Jestem tylko mamą. Miłość to dla mnie luksus.
— Ola, proszę cię, nie krzycz na Kubę! — mój głos drży, choć staram się brzmieć stanowczo. Słyszę trzask drzwi i ciężkie kroki na schodach. Kuba znowu płacze, Ola przewraca oczami i rzuca mi spojrzenie pełne pretensji. — Ty zawsze go bronisz! — syczy przez zęby. — Bo on jest młodszy! — odpowiadam, choć wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie. W tej chwili czuję się jak sędzia na wiecznym dyżurze, który nigdy nie może zejść z posterunku.
Jestem tylko mamą. Tak mówią o mnie sąsiadki, kiedy mijają mnie na klatce schodowej: „O, to ta z dwójką dzieci. Sama.” W ich głosach słyszę współczucie, czasem nutę pogardy. Mój świat to poranne kanapki, wieczne pranie i niekończące się zebrania w szkole. Ola skończyła właśnie szesnaście lat. Kuba ma dwanaście. Już prawie nastolatki. A ja? Ja wciąż tylko mama. Nie kobieta, nie człowiek z marzeniami i prawem do własnego życia, po prostu mama.
Rano budzę się pierwsza. Zanim jeszcze słońce wstanie nad blokami na Pradze, już stoję w kuchni i smaruję chleb masłem. Słyszę ciche chrapanie Kuby zza ściany i cichy szelest telefonu Oli pod kołdrą. Wiem, że powinnam być wdzięczna za te chwile spokoju, ale czuję tylko zmęczenie. W pracy jestem księgową w małej firmie transportowej. Liczby są przewidywalne, nie krzyczą na mnie i nie płaczą. Ale kiedy wracam do domu, zaczyna się drugi etat: obiady, lekcje, kłótnie o komputer i wieczne pytania: „Mamo, gdzie są moje spodnie?”, „Mamo, mogę wyjść z koleżankami?”, „Mamo, Kuba mnie denerwuje!”
Czasem łapię się na tym, że patrzę w lustro i nie poznaję tej kobiety z podkrążonymi oczami i zmarszczkami wokół ust. Kiedyś miałam marzenia — chciałam podróżować, uczyć się języków, może nawet napisać książkę. Teraz moim największym osiągnięciem jest to, że dzieci mają czyste ubrania i pełne brzuchy.
Wieczorem siadam na kanapie z kubkiem herbaty. Ola zamyka się w swoim pokoju, Kuba gra na komputerze. Cisza jest głośniejsza niż kiedykolwiek. Próbuję przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz ktoś powiedział mi coś miłego. Kiedy ostatni raz ktoś spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie jak na funkcję do spełnienia.
Czasem przychodzi do mnie Basia — moja przyjaciółka jeszcze z liceum. Ona ma męża, dwójkę dzieci i psa. Zazdroszczę jej tego spokoju w oczach, tej pewności siebie. — Musisz pomyśleć o sobie — mówi mi zawsze. — Dzieci dorosną i odejdą, a ty zostaniesz sama ze sobą. — Łatwo ci mówić — odpowiadam z goryczą. — Ty masz kogoś obok siebie.
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że wieczorami przeglądam portale randkowe. Piszą do mnie mężczyźni — jedni szukają przygód, inni samotności jak ja. Ale kiedy przychodzi co do czego, zawsze wycofuję się w ostatniej chwili. Boję się rozczarowania. Boję się tego, co powiedzą dzieci. Boję się… siebie?
Pewnego dnia Ola wraca do domu później niż zwykle. Jest roztrzęsiona, płacze. Siadam obok niej na łóżku i próbuję ją objąć, ale ona odsuwa się gwałtownie.
— Nic nie rozumiesz! — krzyczy przez łzy.
— Spróbuj mi powiedzieć… — proszę cicho.
— Ty nawet nie wiesz, jak to jest być zakochaną! Ty nigdy nikogo nie miałaś!
Te słowa bolą bardziej niż cokolwiek innego. Przecież miałam kiedyś miłość. Jej ojciec był moim pierwszym chłopakiem, pierwszym wszystkim… Ale odszedł, kiedy Ola miała trzy lata. Zostawił nas dla innej kobiety z pracy. Od tamtej pory nie pozwoliłam sobie na bliskość z nikim innym.
W nocy długo nie mogę zasnąć. Myślę o tym, co powiedziała Ola. Może ona ma rację? Może jestem tylko mamą? Może już nie potrafię być kimś więcej?
Kilka dni później Kuba przynosi ze szkoły uwagę za bójkę. Siedzimy razem przy stole i próbuję dowiedzieć się, co się stało.
— Chłopaki się ze mnie śmieją… że nie mam taty — mówi cicho.
— Ale masz mnie — odpowiadam odruchowo.
— To nie to samo — wzdycha Kuba.
Czuję się bezradna jak nigdy dotąd. Chciałabym dać im wszystko: dom bez kłótni, poczucie bezpieczeństwa, miłość… Ale czy sama potrafię jeszcze kochać? Czy umiem być szczęśliwa?
W pracy szef proponuje mi awans. To oznacza więcej pieniędzy, ale też mniej czasu dla dzieci.
— Muszę to przemyśleć — mówię niepewnie.
Wieczorem rozmawiam z Olą i Kubą przy kolacji.
— Chciałabym spróbować czegoś nowego w pracy… Ale wtedy będę mniej w domu.
Ola wzrusza ramionami:
— I tak cię prawie nie ma.
Kuba milczy.
Zostaję sama w kuchni z pustymi talerzami i jeszcze bardziej pustym sercem.
Czasem myślę o tym wszystkim jak o błędnym kole: dzieci potrzebują mnie cały czas, a ja coraz bardziej znikam sama dla siebie. Czy mam prawo do własnych marzeń? Czy mogę jeszcze być kimś więcej niż tylko mamą?
Patrzę przez okno na rozświetlone bloki i pytam siebie: czy kiedyś znajdę w sobie odwagę, żeby zawalczyć o swoje szczęście? Czy jestem skazana na samotność tylko dlatego, że jestem matką? Może każda z nas powinna czasem zapytać siebie: kim jestem naprawdę?