Spotkanie z przeznaczeniem: Historia z Leśnej, która zmieniła moje życie
Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Mróz szczypał w policzki, a śnieg pod butami skrzypiał tak głośno, jakby chciał ostrzec mnie przed tym, co mnie czeka. – Weronika, pamiętaj, nie pokazuj, że się boisz – powtarzałam sobie w myślach, idąc za moim narzeczonym, Michałem, przez zasypaną śniegiem ścieżkę do jego rodzinnego domu w Leśnej pod Toruniem. Miałam poznać jego rodzinę – a przede wszystkim matkę, o której krążyły legendy wśród sąsiadów i znajomych.
– Mamo! – zawołał Michał, otwierając ciężkie drzwi. W środku uderzyło mnie ciepło i zapach pieczonego chleba. W kuchni stała ona – Jadwiga Kaczmarek, kobieta o stalowym spojrzeniu i dłoniach spracowanych jak ziemia na polu. – To Weronika – przedstawił mnie Michał. Jadwiga zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Dzień dobry – powiedziałam cicho, wyciągając rękę.
– Dzień dobry – odpowiedziała chłodno. – Ręce masz delikatne. W mieście się nie pracuje?
Zarumieniłam się. Michał próbował rozładować atmosferę:
– Mamo, Weronika pracuje w szkole jako nauczycielka.
– Aha. To ciekawe. U nas nauczycielki to zawsze były twarde kobiety – rzuciła Jadwiga, po czym odwróciła się do pieca.
Usiedliśmy przy stole. Ojciec Michała, pan Stanisław, był milczący, ale patrzył na mnie z życzliwością. Brat Michała, Tomek, ledwo skinął głową. Czułam się jak intruz. Rozmowa toczyła się wokół gospodarstwa, pogody i sąsiadów. Nikt nie pytał mnie o nic.
Po obiedzie Jadwiga podała mi fartuch.
– Chodź, pomożesz mi przy pierogach. Zobaczymy, czy nadajesz się na żonę mojego syna.
Zamarłam. W domu rodzinnym nigdy nie lepiłam pierogów – mama zawsze zamawiała gotowe z baru mlecznego. Teraz miałam stanąć do egzaminu życia.
– Weronika, dasz radę – szepnął Michał, ściskając moją dłoń pod stołem.
W kuchni Jadwiga obserwowała każdy mój ruch.
– Ciasto za grube. Farsz za mało doprawiony. Nie tak się skleja brzegi! – komentowała bez litości.
W końcu nie wytrzymałam:
– Pani Jadwigo, staram się jak mogę…
– Staraj się bardziej. Życie na wsi to nie bajka – przerwała mi ostro.
Wieczorem do domu przyszła siostra Michała – Agata z mężem i dwójką dzieci. Zrobiło się gwarno i duszno. Dzieci biegały po izbie, a Agata rzucała mi ukradkowe spojrzenia.
– Słyszałam, że jesteś z miasta – zagadnęła przy herbacie. – Nie boisz się tu zostać?
– Trochę… Ale chcę spróbować – odpowiedziałam szczerze.
Agata uśmiechnęła się lekko:
– Mama jest wymagająca. Ale jak cię zaakceptuje, to już na zawsze.
Noc była ciężka. Spałam w pokoju z Agatą i jej dziećmi na rozkładanej kanapie. Za ścianą słychać było chrapanie Stanisława i rozmowy Jadwigi z Tomkiem o świcie.
Rano obudził mnie krzyk:
– Tomek! Krowa się cieli! Weronika, chcesz zobaczyć prawdziwe życie na wsi?
Nie miałam wyboru. Wyszłam na podwórko w pożyczonych kaloszach i starym płaszczu Jadwigi. W oborze panował chaos – krowa ryczała, a Jadwiga wydawała polecenia:
– Trzymaj wiadro! Nie bój się! Tu nie ma miejsca na słabość!
Stałam tam zmarznięta i przerażona, ale nie uciekłam. Po wszystkim Jadwiga spojrzała na mnie inaczej.
– Może coś z ciebie będzie – mruknęła.
Po południu przyjechali sąsiedzi na kawę. Rozmowa zeszła na temat mojego pochodzenia.
– A twoja matka? Czym się zajmuje? – zapytała sąsiadka.
– Jest pielęgniarką w Toruniu.
Jadwiga prychnęła:
– Miastowe zawsze myślą, że są lepsze…
Nie wytrzymałam:
– Pani Jadwigo, nie jestem tu po to, żeby udowadniać swoją wartość. Kocham Michała i chcę być częścią tej rodziny.
Zapadła cisza. Michał objął mnie ramieniem.
– Mamo…
Jadwiga spojrzała mi prosto w oczy:
– Dobrze. Ale pamiętaj: tu liczy się praca i rodzina. Jeśli zawiedziesz mojego syna…
– Nie zawiodę – przerwałam jej stanowczo.
Wieczorem Michał wyprowadził mnie na spacer do lasu.
– Przepraszam za mamę… Ona taka jest od śmierci babci. Boję się czasem, że nigdy cię nie zaakceptuje.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy:
– Michał… Ja też się boję. Ale jeśli mamy być razem, musimy walczyć o siebie.
Wróciliśmy do domu trzymając się za ręce. Jadwiga patrzyła na nas przez okno. W jej oczach zobaczyłam cień łez.
Minęły lata. Dziś jestem żoną Michała i matką dwójki dzieci. Jadwiga stała się dla mnie drugą matką – choć nigdy nie przestała być wymagająca. Czasem wspominamy tamten pierwszy weekend i śmiejemy się z moich pierwszych pierogów.
Ale wtedy… wtedy byłam pewna tylko jednego: przeznaczenie to nie bajka ani przypadek. To wybór – codzienny trudny wybór między strachem a miłością.
Czy wy też mieliście kiedyś takie spotkanie z przeznaczeniem? Czy rodzina waszego partnera wystawiła was na próbę? Jak sobie poradziliście?