawie i codziennie walczę z poczuciem winy.
Dziś rano znowu znalazłam przy płocie wielki dół. Maks kopał całą noc – ziemia była rozrzucona po całym ogrodzie. Kiedy próbowałam go odciągnąć, patrzył na mnie z wyrzutem, jakby chciał powiedzieć: „Nie zostawiaj mnie tutaj samego”. Próbowałam wszystkiego: zabawki interaktywne, radio grające przez cały dzień, nawet specjalne feromony uspokajające. Nic nie działa.
Mój partner, Tomek, coraz częściej mówi o tym, że powinniśmy wyjechać na wakacje tylko we dwoje. „Przecież nie możemy być więźniami psa!” – powtarza. Ale ja nie potrafię go zostawić. Kiedy raz spróbowałam wyjechać na weekend do Zakopanego, Maks przez dwa dni nie jadł i prawie nie spał. Opiekunka zadzwoniła do mnie zapłakana: „On cały czas czeka przy drzwiach. Nie chce się bawić ani jeść”.
W pracy szefowa coraz częściej patrzy na mnie krzywo. Spóźniam się, bo Maks nie chce zostać sam w domu. Czasem muszę wracać w środku dnia, bo sąsiadka dzwoni z pretensjami o szczekanie. „Może powinnaś znaleźć mu nowy dom?” – zapytała ostatnio koleżanka z biura. Poczułam wtedy taki ból w sercu, jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy.
Wczoraj wieczorem Tomek postawił sprawę jasno:
– Albo on, albo ja.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „To idź!”, ale zamiast tego usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Tomek wyszedł trzaskając drzwiami.
Zostałam sama z Maksem. Usiadł obok mnie i położył głowę na moich kolanach. Głaskałam go długo, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Czy naprawdę jestem skazana na samotność? Czy miłość do psa może być tak silna, że niszczy wszystko inne?
Dziś rano zadzwoniła mama.
– Dziecko, musisz pomyśleć o sobie – powiedziała cicho. – Nie możesz całe życie podporządkować zwierzęciu.
Ale czy naprawdę mogę go zostawić? Przecież on daje mi tyle miłości… i tyle trosk.
W pracy ledwo się skupiłam. W głowie miałam tylko Maksa i Tomka. Po południu wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Maks czekał przy drzwiach, merdając ogonem tak mocno, że aż przewrócił stojak na buty. Usiadłam na podłodze i przytuliłam go mocno.
– Co ja mam zrobić, Maks? – szepnęłam mu do ucha.
Odpowiedział tylko cichym westchnieniem i wtulił się we mnie jeszcze bardziej.
Wieczorem zadzwoniła sąsiadka.
– Przepraszam za te wszystkie pretensje – powiedziała niespodziewanie łagodnie. – Wiem, że to trudne… Sama kiedyś miałam psa. Może mogę ci jakoś pomóc?
Poczułam ulgę i wdzięczność. Może nie jestem sama?
Tomek nie wrócił tej nocy do domu. Napisał tylko krótkiego SMS-a: „Muszę to przemyśleć”.
Leżałam długo w łóżku, słuchając spokojnego oddechu Maksa. Zastanawiałam się, czy naprawdę można być szczęśliwym tylko z psem u boku? Czy to wystarczy? Czy jestem egoistką, trzymając go przy sobie mimo jego lęków? A może to ja jestem tą słabą stroną w naszym duecie?
Kiedy rano obudziłam się z głową ciężką od niewyspanych myśli, Maks już czekał przy łóżku z piłką w pysku. Uśmiechnęłam się przez łzy.
Nie wiem jeszcze, co zrobię dalej. Może znajdę sposób, by pogodzić wszystko – pracę, miłość i opiekę nad Maksem. A może będę musiała podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu.
Czy można kochać za bardzo? Czy miłość zawsze musi oznaczać poświęcenie siebie? Czasem myślę, że odpowiedzi na te pytania nigdy nie znajdę…