Decyzja, która zmieniła wszystko: Historia Jadwigi i rodzinnego konfliktu
Telefon zadzwonił dokładnie o siódmej rano, gdy ledwo zdążyłam postawić czajnik na gazie. Jeszcze zaspana, spojrzałam na ekran i od razu poczułam niepokój – Krystyna. Moja młodsza siostra nigdy nie dzwoniła tak wcześnie, chyba że stało się coś poważnego. Odebrałam z wahaniem.
– Cześć, Kryśka, co się stało? Wiesz, że jeszcze nie jestem do końca rozbudzona – wymamrotałam, próbując ukryć irytację.
– Jadziu, przyjeżdżaj natychmiast do mamy! – jej głos był napięty, niemal rozkazujący. – Wszystko załatwiłam, dokumenty są gotowe. Dzisiaj przyjeżdżają z domu opieki.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Dom opieki? Przecież jeszcze wczoraj rozmawiałyśmy o tym, że mama czuje się lepiej, że może spróbujemy zatrudnić opiekunkę na kilka godzin dziennie. Krystyna jednak zawsze wiedziała lepiej. Zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
– Jak to „wszystko załatwiłaś”? – zapytałam w końcu, czując jak narasta we mnie złość. – Przecież miałyśmy się jeszcze zastanowić! Miałyśmy porozmawiać z mamą!
– Jadziu, nie ma czasu na dyskusje. Mama się pogarsza, a ja nie dam rady sama wszystkiego ogarnąć. Ty masz swoją pracę, ja mam dzieci i dom. To najlepsze rozwiązanie – odpowiedziała chłodno.
W słuchawce zapadła cisza. Słyszałam tylko jej przyspieszony oddech i gdzieś w tle szuranie krzeseł. W mojej głowie kłębiły się myśli: jak mogła? Jak mogła podjąć taką decyzję bez konsultacji ze mną, z mamą? Przecież to nasza matka!
W pośpiechu ubrałam się i wybiegłam z mieszkania. Droga do rodzinnego domu wydawała się dłuższa niż zwykle. W głowie powtarzałam sobie fragmenty naszej ostatniej rozmowy z mamą: „Nie chcę być ciężarem”, „Jeszcze sobie radzę”, „Nie oddawajcie mnie do żadnego domu”.
Gdy weszłam do mieszkania, Krystyna już czekała w przedpokoju, ubrana w elegancki płaszcz, jakby wybierała się na ważne spotkanie. Mama siedziała przy stole w kuchni, skulona, z oczami pełnymi łez.
– Mamo… – zaczęłam cicho, ale ona tylko pokręciła głową.
– Już wszystko postanowione – powiedziała Krystyna stanowczo. – Przyjadą za godzinę.
– Czy ty siebie słyszysz? – wybuchłam. – Przecież mama nie chce tam jechać! Nie możesz decydować za wszystkich!
– A kto się nią zajmie? Ty? – Krystyna spojrzała na mnie z wyrzutem. – Pracujesz całymi dniami, widujesz mamę raz w tygodniu! Ja muszę wszystko ogarniać sama!
– To nieprawda! Przecież rozmawiałyśmy o opiekunce! Mogłyśmy spróbować…
– Nie mamy pieniędzy na opiekunkę! – przerwała mi ostro. – A dom opieki jest państwowy, wszystko załatwiłam.
Mama patrzyła na nas obie z rozpaczą w oczach. Widziałam, jak bardzo jest jej przykro, jak bardzo czuje się zdradzona przez własne córki. Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Dwóch mężczyzn w białych fartuchach weszło do mieszkania z dokumentami i torbą na rzeczy osobiste mamy. Krystyna podpisała papiery bez mrugnięcia okiem. Ja stałam jak sparaliżowana.
– Mamo… proszę…
– Jadwiga, nie płacz – powiedziała cicho mama. – Widocznie tak musi być.
Patrzyłam, jak zabierają ją do samochodu. Mama nie protestowała, tylko odwróciła wzrok i otarła łzę rękawem swetra. Krystyna zamknęła za nimi drzwi i odetchnęła z ulgą.
– Zrobiłam to dla wszystkich – powiedziała twardo. – Kiedyś mi podziękujesz.
Nie odpowiedziałam. W mojej głowie kłębiły się myśli i pytania bez odpowiedzi. Czy naprawdę nie było innego wyjścia? Czy rzeczywiście musieliśmy oddać mamę do domu opieki? Czy to była decyzja dla jej dobra czy dla naszej wygody?
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona, w domu chodziłam jak cień. Krystyna przestała odbierać moje telefony – uznała sprawę za zamkniętą. Ja jednak czułam się winna i zdradzona jednocześnie.
Po tygodniu pojechałam odwiedzić mamę w domu opieki na obrzeżach miasta. Siedziała sama w pustym pokoju, patrząc przez okno na szare drzewa.
– Mamo…
Uśmiechnęła się blado.
– Dobrze, że przyszłaś, Jadziu. Tu jest cicho… ale zimno jakoś na duszy.
Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę.
– Przepraszam…
– Nie masz za co przepraszać – szepnęła mama. – Wiem, że chciałaś dobrze.
Wyszłam stamtąd z ciężarem na sercu większym niż kiedykolwiek wcześniej. Zrozumiałam wtedy, że czasem decyzje podejmowane przez innych mogą złamać człowieka bardziej niż własne błędy.
Czy naprawdę można wybaczyć siostrze taką decyzję? Czy rodzina powinna decydować za naszych bliskich bez ich zgody? Czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną…