Nie obawiaj się, zawsze przy tobie będę – historia Elżbiety i jej rodziny
– Nie obawiaj się, zawsze przy tobie będę – usłyszałam cichy szept w ciemności. To była moja córka, Zosia, wtulona we mnie na skrzypiącym łóżku w naszym wynajętym mieszkaniu na Pradze. Miała wtedy siedem lat, a ja czułam się jak dziecko, które zgubiło drogę do domu.
Wszystko rozpadło się w jeden wieczór. Mąż, Andrzej, wrócił późno. Pachniał obcymi perfumami i miał w oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – obojętność. – Elżbieta, musimy porozmawiać – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – Poznałem kogoś. Wyprowadzam się jutro.
Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu zamarłam. W głowie miałam tylko jedno: co powiem dzieciom? Jak powiem mamie? Moja matka, Teresa, zawsze powtarzała: „Widzisz, mówiłam ci, że Andrzej to nie jest facet na całe życie. Trzeba było słuchać matki!”
Następnego dnia Andrzej zabrał swoje rzeczy. Syn, Michał, miał wtedy czternaście lat i zamknął się w sobie na dobre. Przestał mówić do mnie przez dwa tygodnie. Zosia płakała po nocach, a ja udawałam przed nią silną. Ale w środku byłam wrakiem.
Matka przyjechała z Radomia już po tygodniu. Weszła bez pukania, rozejrzała się krytycznie po kuchni i westchnęła ciężko.
– No i co teraz? Myślałaś, że życie to bajka? Trzeba było słuchać matki! – powtarzała jak mantrę.
– Mamo, proszę cię…
– Nie proś mnie! Ja ci pomogę, ale musisz zacząć myśleć o przyszłości. Michał powinien iść do technikum, nie do liceum! Zosia za dużo czasu spędza przed telewizorem! A ty? Kiedy ostatnio byłaś u fryzjera?
Czułam się jak dziecko pod jej wzrokiem. Każda decyzja była zła. Każde słowo nie takie. Ale nie miałam siły walczyć.
Pieniądze topniały szybciej niż śnieg w marcu. Pracowałam jako księgowa w małej firmie budowlanej na Grochowie. Szef był wymagający i nie znosił spóźnień. A ja codziennie biegałam między szkołą dzieci a pracą, gotowaniem i sprzątaniem.
Pewnego dnia Michał wrócił do domu z podbitym okiem.
– Co się stało?!
– Nic.
– Michał!
– Po prostu… ktoś powiedział coś o tobie i tacie. Że jesteś frajerką, bo tata cię zostawił.
Serce mi pękło. Chciałam go przytulić, ale odsunął się.
– Daj mi spokój!
Wieczorem usiadłam z mamą przy stole.
– Mamo, ja już nie daję rady…
– Elżbieta! Ty musisz być silna dla dzieci! Ja całe życie byłam sama! Twój ojciec pił i bił! Ale ja nigdy się nie poddałam!
Zazdrościłam jej tej siły. Ale czułam też złość – bo nigdy nie pozwoliła mi być sobą.
Zosia zaczęła moczyć się w nocy. Michał coraz częściej znikał z domu na całe popołudnia. Ja chudłam z nerwów i przestałam spać.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Michała.
– Pani Elżbieto, syn ma poważne problemy z nauką. Grozi mu powtarzanie klasy.
Położyłam słuchawkę i rozpłakałam się pierwszy raz od miesięcy.
Wieczorem usiadłam z Michałem na kanapie.
– Synku…
– Nie mów tak do mnie!
– Michał… wiem, że jest ci ciężko. Mnie też jest ciężko. Ale jesteśmy rodziną. Musimy trzymać się razem.
Spojrzał na mnie z nienawiścią.
– To przez ciebie tata odszedł!
To był cios prosto w serce. Wybiegłam z mieszkania i długo chodziłam po osiedlu, aż nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Następnego dnia matka spakowała walizkę.
– Wracam do Radomia. Tu nic po mnie. I tak mnie nie słuchasz!
Zostałam sama z dziećmi i pustką w środku.
Minęły miesiące. Michał powoli zaczął wracać do siebie – pomogła mu szkolna psycholog. Zosia przestała moczyć się w nocy po tym, jak zaczęłyśmy razem czytać bajki przed snem.
Ale ja wciąż czułam się niewidzialna. W pracy szef coraz częściej rzucał kąśliwe uwagi:
– Pani Elżbieto, może pani sobie nie radzi? Może trzeba poszukać kogoś młodszego?
Bałam się każdego dnia o pracę, o dzieci, o przyszłość.
Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.
– Elżbieta… przepraszam cię za wszystko. Może przyjadę na święta?
Zgodziłam się bez entuzjazmu.
W Wigilię usiedliśmy razem przy stole – ja, dzieci i mama. Było cicho i niezręcznie. Nagle Zosia podeszła do babci i podała jej własnoręcznie zrobioną kartkę:
– Babciu, nie bój się. Zawsze będziemy razem.
Mama rozpłakała się jak dziecko.
– Przepraszam was… Przepraszam za wszystko…
Wtedy pierwszy raz od lat poczułam ciepło w sercu.
Zaczęliśmy rozmawiać – szczerze, bez udawania. Michał wyznał babci, że boi się przyszłości. Mama opowiedziała o swoim dzieciństwie z ojcem alkoholikiem. Ja powiedziałam głośno o swoim strachu przed samotnością.
Od tamtej pory było już tylko lepiej – choć nie idealnie. Mama zaczęła nas odwiedzać częściej, ale już nie krytykowała każdego mojego kroku. Michał zdał do następnej klasy i zaczął trenować piłkę nożną. Zosia znalazła przyjaciółkę w nowej szkole.
A ja? Zaczęłam chodzić na terapię i pierwszy raz od lat poczułam się ważna – dla siebie samej.
Dziś wiem jedno: nawet jeśli życie wali się na głowę, nawet jeśli najbliżsi ranią najmocniej – można znaleźć siłę w sobie i w tych kilku prostych słowach: „Nie obawiaj się, zawsze przy tobie będę”.
Czy wy też mieliście momenty w życiu, kiedy wydawało się, że wszystko jest stracone? Co wam wtedy pomogło przetrwać?