Czas na naprawę błędu – historia Magdy z Olsztyna

Wszystko zaczęło się od trzasku talerza na podłodze. Mama spojrzała na mnie z takim rozczarowaniem, jakby to nie była tylko porcelana, ale całe nasze życie rozpadło się na kawałki. – Magda, czy ty naprawdę nie potrafisz nawet podać obiadu bez katastrofy? – Jej głos był cichy, ale w nim drżał gniew, który znałam od dziecka. Tata siedział przy stole, milczący jak zwykle, a mój brat Paweł tylko przewrócił oczami i wrócił do telefonu.

Miałam wtedy dwadzieścia sześć lat i czułam się jak dziecko, które nie dorosło do oczekiwań rodziców. Olsztyn był dla mnie za ciasny, a mieszkanie w bloku na Jarotach – duszne jak klatka. Pracowałam w sklepie spożywczym, bo mama powtarzała: „Przynajmniej masz stałą pracę, Magda. Nie każdy może być kimś wielkim”.

Tego wieczoru przy stole siedziała też babcia Zofia, która zawsze stawała po mojej stronie. – Dajcie jej spokój – powiedziała stanowczo. – Każdy może się potknąć. Ale mama nie słuchała. – Gdybyś była bardziej jak Paweł… On już ma narzeczoną, mieszkanie na kredyt i awansuje w banku. A ty? Nawet chłopaka nie potrafisz sobie znaleźć.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Wtedy zadzwonił domofon. – To pewnie Tomek – mruknął Paweł z uśmiechem. Tomek był moim przyjacielem od liceum, jedyną osobą, przy której mogłam być sobą. Wszedł do kuchni z torbą pełną pączków i szerokim uśmiechem.

– Cześć wszystkim! Magda, chodź na balkon, muszę ci coś powiedzieć – rzucił konspiracyjnie.

Wyszliśmy na balkon, gdzie pachniało deszczem i spalinami. – Co się stało? – zapytałam cicho.

– Dostałem pracę w Warszawie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Chciałem cię zabrać ze sobą…

Zamarłam. Warszawa? Nowe życie? To było jak sen, który bałam się śnić na głos.

– Nie mogę zostawić mamy samej…

– Magda, ona cię dusi! Zasługujesz na coś więcej niż wieczne poczucie winy.

Wróciłam do kuchni z bijącym sercem. Mama spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Co on ci powiedział?

– Nic ważnego – skłamałam.

Ale tej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słysząc przez ścianę kłótnie rodziców o pieniądze i przyszłość Pawła. Babcia weszła do mojego pokoju nad ranem.

– Magda… Nie zmarnuj życia przez cudze oczekiwania. Ja też kiedyś popełniłam ten błąd.

Jej słowa dźwięczały mi w głowie przez cały dzień. W pracy byłam rozkojarzona, aż szefowa zwróciła mi uwagę.

Wieczorem Tomek zadzwonił jeszcze raz.

– Magda, proszę… Pojedź ze mną. Zacznijmy od nowa.

– Nie mogę…

– To powiedz mi chociaż dlaczego? Boisz się ich czy siebie?

Nie odpowiedziałam.

Następnego dnia mama zaczęła temat mieszkania Pawła. – Może byś się wyprowadziła do niego na chwilę? Przynajmniej nie będziesz mi przeszkadzać w domu.

– Mamo! – wybuchłam pierwszy raz od lat. – Ja też mam prawo do życia!

Wybiegłam z domu i pojechałam nad jezioro Ukiel. Siedziałam na pomoście i płakałam jak dziecko. Obok usiadł starszy pan z psem.

– Ciężki dzień? – zapytał łagodnie.

– Najgorszy w życiu.

– Wie pani… Ja całe życie robiłem to, czego chcieli inni. Teraz żałuję każdego dnia, którego nie przeżyłem po swojemu.

Wróciłam do domu późno. Mama czekała w kuchni.

– Gdzie byłaś?

– Nad jeziorem. Musiałam pomyśleć.

– O czym?

– O tym, że wyjeżdżam do Warszawy z Tomkiem.

Zamarła. – Jak to? Zostawisz mnie samą?

– Mamo, ja już nie mogę tak żyć.

Wybuchła płaczem. Paweł wbiegł do kuchni.

– Co się dzieje?

– Twoja siostra chce mnie zostawić! Po wszystkim, co dla niej zrobiłam!

Babcia weszła za nim i objęła mnie ramieniem.

– Dobrze robisz, Magda. Czasem trzeba być egoistą, żeby przeżyć.

Mama patrzyła na mnie z nienawiścią i rozpaczą jednocześnie.

– Nigdy ci tego nie wybaczę – wysyczała.

Spakowałam walizkę tej samej nocy. Tomek czekał pod blokiem z samochodem pełnym kartonów.

– Gotowa?

Spojrzałam ostatni raz na okno kuchni, gdzie paliło się światło.

– Nie wiem… Ale muszę spróbować.

Droga do Warszawy była cicha. Tomek trzymał mnie za rękę.

– Będzie dobrze, zobaczysz.

Pierwsze tygodnie były trudne. Wynajęliśmy małe mieszkanie na Ursynowie. Pracowałam jako kelnerka, potem dostałam pracę w księgarni. Mama nie odbierała telefonów przez pół roku. Paweł przysłał mi SMS-a: „Nie rozumiem cię, ale życzę powodzenia”. Babcia dzwoniła co tydzień: „Jestem z ciebie dumna”.

Po roku zadzwoniła mama.

– Magda… Tata jest w szpitalu. Przyjedziesz?

Pojechałam pierwszym pociągiem do Olsztyna. W szpitalu zobaczyłam ją zmęczoną i postarzałą o dziesięć lat.

– Przepraszam – wyszeptała nagle. – Nie umiałam cię kochać inaczej niż przez strach o ciebie…

Objęłyśmy się pierwszy raz od lat i obie płakałyśmy jak dzieci.

Tata wyzdrowiał powoli, a ja wróciłam do Warszawy z poczuciem ulgi i żalu jednocześnie. Tomek poprosił mnie o rękę na spacerze nad Wisłą.

Dziś mam trzydzieści dwa lata i własne życie. Mama czasem dzwoni i pyta: „Jak się czujesz?”. Babcia już nie żyje, ale jej słowa noszę w sercu każdego dnia.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można naprawić błędy przeszłości? Czy odwaga przychodzi zawsze za późno? Co wy o tym myślicie?