Wzywający Dźwięk: Historia Danuty
Zamknęłam oczy, pozwalając sobie na krótką drzemkę po obiedzie. W kuchni jeszcze pachniało rosołem, a przez uchylone okno wpadał cichy szum lipowych liści. Wojtek, mój mąż, pojechał dziś rano do Zbyszka na działkę – mieli naprawiać płot, a ja zostałam sama w domu. Od kiedy przeszłam na emeryturę, takie popołudnia stały się moją codziennością. Czasem cieszy mnie ta cisza, czasem przytłacza.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, czy to dzwoni w mojej głowie, czy naprawdę. Sięgnęłam po komórkę z szafki nocnej. Numer nieznany. Zawahałam się – ostatnio coraz częściej dzwonią jacyś naciągacze albo reklamy. Ale coś mnie tknęło i odebrałam.
– Halo? – powiedziałam niepewnie.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, potem usłyszałam drżący głos:
– Dzień dobry… Czy rozmawiam z panią Danutą Nowak?
– Tak, to ja. O co chodzi?
– Tu mówi Anna… Anna Kowalska. Przepraszam, że dzwonię tak nagle, ale… muszę pani coś powiedzieć. To ważne.
Zamarłam. Nazwisko nic mi nie mówiło, ale w głosie tej kobiety było coś znajomego – jakaś nuta niepokoju i smutku.
– Słucham panią – odpowiedziałam ostrożnie.
– Chodzi o państwa syna… o Pawła.
Serce mi zamarło. Paweł od lat mieszka w Warszawie, rzadko dzwoni, jeszcze rzadziej przyjeżdża. Ostatnio widzieliśmy się na święta Bożego Narodzenia, pół roku temu.
– Co się stało? – zapytałam z trudem.
– On… on miał wypadek. Jest w szpitalu. Prosił, żeby panią powiadomić.
Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
– Wypadek? Jaki wypadek? Co się stało?!
– Samochodowy… Ale żyje, jest przytomny. Potrzebuje pani… potrzebuje rodziny.
Nie pamiętam dokładnie, co mówiła dalej. Notowałam adres szpitala na odwrocie starej koperty, ręce mi się trzęsły. Połączenie się urwało, a ja siedziałam na łóżku jak sparaliżowana. Wojtek był poza miastem, nie miałam nawet jak mu powiedzieć. Przez chwilę rozważałam, czy jechać sama do Warszawy – nigdy nie lubiłam podróżować pociągiem sama, ale nie mogłam czekać.
Zadzwoniłam do córki, Magdy. Odebrała po kilku sygnałach.
– Mamo? Coś się stało?
– Paweł miał wypadek… Jest w szpitalu w Warszawie. Muszę tam jechać.
Magda natychmiast zaoferowała się pojechać ze mną samochodem. Była zawsze bardziej opanowana ode mnie – silna, konkretna, czasem aż za bardzo. W ciągu godziny była już pod domem.
W drodze do Warszawy milczałyśmy przez długie minuty. W końcu Magda odezwała się:
– Mamo… Paweł ostatnio dziwnie się zachowywał. Wiesz coś o tym?
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Nie… Nie mówił mi niczego szczególnego.
Magda westchnęła ciężko.
– Może powinniśmy byli bardziej się nim interesować. Odkąd wyjechał do stolicy, wszystko robi sam… A my tylko święta i telefony od czasu do czasu.
Poczułam ukłucie winy. Czy rzeczywiście zaniedbałam syna? Czy byłam zbyt zajęta własnymi sprawami?
W szpitalu powitała nas ta sama kobieta, która dzwoniła – Anna Kowalska. Okazało się, że jest partnerką Pawła od kilku lat. Nigdy o niej nie słyszeliśmy.
– Przepraszam, że tak nagle… Paweł nie chciał was martwić – powiedziała cicho Anna, prowadząc nas korytarzem do sali syna.
Paweł leżał na łóżku z zabandażowaną głową i ręką w gipsie. Był blady i wyraźnie zmęczony, ale uśmiechnął się na nasz widok.
– Cześć, mamo… Cześć Magda – wyszeptał słabo.
Usiadłam przy jego łóżku i chwyciłam go za rękę.
– Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? Kim jest Anna?
Paweł spojrzał na Annę z wdzięcznością.
– Chciałem wam powiedzieć… Ale zawsze brakowało odwagi. Bałem się waszej reakcji.
Zrobiło mi się przykro. Czy naprawdę bylibyśmy aż tak surowi?
Anna opowiedziała nam o ich wspólnym życiu – o tym, jak wspierali się nawzajem w trudnych chwilach, jak Paweł zmagał się z problemami w pracy i depresją po rozstaniu z poprzednią partnerką. O tym wszystkim nie wiedzieliśmy nic.
Wieczorem wróciłyśmy z Magdą do hotelu niedaleko szpitala. Siedziałyśmy w milczeniu przy herbacie.
– Myślisz, że Paweł nam wybaczy? – zapytałam cicho.
Magda spojrzała na mnie poważnie.
– To my powinniśmy go przeprosić za to, że nie byliśmy blisko wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebował.
Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspominałam dzieciństwo Pawła – jego pierwsze kroki, szkolne sukcesy i porażki, nasze rodzinne wakacje nad morzem. Gdzie popełniłam błąd? Czy można jeszcze naprawić to wszystko?
Następnego dnia rano wróciłyśmy do szpitala. Paweł był już trochę silniejszy. Rozmawialiśmy długo – o jego życiu w Warszawie, o planach na przyszłość i o Annie. Obiecałam sobie wtedy jedno: nigdy więcej nie pozwolę, by moje dzieci czuły się samotne czy opuszczone przez rodzinę.
Kiedy wracałyśmy do domu, patrzyłam przez okno samochodu na mijane pola i lasy. Myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie dwa dni. Czy można odbudować rodzinne więzi po latach zaniedbań? Czy wystarczy jedna rozmowa i kilka łez?
Czasami jeden telefon potrafi zmienić całe życie człowieka. Czy potrafimy usłyszeć ten wzywający dźwięk zanim będzie za późno?