Wróciłem z pracy, a w moim mieszkaniu spał obcy mężczyzna. Historia, która rozdarła moją rodzinę.

Drzwi do mojego mieszkania były lekko uchylone. To był pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. Byłem zmęczony po 24-godzinnym dyżurze na oddziale ratunkowym w szpitalu w Toruniu. Marzyłem tylko o prysznicu i własnym łóżku. Kiedy wszedłem do środka, poczułem zapach tanich papierosów i… męskich perfum, których nigdy nie używałem. Zamarłem. W salonie panował bałagan – puste puszki po piwie, rozrzucone ubrania, a na mojej kanapie spał jakiś facet.

Podszedłem bliżej, serce waliło mi jak młot. Obcy mężczyzna chrapał w najlepsze, przykryty moim kocem. W pierwszej chwili pomyślałem, że to włamywacz, ale wokół nie było śladów rabunku. Zanim zdążyłem coś zrobić, drzwi od łazienki otworzyły się z hukiem i wyszła… moja matka.

– Olek! – krzyknęła zaskoczona. – Ty już wróciłeś?

– Co tu się dzieje? Kim jest ten człowiek? – wycedziłem przez zęby.

Matka zaczęła się tłumaczyć, plącząc się w słowach:

– To… to tylko chwilowo. Twój brat miał kłopoty, musiał się gdzieś zatrzymać…

– Mój brat? – powtórzyłem jak echo. – Przecież Bartek mieszka z żoną w Warszawie!

Matka spuściła wzrok. Wtedy facet na kanapie podniósł głowę. Był to Bartek – mój starszy brat, którego nie widziałem od dwóch lat. Wyglądał na zmarnowanego, zarost, podkrążone oczy.

– Cześć, Olek – wymamrotał. – Przepraszam, że tak wyszło.

Zacisnąłem pięści.

– To moje mieszkanie! Nawet nie zadzwoniłeś, nie zapytałeś!

Bartek wzruszył ramionami.

– Nie miałem gdzie pójść. Magda wyrzuciła mnie z domu…

– A mama? – spojrzałem na nią z wyrzutem. – Ty też uznałaś, że można tu urządzić hotel bez pytania?

Matka zaczęła płakać:

– Synku, on naprawdę nie miał dokąd pójść…

Wybiegłem na klatkę schodową, bo czułem, że zaraz wybuchnę. Siedziałem tam długo, próbując się uspokoić. Wróciłem dopiero po godzinie. Bartek siedział już przy stole, matka parzyła herbatę.

– Musimy pogadać – powiedziałem twardo.

Bartek spuścił głowę.

– Magda mnie zdradziła – zaczął cicho. – Znalazła sobie kogoś innego. Wyrzuciła mnie z mieszkania, zabrała dzieci… Nie miałem nikogo poza mamą.

Poczułem ukłucie współczucia, ale gniew był silniejszy.

– To nie tłumaczy, dlaczego włamałeś się do mojego mieszkania!

– Nie włamał się! – wtrąciła matka. – Dałam mu klucze…

– Bez mojej zgody! – krzyknąłem.

Zapadła cisza. Bartek patrzył na mnie błagalnie.

– Olek, daj mi kilka dni. Znajdę pracę, wynajmę coś…

Westchnąłem ciężko.

– Masz tydzień. Potem chcę mieć swoje życie z powrotem.

Matka próbowała mnie przekonać:

– Może mógłbyś mu pomóc? Jesteś lekarzem, masz dobrą pracę…

Poczułem się zdradzony przez własną matkę. Przez całe życie byłem tym odpowiedzialnym synem: studia medyczne, praca po nocach, kredyt na mieszkanie spłacany co miesiąc. Bartek zawsze miał pod górkę – rzucał szkoły, zmieniał dziewczyny i prace jak rękawiczki. Ale nigdy nie sądziłem, że matka postawi go nade mną.

Przez następny tydzień w mieszkaniu panowała napięta atmosfera. Bartek całe dnie spędzał przed telewizorem albo wychodził „szukać pracy”. Matka gotowała mu obiady i prała ubrania. Ja wracałem z pracy i zamykałem się w swoim pokoju.

W piątek wieczorem wróciłem wcześniej niż zwykle i usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi kuchni:

– On zawsze był egoistą – mówił Bartek szeptem. – Myśli tylko o sobie i swojej karierze.

– Nie mów tak o bracie – odparła matka cicho. – On ci pomoże, tylko musi ochłonąć.

Poczułem gulę w gardle. Czy naprawdę tak mnie widzą? Czy całe moje poświęcenie nic nie znaczy?

W sobotę rano postanowiłem porozmawiać z Bartkiem sam na sam.

– Słuchaj – zacząłem ostrożnie – rozumiem, że masz ciężko. Ale to nie znaczy, że możesz wchodzić w moje życie bez pytania.

Bartek spojrzał na mnie z żalem:

– Ty zawsze miałeś wszystko poukładane… Ja nigdy nie potrafiłem sobie poradzić.

– To nieprawda! Każdy ma wybór. Ja też miałem chwile słabości… Ale nie oczekiwałem, że ktoś rozwiąże za mnie moje problemy!

Bartek milczał długo.

– Może masz rację – powiedział w końcu cicho.

Tego samego dnia spakował swoje rzeczy i wyszedł bez słowa pożegnania. Matka płakała całą noc i przez kilka tygodni nie odbierała ode mnie telefonów.

Minęły miesiące. Bartek znalazł pracę jako kierowca w firmie kurierskiej pod Toruniem i wynajął pokój u znajomego. Z matką nasze relacje ochłodziły się na długo – dopiero po roku zaczęliśmy rozmawiać normalnie.

Czasami zastanawiam się, czy mogłem postąpić inaczej. Czy powinienem być bardziej wyrozumiały? Czy rodzina powinna być zawsze na pierwszym miejscu, nawet kosztem własnych granic?

Może to ja jestem egoistą? A może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu? Co wy o tym sądzicie?