Dwaj bracia, czyli jak życie poukładało wszystko na miejscu

– Dlaczego twój ojciec nigdy po ciebie nie przychodzi? – zapytał mnie Paweł na przerwie, patrząc z wyższością, jakby znał odpowiedź, której ja sam nie znałem. Poczułem, jak krew napływa mi do twarzy. Wokół śmiechy, szepty, spojrzenia. Chciałem zapaść się pod ziemię. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to pytanie będzie wracać do mnie przez całe życie.

Miałem wtedy trzynaście lat i byłem przekonany, że świat jest niesprawiedliwy. Moja mama, pani Kasia, pracowała w sklepie spożywczym na osiedlu. Nie mieliśmy samochodu, a mój telefon był starym modelem po Adamie, moim starszym bracie. Adam miał wtedy siedemnaście lat i był dla mnie wszystkim – ojcem, bratem i czasem nawet matką. To on tłumaczył mi zadania z matmy, to on pierwszy nauczył mnie jeździć na rowerze i to on pierwszy powiedział mi, że nie muszę być taki jak inni chłopcy z klasy.

Ale wtedy w gimnazjum wszystko się zmieniło. Chłopaki zaczęli się przechwalać: czyj tata ma lepszy samochód, kto ma droższy telefon, kto był z ojcem na meczu Legii. Ja milczałem. Czym miałem się pochwalić? Z mamą nie mieliśmy auta, a Adam był dla mnie jak cień – zawsze obecny, ale nigdy nie mówił o ojcu. Kiedy pytałem mamę o tatę, odpowiadała wymijająco: „Był dobrym człowiekiem, ale musiał odejść”. Adam tylko zaciskał szczęki i wychodził z pokoju.

Pewnego dnia wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Zastałem Adama siedzącego przy stole z głową w dłoniach. Na stole leżał stary list. Kiedy wszedłem, podniósł wzrok – miał czerwone oczy.

– Co się stało? – zapytałem cicho.

Adam długo milczał. W końcu powiedział:
– Tata napisał do mamy. Chce się z nami spotkać.

Zamarłem. Tata? Ten mityczny tata, którego nigdy nie widziałem? Poczułem w sobie dziwną mieszankę strachu i nadziei.

Wieczorem mama przyszła do nas do pokoju. Usiadła na łóżku i spojrzała na nas poważnie.
– Chciałam wam powiedzieć wcześniej… Ale nie wiedziałam jak. Wasz ojciec mieszka teraz w Gdańsku. Ma nową rodzinę. Ale chce was zobaczyć.

Adam wstał gwałtownie.
– Po co? Po tylu latach? – krzyknął. – Przecież go nie obchodziliśmy!

Mama spuściła wzrok.
– To nie tak…

Ale Adam już wyszedł trzaskając drzwiami.

Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok, wyobrażając sobie spotkanie z ojcem. Czy będzie miły? Czy powie mi, dlaczego nas zostawił? Czy będzie chciał nadrobić stracony czas?

Kilka dni później pojechaliśmy do Gdańska. Adam nie chciał jechać, ale mama go przekonała. Siedzieliśmy w kawiarni przy dworcu. Przyszedł wysoki mężczyzna w eleganckim płaszczu. Miał siwe włosy i zmęczone oczy. Usiadł naprzeciwko nas.

– Cześć, chłopcy – powiedział cicho.

Adam patrzył przez okno. Ja nie wiedziałem, co powiedzieć.

Ojciec zaczął mówić: o tym, że żałuje, że musiał odejść; że życie ułożyło się inaczej; że kocha nas i chciałby być częścią naszego życia.

Adam wybuchnął:
– Kochałeś nas? To dlaczego nas zostawiłeś?! Dlaczego musieliśmy patrzeć, jak mama płacze po nocach?!

Ojciec spuścił głowę.
– Byłem młody… głupi… Bałem się odpowiedzialności…

Wtedy mama zaczęła płakać. Ja patrzyłem na nich wszystkich i czułem się jak obcy we własnej rodzinie.

Po powrocie do domu Adam zamknął się w swoim pokoju na dwa dni. Nie rozmawiał ze mną ani z mamą. Ja próbowałem zrozumieć – czy można wybaczyć komuś taką zdradę?

Minęły tygodnie. Ojciec dzwonił czasem do mamy, przysyłał prezenty na święta. Adam odrzucał wszystko – nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Ja byłem rozdarty – tęskniłem za ojcem, którego nigdy nie miałem, ale jednocześnie czułem lojalność wobec Adama i mamy.

Pewnego dnia Adam wrócił do domu pobity. Ktoś zaczepił go na osiedlu – wyśmiewali się z niego, że jest „synkiem tatusia”, który przypomniał sobie o nim po latach.

– Widzisz? – powiedział Adam przez łzy. – Nigdy nie będziemy normalni.

Przytuliłem go wtedy pierwszy raz od lat.
– Może nie będziemy normalni… Ale jesteśmy razem.

Z czasem nauczyliśmy się żyć z tą raną. Ojciec pojawiał się w naszym życiu coraz rzadziej, aż w końcu przestał dzwonić zupełnie. Mama znalazła nową pracę w bibliotece i zaczęła się uśmiechać częściej. Adam wyjechał na studia do Krakowa i powoli zaczął układać sobie życie.

A ja? Nadal czasem myślę o ojcu. O tym, co by było, gdyby został z nami. Czy bylibyśmy szczęśliwsi? Czy Adam byłby mniej zgorzkniały? Czy ja byłbym innym człowiekiem?

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi – czy może coś więcej?

Może właśnie dlatego życie poukładało wszystko po swojemu… Ale czy to znaczy, że musimy zaakceptować każdą stratę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?