Noworoczna Noc, Która Zmieniła Wszystko: Rodzinne Tajemnice Przy Świątecznym Stole
– No cóż, już się Jan Kazimierz poddał – rzuciła mama, Elżbieta, mieszając sałatkę jarzynową w naszej starej, wyszczerbionej misce. Jej głos był cichy, ale wyczuwałem w nim nutę goryczy. – Skąd taki wniosek? – zapytał tata, Marek, nie odrywając wzroku od telewizora, gdzie leciał jakiś stary kabaret. – Ot, nie dał rady podnieść Marysi, żeby zawiesić gwiazdę na choince. A jeszcze niedawno… – westchnęła wymownie, a ja poczułem ukłucie żalu. To był nasz rodzinny rytuał: dziadek Jan Kazimierz zawsze podnosił moją młodszą siostrę, Marysię, żeby mogła zawiesić gwiazdę na samym szczycie choinki. W tym roku jednak dziadek tylko się uśmiechnął i pokręcił głową.
W kuchni pachniało majonezem i gotowanymi warzywami. Z salonu dobiegały śmiechy ciotki Haliny i wujka Zbyszka, którzy już popijali nalewkę. Siedziałem przy stole, obierając jajka na faszerowane przystawki, i czułem narastające napięcie. To miał być zwykły Nowy Rok – taki jak zawsze: z opłatkiem, toastami i wspólnym oglądaniem fajerwerków z okna naszego bloku na Pradze. Ale coś wisiało w powietrzu.
– Może po prostu się starzeje? – rzuciłem niepewnie, próbując rozładować atmosferę. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ty nic nie rozumiesz, Piotrze. Dla niego to ważne…
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przyszła ciocia Ania z mężem i ich synem Kubą. Kuba od razu pobiegł do Marysi, a dorośli zaczęli rozmawiać o polityce i cenach prądu. Ja jednak nie mogłem się skupić – cały czas zerkałem na dziadka, który siedział w fotelu pod oknem, zamyślony i jakby nieobecny.
Gdy wszyscy zasiedliśmy do stołu, mama zaczęła dzielić się opłatkiem. – Życzę wam zdrowia i żebyśmy zawsze byli razem – powiedziała łamiąc się z każdym po kolei. Dziadek milczał. Kiedy przyszła jego kolej, spojrzał na mnie i powiedział cicho: – Piotrze, pamiętaj, że rodzina to największy skarb.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, jak bardzo te słowa utkwią mi w pamięci.
Kolacja przebiegała spokojnie do momentu, gdy ciotka Halina zaczęła wypytywać o moją pracę. – No i co tam u ciebie w tej Warszawie? Znowu zmieniłeś pracę? – zapytała z przekąsem. – Przynajmniej nie siedzę całe życie w jednym miejscu – odburknąłem, czując jak narasta we mnie złość.
– Piotrze! – upomniała mnie mama. – Przeproś ciocię.
Zacisnąłem pięści pod stołem. Wszyscy patrzyli na mnie z dezaprobatą. Nawet Marysia przestała jeść i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Przepraszam – wymamrotałem przez zaciśnięte zęby.
Nagle dziadek odchrząknął i podniósł się z fotela. – Dość tego! – powiedział głośno. – Każdy tu udaje, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę…
Zapadła cisza. Nawet telewizor ucichł.
– …a tak naprawdę wszyscy mamy sobie coś do zarzucenia – kontynuował dziadek drżącym głosem. – Ja też nie jestem bez winy.
Mama spojrzała na niego z niepokojem. – Tato…
– Elżbieto, pozwól mi mówić – przerwał jej dziadek. – Przez lata ukrywałem przed wami coś ważnego. Coś, co powinienem był powiedzieć dawno temu.
Czułem jak serce bije mi szybciej. Wszyscy patrzyli na dziadka jak zahipnotyzowani.
– Kiedy byłem młody… zanim poznałem waszą babcię… miałem już rodzinę. Synka. Ale wtedy byłem tchórzem i zostawiłem ich…
Mama zakryła usta dłonią. Ciotka Halina wytrzeszczyła oczy.
– Próbowałem to naprawić po latach, ale było już za późno – mówił dalej dziadek łamiącym się głosem. – Chciałem być dla was dobrym ojcem i dziadkiem… ale ten cień zawsze nade mną wisiał.
Nikt się nie odezwał. Słychać było tylko tykanie zegara i odległe wybuchy petard za oknem.
– Dlatego tak bardzo zależało mi na tych naszych tradycjach… na tym, żebyście byli razem… bo wiem, jak łatwo można to wszystko stracić.
Po tych słowach dziadek usiadł ciężko na fotelu i spuścił głowę.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Czułem gniew, smutek i współczucie jednocześnie. Mama płakała cicho, a tata objął ją ramieniem.
Po chwili Marysia podeszła do dziadka i przytuliła go mocno. – Kocham cię, dziadku – powiedziała cicho.
To przełamało lody. Ciocia Halina zaczęła mówić o swoich błędach młodości, wujek Zbyszek przyznał się do kłamstwa sprzed lat… Nagle okazało się, że każdy z nas nosi jakiś ciężar.
Nowy Rok przywitaliśmy już inaczej niż zwykle: bez sztucznych uśmiechów i udawania. Były łzy, szczere rozmowy i obietnica, że będziemy dla siebie lepsi.
Kiedy patrzyłem przez okno na rozświetlone niebo nad Warszawą, zastanawiałem się: czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy rodzina jest silniejsza niż nasze błędy?
Może właśnie po to są takie wieczory – żebyśmy mogli sobie wybaczyć i spróbować jeszcze raz.