Moja córka wyrzuca mi, że nie wspieram jej finansowo jak teściowie. Czy naprawdę jestem gorszą matką?

— Mamo, nie rozumiesz, jak bardzo nam teraz ciężko! — Ela rzuciła to zdanie przez telefon z taką siłą, że aż musiałam odsunąć słuchawkę od ucha. — Teściowie dali nam pieniądze na nową lodówkę i jeszcze dorzucili na wakacje. A ty? Nawet nie zapytałaś, czy czegoś potrzebujemy.

Zamarłam. Siedziałam w moim małym pokoju w bloku na Pradze, patrząc na zdjęcie Elżuni z pierwszej komunii. Miała wtedy białą sukienkę i uśmiech, który rozświetlał cały świat. Byłam już wtedy po pięćdziesiątce, a ona była moim cudem — dzieckiem wyczekanym przez lata leczenia, modlitw i łez. Mój mąż, Zbyszek, zmarł, gdy Ela miała 17 lat. Od tamtej pory byłam sama.

— Ela, kochanie… — zaczęłam ostrożnie. — Wiesz przecież, że mam tylko emeryturę. Staram się odkładać na twoje urodziny, na święta…

— Ale mamo! — przerwała mi zniecierpliwiona. — To nie chodzi o prezenty! Chodzi o to, że nie czuję od ciebie wsparcia. Wszyscy moi znajomi dostają od rodziców pieniądze na remonty, samochody… A ja co? Muszę się tłumaczyć przed Tomkiem, dlaczego moja mama nic nie daje.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przecież całe życie robiłam wszystko dla niej. Pracowałam w szkole do późnych lat, żeby miała lepszy start. Odkładałam każdy grosz na jej studia w Warszawie. Gdy zachorowała na zapalenie płuc w liceum, nie spałam po nocach przy jej łóżku. A teraz…

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam jej głos: „Nie czuję od ciebie wsparcia”. Czy naprawdę jestem gorszą matką tylko dlatego, że nie mam pieniędzy?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.

— Słyszałam, że Ela znowu była u ciebie? — zapytała z troską.

— Tylko przez telefon… — westchnęłam. — Wiesz, Halinko, ona uważa, że powinnam jej pomagać finansowo jak teściowie. Ale oni mają firmę budowlaną! Są młodzi, zdrowi…

— Dzieci teraz mają inne wymagania — pokiwała głową pani Halina. — Moja Basia też ciągle narzeka, że nie mogę jej kupić mieszkania.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była bardziej oszczędzać? Może mogłam sprzedać mieszkanie i dać Eli zaliczkę na dom? Ale przecież sama muszę gdzieś mieszkać…

W sobotę Ela przyszła do mnie z Tomkiem i wnuczką Mają.

— Mamo, musimy pogadać — zaczęła Ela od progu.

Tomek siedział sztywno na kanapie, patrząc w podłogę.

— Słuchaj… — Ela mówiła szybko i nerwowo. — Chcemy zrobić remont kuchni. Teściowie już dali nam 10 tysięcy. Może ty też mogłabyś coś dorzucić?

Spojrzałam na nią i poczułam żal. Przecież wiedziała, że ledwo wiążę koniec z końcem.

— Elu… Ja naprawdę nie mam takich pieniędzy. Moja emerytura to dwa tysiące miesięcznie. Muszę płacić czynsz, leki…

— Ale mamo! — wybuchła Ela. — Ty nigdy nie chcesz pomóc! Zawsze tylko wymówki!

Maja zaczęła płakać. Tomek wstał i wyszedł do przedpokoju.

Ela spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Wiesz co? Może lepiej już nic nie mów — rzuciła i wyszła za Tomkiem.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez okno patrzyłam na szare bloki i czułam się tak bardzo samotna jak nigdy dotąd.

Przez kolejne tygodnie Ela rzadko dzwoniła. Ograniczała się do krótkich wiadomości o Mai: „Maja chora”, „Maja dostała piątkę”. Czułam się jak ktoś obcy w jej życiu.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie brat Zbyszka, wujek Janek.

— Haniu, co się dzieje z Elą? — zapytał z troską. — Słyszałem od Tomka, że jesteście pokłócone.

Opowiedziałam mu wszystko przez łzy.

— Haniu… Ty zawsze byłaś dobrą matką. Ale dzieci czasem nie rozumieją naszych ograniczeń. Może Ela musi sama do tego dojrzeć?

Po tej rozmowie długo siedziałam w ciszy. Przeglądałam stare zdjęcia: Ela na rowerze, Ela z pierwszą szóstką w szkole… Czy naprawdę wszystko sprowadza się teraz do pieniędzy?

Kilka dni później dostałam list od Eli:

„Mamo,
Przepraszam za moje słowa. Wiem, że nie masz tyle pieniędzy co teściowie. Po prostu czasem czuję się gorsza przy Tomku i jego rodzinie. Chciałabym móc cię częściej odwiedzać i żebyśmy znów były blisko.
Ela”

Popłakałam się ze wzruszenia i ulgi.

Dziś już wiem, że nie wszystko można kupić za pieniądze. Ale czy moje dziecko kiedyś naprawdę to zrozumie? Czy zawsze będziemy porównywać się do innych rodzin?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy bycie dobrą matką mierzy się ilością przekazanych pieniędzy? A może miłością i troską? Co wy o tym myślicie?