Odmówiłam opieki nad wnuczką i rozpętałam rodzinny konflikt. Czy naprawdę jestem samolubna?

– Mamo, przecież wiesz, że nie mamy nikogo innego – głos Agaty drżał, a jej oczy błyszczały gniewem i rozczarowaniem. Stała w progu mojego mieszkania, trzymając za rękę moją sześcioletnią wnuczkę, Zosię. Syn, Michał, milczał, patrząc gdzieś w bok, jakby chciał zniknąć. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a dłonie drżą. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie trudna, ale nie spodziewałam się aż takiej burzy.

– Agato, ja… ja naprawdę nie mogę – wyszeptałam, próbując zebrać myśli. – Przez tyle lat byłam dla wszystkich. Najpierw dla was, potem dla taty, kiedy zachorował. Teraz… teraz chciałabym choć trochę pomyśleć o sobie.

Agata spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – O sobie? Teraz? Kiedy my potrzebujemy pomocy? Przecież jesteś babcią! – Jej głos podniósł się o kilka tonów.

Zosia ścisnęła jej dłoń mocniej i spojrzała na mnie wielkimi oczami. Poczułam ukłucie winy. Przecież kocham tę dziewczynkę całym sercem. Ale czy to znaczy, że muszę znowu rezygnować z siebie?

Od śmierci mojego męża minęły dwa lata. Przez cały ten czas byłam podporą dla wszystkich: dla dzieci, dla wnuczki, dla sąsiadów nawet. Gotowałam obiady, odbierałam Zosię z przedszkola, pomagałam Michałowi i Agacie w każdej możliwej sprawie. Ale od kilku miesięcy zaczęłam czuć się… pusta. Jakby moje życie było tylko ciągiem obowiązków, a ja sama gdzieś się w tym wszystkim zgubiłam.

Zaczęłam chodzić na zajęcia taneczne dla seniorów w domu kultury na Pradze. Tam poznałam ludzi takich jak ja – zmęczonych, ale pragnących jeszcze czegoś od życia. Zaczęłam marzyć o wyjeździe nad morze, o kursie malarstwa, o tym, żeby po prostu usiąść z książką i nie musieć się spieszyć.

Ale teraz stałam naprzeciwko synowej i syna, którzy patrzyli na mnie jak na potwora.

– Mamo, przecież to tylko kilka godzin dziennie – Michał w końcu się odezwał. – Agata wraca późno z pracy, ja mam dyżury…

– Michał – przerwałam mu łagodnie – przez całe życie byłam dla was. Teraz chcę być trochę dla siebie. Czy to naprawdę takie straszne?

Agata prychnęła pod nosem. – Egoizm. Po prostu egoizm. Wszyscy twoi znajomi opiekują się wnukami, tylko ty musisz być inna.

Poczułam łzy pod powiekami. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: nieprzespane noce przy gorączkującym dziecku, godziny spędzone na szyciu strojów na przedstawienia szkolne Michała, opieka nad chorym mężem… Czy naprawdę nikt tego nie widzi?

Zosia podeszła do mnie i przytuliła się do moich nóg. – Babciu, a pobawisz się ze mną w weekend?

Uklękłam przy niej i pogładziłam ją po włosach. – Oczywiście, kochanie. Bardzo cię kocham i zawsze będę dla ciebie. Ale babcia też czasem musi odpocząć.

Agata odwróciła się gwałtownie i wyszła z mieszkania, ciągnąc za sobą Zosię. Michał został jeszcze chwilę.

– Mamo… może rzeczywiście przesadzamy? – zapytał cicho.

Popatrzyłam na niego ze smutkiem i zmęczeniem. – Synku, ja już nie mam siły być wszystkim dla wszystkich. Chcę jeszcze poczuć, że żyję.

Po ich wyjściu usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się winna i jednocześnie… wolna? Czy to możliwe? Przez następne dni telefon milczał. Nikt nie dzwonił, nikt nie pisał. W domu panowała cisza tak głośna, że aż bolały mnie uszy.

W poniedziałek poszłam na zajęcia taneczne. Pani Basia od razu zauważyła mój nastrój.

– Coś się stało?

Opowiedziałam jej wszystko przy kawie po zajęciach. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:

– Wiesz co? Masz prawo do swojego życia. Dzieci muszą nauczyć się radzić sobie same.

Ale czy rzeczywiście mam do tego prawo? Przez całe życie uczono mnie, że matka i babcia powinna być zawsze na posterunku. Że rodzina jest najważniejsza. Ale czy rodzina to tylko obowiązki?

Po tygodniu Michał zadzwonił.

– Mamo… przepraszam za tamto. Agata jest wciąż zła, ale… chyba musimy sobie jakoś poradzić sami.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

W sobotę przyszli do mnie z Zosią na obiad. Było trochę sztywno, ale Zosia szybko rozluźniła atmosferę swoimi opowieściami z przedszkola. Agata była chłodna, ale już nie tak wroga jak wcześniej.

Wieczorem siedziałam sama przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o tym wszystkim: o latach poświęceń, o samotności po śmierci męża, o własnych marzeniach i potrzebach.

Czy naprawdę jestem samolubna? Czy matka i babcia ma prawo powiedzieć „dość” i zacząć żyć dla siebie? A może to tylko wymówka przed odpowiedzialnością? Może każda kobieta powinna czasem zapytać samą siebie: „Czy moje życie należy jeszcze do mnie?”