Prezent rocznicowy, który rozbił moje życie na kawałki
Patrzyłam na siebie w lustrze, próbując nie dopuścić do głosu tego dziwnego uczucia, które od rana nie dawało mi spokoju. Dziś nasza dziesiąta rocznica ślubu. Tomek zawsze powtarzał, że jestem jego szczęściem, a ja… ja chciałam w to wierzyć. Sukienka leżała idealnie, włosy ułożyłam tak, jak lubił najbardziej. W salonie już rozbrzmiewały śmiechy gości, a zapach domowego ciasta mojej mamy mieszał się z aromatem świeżych kwiatów. Wszyscy byliśmy razem – rodzina, przyjaciele, nawet ci, z którymi ostatnio widywaliśmy się rzadko.
Tomek podszedł do mnie, uśmiechając się szeroko. „Wyglądasz przepięknie, Kasiu” – szepnął mi do ucha, a ja poczułam znajome ciepło w sercu. Przez chwilę uwierzyłam, że wszystko jest tak, jak być powinno. Goście podchodzili kolejno, składali życzenia, wręczali prezenty – kwiaty, albumy ze zdjęciami, ręcznie robione kartki. W pewnym momencie ciocia Basia wręczyła nam kopertę z życzeniami i mrugnęła porozumiewawczo: „Nie otwierajcie jej przy wszystkich”. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, nie podejrzewając jeszcze niczego.
Kiedy impreza powoli dobiegała końca, Tomek wyciągnął zza pleców niewielkie pudełko przewiązane srebrną wstążką. „To dla ciebie, Kasiu. Chciałem, żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham” – powiedział z powagą w głosie. Otworzyłam pudełko i zobaczyłam delikatny naszyjnik z zawieszką w kształcie serca. W środku była wygrawerowana data naszego ślubu i słowa: „Na zawsze razem”. Łzy napłynęły mi do oczu – ze wzruszenia i… czegoś jeszcze. Czegoś, czego nie umiałam wtedy nazwać.
Po północy goście zaczęli się żegnać. Została tylko najbliższa rodzina i moja przyjaciółka Magda. Kiedy zbierałam talerze ze stołu, zauważyłam na komodzie kopertę od cioci Basi. Przypomniałam sobie jej słowa i postanowiłam otworzyć ją dopiero wtedy, gdy zostaniemy sami. Tomek pomagał mi sprzątać, żartował i opowiadał anegdoty z pracy. Było tak zwyczajnie… i tak dobrze.
Gdy w końcu usiedliśmy na kanapie z kieliszkami wina, podałam mu kopertę. „Może teraz?” – zapytałam z uśmiechem. Tomek wzruszył ramionami: „Pewnie to jakieś rodzinne żarty”. Otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę. Były tam tylko dwa zdania: „Kasiu, zasługujesz na prawdę. Spójrz na zdjęcie.”
W środku była jeszcze jedna koperta – mniejsza. Drżącymi rękami wyjęłam zdjęcie. Na fotografii był Tomek… obejmujący inną kobietę. Kobietę, którą znałam – Anię z pracy Tomka. Zawsze wydawała mi się sympatyczna, choć trochę zbyt pewna siebie. Na zdjęciu patrzyli sobie w oczy tak, jakby świat poza nimi nie istniał.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Spojrzałam na Tomka – pobladł i spuścił wzrok.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam cicho.
Tomek milczał przez dłuższą chwilę. W końcu westchnął ciężko.
– Kasiu… To było dawno temu. To nic nie znaczyło.
– Dawno temu? – powtórzyłam głucho. – Kiedy?
– Półtora roku temu… Byliśmy wtedy pokłóceni, pamiętasz? Ty wyjechałaś do mamy na kilka dni… Ania po prostu była blisko.
Słuchałam go jak przez mgłę. Próbowałam sobie przypomnieć tamten czas – rzeczywiście wtedy się oddaliliśmy. Ale zdrada? Nie mieściło mi się to w głowie.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam łamiącym się głosem.
– Bałem się cię stracić. Myślałem, że jeśli to zostawię za sobą… jeśli będziemy dalej razem… to wszystko się ułoży.
Wstałam gwałtownie z kanapy. Naszyjnik zsunął mi się z szyi i upadł na podłogę z cichym brzękiem.
– Myślałeś tylko o sobie! – krzyknęłam przez łzy. – A ja przez cały ten czas wierzyłam ci bezgranicznie!
Tomek próbował mnie objąć, ale odsunęłam się od niego jak poparzona.
– Muszę być sama – powiedziałam cicho i wybiegłam z salonu.
Zamknęłam się w sypialni i długo płakałam w poduszkę. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Tomka, każde wspomnienie z ostatnich lat. Czy naprawdę byłam tak ślepa? Czy można wybaczyć zdradę tylko dlatego, że ktoś twierdzi, iż to już przeszłość?
Następnego dnia Tomek próbował ze mną rozmawiać. Przepraszał, tłumaczył się, obiecywał wszystko naprawić. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy tak jak dawniej. Każdy gest wydawał mi się fałszywy, każde słowo podejrzane.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Rodzina pytała o naszą relację – unikałam odpowiedzi. Magda próbowała mnie pocieszać: „Może warto spróbować mu wybaczyć? Każdy popełnia błędy.” Ale ja czułam tylko pustkę i żal.
W końcu spakowałam walizkę i wyjechałam do mamy na kilka dni – tak jak wtedy, półtora roku temu. Siedziałyśmy razem przy herbacie i długo milczałyśmy.
– Czasem lepiej znać prawdę – powiedziała mama cicho – nawet jeśli boli.
Patrzyłam przez okno na szare niebo i zastanawiałam się: czy gdybym nie dostała tego prezentu rocznicowego od cioci Basi – tej koperty z prawdą – żyłabym dalej w błogiej nieświadomości? Czy lepiej znać całą prawdę o swoim życiu… czy może czasem lepiej nie wiedzieć?
Czy można jeszcze zaufać komuś po takim ciosie? Czy warto próbować odbudować coś, co zostało rozbite na kawałki? Może ktoś z was zna odpowiedź…