Jak odzyskałam córkę: Historia matki, która musiała nauczyć się odpuszczać

– Magda, dlaczego znowu nie odbierasz? – mój głos drżał, kiedy po raz kolejny zostawiłam wiadomość na jej poczcie głosowej. Była sobota, a ja od rana chodziłam po mieszkaniu jak struta. Mąż, Andrzej, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę, ale widziałam, jak co chwilę zerka na mnie znad okularów.

– Daj jej spokój, Haniu. Ma swoje życie – powiedział w końcu cicho, ale w jego głosie słyszałam ten sam niepokój, który rozdzierał mnie od środka.

Nie tak wyobrażałam sobie życie po ślubie naszej jedynej córki. Zawsze byliśmy blisko – Magda dzwoniła codziennie, przychodziła na niedzielne obiady, opowiadała o wszystkim. A teraz? Minęły trzy tygodnie od jej ślubu z Pawłem i nagle jakby wyparowała. Odpowiadała na SMS-y zdawkowo, a rozmowy przez telefon były krótkie i pełne napięcia.

Pamiętam dzień jej ślubu. Stałam w kuchni i płakałam ze wzruszenia, kiedy zakładała suknię. – Mamo, nie płacz – śmiała się wtedy. – Przecież nie wyjeżdżam na koniec świata! Obiecała, że nic się nie zmieni. Ale wszystko się zmieniło.

Zaczęło się niewinnie. Najpierw nie przyszli na niedzielny obiad, bo „muszą odpocząć po tygodniu pracy”. Potem Magda przestała odbierać telefony wieczorami. Kiedy w końcu odebrała po kilku dniach milczenia, usłyszałam w jej głosie zniecierpliwienie.

– Mamo, naprawdę musisz dzwonić codziennie? – zapytała szorstko.

Zatkało mnie. Przecież zawsze dzwoniłam! To był nasz rytuał. Poczułam się jak intruz w jej nowym życiu.

Andrzej próbował mnie uspokoić. – Daj jej czas. Musi się nauczyć żyć po swojemu.

Ale ja nie umiałam odpuścić. Czułam się odrzucona, niepotrzebna. Zaczęłam analizować każdy szczegół: może Paweł ją nastawia przeciwko nam? Może coś się stało? Może ją zawiodłam?

Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Paweł otworzył drzwi zaskoczony.

– O, dzień dobry pani Haniu… Magda jest w pracy.

Usiadłam w ich salonie, patrząc na zdjęcia ze ślubu na półkach. Paweł zaproponował kawę i rozmawialiśmy o pogodzie. Czułam się jak gość w domu własnego dziecka.

Kiedy Magda wróciła, była wyraźnie zdenerwowana.

– Mamo, mogłaś zadzwonić! – powiedziała przez zaciśnięte zęby.

– Martwiłam się… – zaczęłam tłumaczyć.

– Nic mi nie jest! Po prostu chcę trochę spokoju!

Wyszłam stamtąd z poczuciem upokorzenia i żalu. W domu rozpłakałam się przy Andrzeju.

– Może rzeczywiście przesadzam… Może powinnam dać jej więcej wolności?

Ale jak to zrobić? Jak przestać być matką na pełen etat?

Przez kolejne tygodnie próbowałam się powstrzymywać. Nie dzwoniłam codziennie, nie pisałam SMS-ów z pytaniami o zdrowie. Ale czułam się coraz bardziej samotna. Andrzej był dla mnie wsparciem, ale widziałam, że i jemu brakuje kontaktu z Magdą.

W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Czekałam na telefon od córki cały dzień. Wieczorem zadzwoniła teściowa Magdy z życzeniami – a od niej cisza.

Około 22:00 usłyszałam dźwięk domofonu. Magda stała w drzwiach z bukietem tulipanów i łzami w oczach.

– Przepraszam, mamo… – wyszeptała i rzuciła mi się na szyję.

Siedziałyśmy potem długo w kuchni przy herbacie.

– Wiem, że cię raniłam – powiedziała cicho. – Ale ja też czuję się zagubiona. Nowe życie, nowe obowiązki… Paweł chce mieć trochę spokoju po pracy, ja też czasem potrzebuję pobyć sama…

Patrzyłam na nią i widziałam tę samą dziewczynkę, która kiedyś tuliła się do mnie po koszmarze sennym.

– Chcę być blisko ciebie, ale muszę nauczyć się być dorosła…

Objęłam ją mocno.

– Ja też muszę się tego nauczyć – przyznałam ze łzami w oczach.

Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się zmieniać. Nie były już takie same jak kiedyś – były dojrzalsze. Zrozumiałam, że muszę pozwolić Magdzie żyć po swojemu, nawet jeśli to boli. Ona zaś zaczęła częściej dzwonić – nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce.

Czasem patrzę na zdjęcia sprzed lat i zastanawiam się: czy można być matką bez kontroli? Czy potrafię kochać tak mocno, by pozwolić odejść? Może właśnie na tym polega prawdziwa miłość?