Nie wracaj, wnuku…
— Nie wracaj, wnuku…
Zatrzymałem się w progu kuchni, jeszcze z mokrymi włosami po kąpieli w starej, kaflowej łazience. Pachniało mydłem i parą, a ja czułem się jak dziecko — jak wtedy, gdy babcia wycierała mi głowę ręcznikiem i śmiała się z moich grymasów. Teraz jednak jej twarz była poważna, a dłonie nerwowo ściskały brzeg fartucha.
— No cóż, dziadku, jadę! U was jak w dzieciństwie! Łaźnia — cudo! Jakbym na nowo się urodził! Może za tydzień znów wpadnę! — powiedziałem z uśmiechem, próbując rozładować napięcie, które nagle zawisło w powietrzu.
Dziadek spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi, a potem odwrócił wzrok ku oknu. Babcia otarła dłonie o fartuch i cicho westchnęła:
— Lepiej nie przyjeżdżaj więcej, wnuczku…
Zamarłem. Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem. Przecież zawsze powtarzali, że jestem ich oczkiem w głowie, że czekają na każdy mój przyjazd. — Babciu, o co chodzi? — zapytałem z niedowierzaniem.
Egon osłupiał. Byłem pewny, że dla dziadków zawsze będę mile widziany. Przecież to oni nauczyli mnie łowić ryby w stawie za domem, to oni pokazywali mi, jak piec chleb i opowiadali historie o dawnych czasach. Co się zmieniło?
Babcia spojrzała na dziadka, jakby szukała u niego wsparcia. On jednak tylko wzruszył ramionami i wyszedł na ganek, zostawiając nas samych.
— Babciu… — zacząłem niepewnie.
— Egonku, ty nie rozumiesz… — jej głos zadrżał. — Tu już nie jest tak jak kiedyś. Ludzie się zmienili. My się zmieniliśmy. Ty… ty też się zmieniłeś.
Poczułem ukłucie w sercu. Oczywiście, że się zmieniłem. Miałem trzydzieści dwa lata, własne życie w Warszawie, pracę w agencji reklamowej, znajomych, którzy nie wiedzieli nawet, gdzie leży nasza wieś pod Radomiem. Ale przecież zawsze wracałem tu z radością.
— Babciu, przecież to mój dom…
— Twój dom jest tam, gdzie twoje życie — przerwała mi cicho. — My już jesteśmy tylko wspomnieniem.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W kuchni zapadła cisza przerywana tylko tykaniem starego zegara na ścianie.
Następnego dnia obudziłem się wcześnie. Dziadek już był na podwórku, naprawiał płot. Podszedłem do niego z kubkiem kawy.
— Dziadku…
— Egon, nie pytaj mnie o nic — powiedział szorstko. — Tak będzie lepiej.
Zacisnąłem pięści. Zawsze był uparty, ale nigdy nie był dla mnie tak chłodny. Coś musiało się wydarzyć.
Po południu poszedłem do sklepu po chleb. Spotkałem tam sąsiadkę, panią Jadwigę.
— Ooo, Egon! Dawno cię nie widziałam! Jak tam w Warszawie? — zagadnęła z uśmiechem.
— Dobrze… Ale coś tu chyba się zmieniło? Babcia i dziadek są jacyś inni.
Pani Jadwiga spojrzała na mnie uważnie.
— Ty nic nie wiesz? — szepnęła konspiracyjnie. — Twój ojciec… On sprzedał część ziemi Niemcowi. Ludzie gadają, że dziadek się przez to załamał. A twoja babcia… Ona już nie ma siły walczyć.
Zatkało mnie. Ojciec nigdy mi o tym nie mówił. Zawsze powtarzał, że ziemia to tylko ziemia, a rodzina jest najważniejsza.
Wróciłem do domu z ciężkim sercem. Zastałem babcię przy stole, patrzyła przez okno na pole za domem.
— Babciu… Dlaczego mi nie powiedzieliście?
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Bo chciałam ci oszczędzić bólu. Twój ojciec zrobił to bez naszej zgody. Teraz połowa pola należy do obcego człowieka. Dziadek nie może tego przeboleć. A ja… Ja już nie mam siły patrzeć na to wszystko.
Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
— Przepraszam… Gdybym wiedział…
— Nic byś nie zmienił, Egonku. Jesteś już stąd daleko. Masz swoje życie.
Wieczorem usiadłem z dziadkiem na ganku. Milczeliśmy długo, patrząc na zachód słońca nad polami.
— Dziadku…
— Wiesz, Egon… Ja już nie mam siły walczyć o to wszystko. Kiedyś myślałem, że zostaniesz tu z nami. Że przejmiesz gospodarstwo. Ale ty wybrałeś inne życie. I dobrze ci tam…
— Ale ja zawsze chciałem wracać…
— Wracać można tylko do tego, co jeszcze istnieje — powiedział cicho dziadek.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o sprzedanej ziemi, o żalu dziadków, o swoim własnym poczuciu winy i bezsilności.
Rano spakowałem walizkę i pożegnałem się z babcią i dziadkiem. Babcia przytuliła mnie mocno i szepnęła:
— Pamiętaj o nas… Ale nie wracaj tu więcej, jeśli masz tylko rozdrapywać stare rany.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Warszawy. W lusterku widziałem jeszcze przez chwilę sylwetki dziadków stojących na ganku.
Czy naprawdę można wrócić do domu? Czy dom to miejsce czy ludzie? A może czasem lepiej zostawić przeszłość za sobą i pozwolić jej odejść?