Telefon, który rozdrapał stare rany: Kiedy przeszłość wraca w najmniej oczekiwanym momencie

– Pani Marto, tu dyżurny lekarz z izby przyjęć. Musi pani natychmiast przyjechać. Pan Janusz Nowak został przyjęty w ciężkim stanie i podał panią jako osobę kontaktową.

Zamarłam. Telefon prawie wypadł mi z ręki. Janusz Nowak – imię, które przez ostatnie dziesięć lat próbowałam wymazać z pamięci. Ojciec, którego nie widziałam od dnia, gdy wyszedł z domu po kolejnej awanturze i już nie wrócił. Przez lata żyłam w przekonaniu, że tak będzie lepiej – dla mnie, dla mamy, dla mojego młodszego brata. Ale teraz los postanowił zadrwić ze mnie i postawił mnie przed wyborem, na który nie byłam gotowa.

Wsiadłam do samochodu, trzęsącymi się rękami przekręciłam kluczyk w stacyjce. W głowie kłębiły mi się wspomnienia – krzyki, trzaskanie drzwiami, cichy płacz mamy w kuchni. I mój własny strach, który towarzyszył mi przez całe dzieciństwo. Próbowałam oddychać głęboko, ale serce waliło mi jak oszalałe.

W szpitalu czekała na mnie pielęgniarka. – Proszę za mną, pani Marto – powiedziała łagodnie. – Pański ojciec miał zawał. Jest przytomny, ale bardzo słaby.

Przy łóżku Janusza zobaczyłam człowieka, którego ledwo poznałam. Wychudzony, poszarzały, z oczami pełnymi bólu i… czegoś jeszcze. Może żalu? Może strachu? Przez chwilę staliśmy w milczeniu, aż w końcu odezwał się cicho:

– Marta… Dziękuję, że przyszłaś.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W mojej głowie walczyły ze sobą gniew i współczucie. Chciałam go zapytać: „Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego musiałam być matką dla własnego brata?” Ale zamiast tego usiadłam na krześle i patrzyłam na niego w milczeniu.

– Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie – wyszeptał po chwili. – Ale nie mam nikogo innego.

Zacisnęłam pięści. Przez lata powtarzałam sobie, że jestem silna, że przeszłość mnie nie dotyczy. A teraz czułam się jak mała dziewczynka, która znów chce usłyszeć od ojca: „Przepraszam”.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Spojrzała na mnie pytająco.

– Byłaś u niego?

– Tak. Jest bardzo chory.

Mama westchnęła ciężko.

– Marta, wiem, że to trudne. Ale musisz sama zdecydować, czy chcesz mu pomóc. Ja już swoje przeżyłam.

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, czy potrafię wybaczyć. Czy to w ogóle możliwe? Czy człowiek może zostawić rodzinę na lata i potem oczekiwać pomocy?

Następnego dnia zadzwonił mój brat Paweł.

– Słyszałem o ojcu – powiedział bez emocji. – Nie zamierzam go odwiedzać.

– Może powinieneś… – zaczęłam niepewnie.

– Nie chcę go znać – przerwał mi ostro. – Ty rób, co chcesz.

Zostałam sama z decyzją, która wydawała się niemożliwa do podjęcia. Przez kolejne dni odwiedzałam ojca w szpitalu. Rozmawialiśmy mało – on był słaby, ja pełna sprzecznych uczuć. Czasem płakał. Czasem próbował żartować, jakby chciał cofnąć czas.

Pewnego dnia przyniosłam mu zdjęcie naszej rodziny sprzed lat. Spojrzał na nie długo i cicho zapytał:

– Myślisz, że mama mi kiedyś wybaczy?

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że mama nigdy nie zapomni tego, co przeszła. Ale czy ja mogę być inna? Czy mogę być lepsza?

W końcu lekarz powiedział mi wprost:

– Pani ojciec nie ma dużo czasu. Jeśli chce pani coś załatwić między sobą a nim – to ostatnia szansa.

Usiadłam przy łóżku ojca i po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na łzy.

– Zawsze chciałam cię zapytać: dlaczego? Dlaczego nas zostawiłeś?

Janusz spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Byłem tchórzem… Bałem się odpowiedzialności, bałem się samego siebie. Każdego dnia tego żałuję.

Siedzieliśmy tak długo w ciszy. W końcu poczułam coś na kształt ulgi – może nie przebaczenia, ale zrozumienia.

Ojciec odszedł kilka dni później. Pogrzeb był skromny – tylko ja, mama i Paweł, który przyszedł w ostatniej chwili i stał z boku z kamienną twarzą.

Dziś często wracam myślami do tamtego telefonu. Czy dobrze zrobiłam? Czy można wybaczyć komuś tylko dlatego, że umiera? Czy to ja powinnam była zrobić pierwszy krok?

A może czasem najtrudniejsze jest nie to, by wybaczyć innym – ale by wybaczyć sobie samemu?