Syn powiedział, że nie chce, żebym przychodziła do niego bez zapowiedzi. A ja przez lata zostawiałam dla niego wszystko…
— Mamo, proszę cię… Nie przychodź do mnie bez zapowiedzi. — Głos Pawła był stanowczy, a ja poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi spod nóg dywan, na którym stałam przez całe życie.
Stałam w jego przedpokoju, z torbą pełną domowych pierogów i świeżo upieczonym sernikiem. Zawsze tak robiłam — przecież wiedziałam, że nie ma czasu gotować, że praca w korporacji go wykańcza. Przez lata byłam dla niego wszystkim: kucharką, pielęgniarką, powierniczką. Nawet wtedy, gdy miał już trzydzieści lat i własne mieszkanie na Ochocie, nie przestawałam być matką na pełen etat.
— Ale Pawełku… — zaczęłam nieśmiało, próbując się uśmiechnąć. — Przecież zawsze mówiłeś, że lubisz moje pierogi…
— Lubię, mamo. Ale chcę mieć trochę prywatności. Mam swoje życie. — Spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. — Nie możesz po prostu zadzwonić wcześniej?
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić torbę na podłogę i wybiec z mieszkania. Ale przecież nie mogłam — byłam matką. Matki nie uciekają.
Wróciłam do domu na Ursynowie i usiadłam w kuchni. Wokół mnie panowała cisza, którą kiedyś wypełniały śmiechy Pawła i jego kolegów. Przypomniałam sobie te wszystkie noce, kiedy czuwałam przy nim z gorączką, te rozmowy o dziewczynach, o których nigdy nie chciał rozmawiać z ojcem. Odkąd mąż odszedł do innej kobiety, zostaliśmy tylko we dwoje. Paweł był moim całym światem.
Przez lata rezygnowałam ze wszystkiego dla niego. Nie poszłam na studia zaoczne, bo trzeba było odrabiać lekcje i gotować obiady. Nie spotykałam się z koleżankami, bo Paweł miał trening piłki albo korepetycje z matematyki. Nawet kiedy miał już dwadzieścia lat i wyjechał na studia do Krakowa, dzwoniłam codziennie — czy jadł, czy śpi, czy nie jest chory.
— Mamo, daj mi trochę luzu — mówił wtedy przez telefon, a ja śmiałam się nerwowo.
— Przecież tylko pytam…
Teraz siedzę sama w pustym mieszkaniu i zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy to możliwe, że przez tę moją miłość Paweł nie potrafi oddychać pełną piersią?
Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zosia.
— Pani Aniu, co się stało? Tak pani smutno wygląda ostatnio…
Opowiedziałam jej wszystko przy herbacie. Słuchała uważnie, kiwała głową.
— Wie pani… Moja córka też tak miała. W końcu musiałam odpuścić. Dzieci muszą się nauczyć żyć po swojemu.
Ale jak mam odpuścić? Jak mam przestać być matką?
Postanowiłam zadzwonić do Pawła. Długo nie odbierał. W końcu usłyszałam jego głos:
— Cześć, mamo.
— Pawełku… Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam. Może rzeczywiście za bardzo się wtrącam…
— Mamo… Ja cię kocham. Ale musisz mi pozwolić żyć po swojemu. Nie jestem już dzieckiem.
Zawahałam się.
— A jeśli cię stracę? Jeśli przestaniesz do mnie przychodzić?
— Nie przestanę. Ale musisz mi zaufać.
Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w ciszy. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Dzieci są tylko pożyczone”.
Następnego dnia poszłam na spacer do parku. Patrzyłam na matki z małymi dziećmi i czułam ukłucie zazdrości. One jeszcze mają czas — mogą tulić, całować, poprawiać czapeczki.
Wieczorem zadzwonił Paweł:
— Mamo… Chciałbym cię zaprosić na obiad w niedzielę. Ale uprzedzam — przyjdzie też Kasia.
Kasia… Jego dziewczyna. Nigdy jej nie lubiłam — wydawała mi się zbyt pewna siebie, zbyt nowoczesna. Ale może to ja jestem staroświecka?
W niedzielę ubrałam się najładniej jak umiałam i poszłam do Pawła. Kasia przywitała mnie uśmiechem.
— Dzień dobry, pani Aniu! Słyszałam, że robi pani najlepszy sernik w Warszawie!
Poczułam ciepło w sercu. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Przy stole rozmawialiśmy o wszystkim: o pracy Kasi w szpitalu, o planach Pawła na wakacje. Czułam się trochę jak gość we własnym życiu, ale próbowałam się uśmiechać.
Po obiedzie Paweł odprowadził mnie do drzwi.
— Dziękuję, mamo — powiedział cicho. — Wiem, że nie jest ci łatwo.
— Chcę tylko twojego szczęścia — wyszeptałam.
Wracając do domu myślałam o tym wszystkim: o miłości, która czasem dusi zamiast dawać skrzydła; o samotności matek; o tym, jak trudno pogodzić się z tym, że dzieci dorastają.
Czy można kochać za bardzo? Czy umiem jeszcze żyć dla siebie? A może każda matka musi kiedyś nauczyć się odpuszczać?