„Odmówiłam opieki nad dzieckiem szwagierki – ona upokorzyła mnie przy wszystkich. Czy naprawdę jestem winna?”
– Magda, możesz na chwilę popilnować Zosi? – głos Agaty, mojej szwagierki, rozbrzmiał nad stołem jak rozkaz, nie prośba. Wokół nas gwar rodzinnej imprezy – imieniny teściowej, wszyscy zjechali się z dziećmi, hałas, śmiech, zapach bigosu i ciasta drożdżowego.
Spojrzałam na nią zaskoczona. – Agata, ja też chciałam chwilę odpocząć. Przecież tu jest tyle osób…
– Ale ty masz tylko jedno dziecko, a ja muszę ogarnąć czwórkę! – rzuciła głośniej, tak żeby wszyscy usłyszeli. – Ty masz najłatwiej.
Poczułam na sobie spojrzenia ciotek i kuzynów. Wszyscy mieli dzieci – niektórzy nawet po troje czy czworo. Ja z Piotrem mamy tylko Kubę. I nagle poczułam się winna. Jakby to, że nie mam gromadki dzieci, czyniło mnie mniej wartościową.
– Przepraszam, ale nie mogę – powiedziałam cicho. – Chciałam po prostu posiedzieć z Piotrem.
Agata przewróciła oczami i teatralnie westchnęła. – No tak, bo Magda zawsze ma czas dla siebie! – rzuciła w przestrzeń, a potem dodała już do wszystkich: – Niektórym to się w życiu powodzi…
Zrobiło mi się gorąco. Siedziałam jak sparaliżowana, a rozmowy przy stole ucichły na moment. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Piotr ścisnął mnie za rękę pod stołem. – Nie przejmuj się – szepnął. Ale widziałam w jego oczach niepewność. On też nie wiedział, jak zareagować.
Po chwili rozmowy wróciły na właściwe tory, ale ja już nie mogłam się skupić. Czułam w gardle gulę wstydu i złości. Dlaczego to zawsze ja mam być tą „wolną”, „dostępną”, „bezproblemową”? Czy naprawdę fakt, że mam jedno dziecko, oznacza, że muszę być na każde zawołanie?
Po obiedzie wyszłam na balkon. Potrzebowałam powietrza. Za mną pojawiła się ciocia Basia.
– Nie przejmuj się Agatą – powiedziała cicho. – Ona zawsze była trochę… wymagająca.
– Ale dlaczego wszyscy udają, że to normalne? – zapytałam bezsilnie. – Przecież ona mnie upokorzyła przy wszystkich.
Ciocia wzruszyła ramionami. – Wiesz, rodzina… Każdy ma swoje miejsce. Ty zawsze byłaś ta spokojna, pomocna. Może czasem trzeba pokazać pazurki.
Wróciłam do salonu z postanowieniem, że nie dam się sprowokować. Ale Agata już czekała.
– Magda, naprawdę nie możesz mi pomóc? Ja już nie mam siły! Zosia biega po całym domu! – jej głos był coraz bardziej rozpaczliwy.
– Agata, ja też mam prawo do odpoczynku – powiedziałam stanowczo. – Kuba też chce spędzić czas ze mną.
– No jasne! Bo ty masz tylko jedno dziecko! – wybuchła. – Nie rozumiesz, jak to jest mieć czwórkę! Ty nigdy nie rozumiałaś!
Wszyscy znowu spojrzeli w naszą stronę. Teściowa próbowała załagodzić sytuację: – Dziewczyny, spokojnie…
Ale Agata już płakała. – Zawsze jestem sama ze wszystkim! Nikt mi nie pomaga! Nawet rodzina!
Poczułam się okropnie. Chciałam podejść i ją przytulić, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może żal?
Wieczorem wracaliśmy z Piotrem do domu w ciszy.
– Może trzeba było jej pomóc? – zapytał niepewnie.
– A może ktoś w końcu powinien jej powiedzieć „dość”? – odpowiedziałam zmęczona.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy rzeczywiście jestem samolubna? Czy to ja powinnam zawsze ustępować? Dlaczego nikt nie widzi moich granic?
Następnego dnia dostałam SMS-a od Agaty: „Dzięki za wsparcie… Jak zwykle można na ciebie liczyć.”
Zrobiło mi się przykro. Odpisałam tylko: „Przykro mi, ale też mam swoje życie.”
Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: jedni uważają, że miałam rację i powinnam dbać o siebie; drudzy twierdzą, że rodzina jest od pomagania sobie bez względu na wszystko.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych? Czy asertywność w rodzinie to egoizm? A może po prostu czasem trzeba powiedzieć „nie”, żeby nie zatracić siebie?
Czy wy też mieliście kiedyś podobną sytuację? Jak poradziliście sobie z presją rodziny i oczekiwaniami innych?