„Prosiłam cię tylko raz, a ty mnie nie zrozumiałeś. Teraz wyjdź z mojego domu na zawsze” – historia matki i syna w cieniu zdrady

— Mamo, ile razy mam ci powtarzać? Nie chcę, żebyś tu była! — głos Michała odbił się echem od ścian naszego mieszkania. Stałam w progu jego pokoju, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, który przygotowałam dla niego, jak co wieczór. Drżały mi ręce. — Prosiłam cię tylko raz, a ty mnie nie zrozumiałeś. Teraz wyjdź z mojego domu na zawsze.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież to ja oddałam mu wszystko — swoje życie, marzenia, młodość. Po zdradzie Marka, mojego męża, Michał był jedynym światłem w moim życiu. Kiedy Marek odszedł do innej kobiety, świat mi się zawalił. Przez kilka miesięcy nie wychodziłam z łóżka, nie jadłam, nie spałam. Gdyby nie Michał, nie wiem, czy bym przetrwała.

Michał miał wtedy trzynaście lat. Pamiętam, jak pewnej nocy przyszedł do mnie do pokoju i położył się obok. — Mamo, nie płacz już — szeptał, głaszcząc mnie po włosach. — Masz mnie. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.

Te słowa stały się moim motorem napędowym. Zaczęłam żyć tylko dla niego. Każdego dnia przygotowywałam jego ulubione śniadania, odprowadzałam do szkoły, pomagałam w lekcjach. Nie miałam już przyjaciółek — one nie rozumiały mojego bólu albo zwyczajnie nie wiedziały, jak ze mną rozmawiać. Praca? Ograniczyłam się do połowy etatu, żeby być zawsze pod ręką.

Michał dorastał, a ja coraz bardziej zaciskałam wokół niego swoje ramiona. Nie chciałam go stracić tak, jak straciłam Marka. Kiedy zaczął spotykać się z Anią, czułam ukłucie zazdrości. Była miła, uśmiechnięta, ale widziałam w niej zagrożenie. Próbowałam go ostrzegać: — Michałku, uważaj na dziewczyny. One potrafią zranić.

On przewracał oczami i wychodził z domu bez słowa. Coraz częściej wracał późno, coraz rzadziej rozmawiał ze mną o swoich sprawach. Pewnego wieczoru podsłuchałam ich rozmowę przez drzwi jego pokoju:

— Twoja mama jest wszędzie… Nie masz własnego życia?
— Ona po prostu się o mnie martwi.
— Ale to chore! Musisz się od niej odciąć.

Serce mi pękło. Przecież robiłam to wszystko z miłości! Czy naprawdę byłam dla niego ciężarem?

Kiedy Michał skończył studia i znalazł pracę w Warszawie, zaproponowałam mu, żebyśmy zamieszkali razem w większym mieszkaniu. — Będzie nam raźniej — tłumaczyłam. On zgodził się bez entuzjazmu.

Z czasem zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o bałagan w kuchni, o to, że nie odbiera telefonu, o jego spotkania ze znajomymi. Pewnego dnia wrócił do domu późno w nocy i zobaczył mnie czekającą w salonie.

— Mamo! Mam 27 lat! Nie musisz na mnie czekać!
— Ale martwiłam się… Nie mogłam zasnąć.
— To twój problem! — krzyknął i trzasnął drzwiami swojego pokoju.

Następnego ranka próbowałam z nim porozmawiać.
— Michałku… Przepraszam, jeśli cię przytłaczam. Po prostu… boję się zostać sama.
— Wiesz co? Może powinnaś zacząć żyć swoim życiem — odpowiedział chłodno.

Nie umiałam. Nie wiedziałam już nawet, kim jestem bez niego.

Kilka tygodni później wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Michał przyszedł do domu z Anią i oznajmił:
— Mamo, Ania jest w ciąży. Chcemy zamieszkać sami.

Świat mi się zatrzymał. Poczułam się zdradzona po raz drugi — najpierw przez Marka, teraz przez własnego syna.

— Ale… jak to? Przecież zawsze byliśmy razem…
— Mamo, proszę cię… Pozwól nam żyć po swojemu.

Nie mogłam tego zaakceptować. Przez kilka dni chodziłam jak cień po mieszkaniu, płakałam po nocach. W końcu zebrałam się na odwagę i poprosiłam Michała o rozmowę.

— Synku… Proszę cię tylko o jedno: nie zostawiaj mnie samej.

Spojrzał na mnie z bólem i złością jednocześnie.
— Mamo! Prosiłem cię tylko raz, żebyś dała nam spokój! Ty mnie nie rozumiesz! Teraz wyjdź z mojego domu na zawsze!

Te słowa były jak policzek. Spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa.

Przez pierwsze tygodnie czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Każdego dnia budziłam się i zasypiałam ze łzami w oczach. Czułam się nikomu niepotrzebna.

Po kilku miesiącach zaczęłam powoli wracać do życia. Zapisałam się na zajęcia jogi dla seniorów, poznałam kilka kobiet w podobnej sytuacji. Zaczęłyśmy spotykać się na kawie, rozmawiać o swoich dzieciach i samotności.

Z czasem nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami: spacerem po parku, nową książką czy własnoręcznie upieczonym ciastem. Zrozumiałam też coś ważnego — przez lata żyłam cudzym życiem i zapomniałam o sobie.

Pewnego dnia zadzwoniła Ania.
— Pani Haniu… Michał bardzo za panią tęskni. Urodziła nam się córeczka — Zosia. Chciałby panią zobaczyć.

Serce mi zabiło mocniej. Pojechałam do nich z drżącymi dłońmi i łzami w oczach. Michał otworzył drzwi i spojrzał na mnie niepewnie.
— Mamo… Przepraszam za wszystko.

Przytuliłam go mocno i poczułam, że coś we mnie pęka — ale tym razem był to mur bólu i żalu.

Dziś wiem jedno: miłość matki potrafi być przytłaczająca, ale też uzdrawiająca. Czy można kochać za bardzo? Czy da się nauczyć odpuszczać tych, których kochamy najbardziej? Może właśnie wtedy dajemy im szansę naprawdę do nas wrócić.