Moja córka zostawiła synka w szpitalu. Gdy zobaczyłam wnuka, zamarłam — nie mogłam uwierzyć własnym oczom…

— Mamo, ja nie mogę… ja nie chcę go widzieć! — krzyczała przez telefon moja córka, Ola, a jej głos drżał od łez i paniki. Stałam na środku kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą, i czułam, jak świat wali mi się na głowę. To był środek nocy, a ja nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Ola miała zaledwie dziewiętnaście lat. Była moją jedyną córką, moją dumą i radością. Zawsze była wrażliwa, trochę zamknięta w sobie, ale nigdy nie sądziłam, że stanie przed tak dramatycznym wyborem. Kiedy zaszła w ciążę, ukrywała to przede mną przez kilka miesięcy. Dopiero gdy brzuch stał się widoczny, przyznała się ze łzami w oczach. Ojciec dziecka? Chłopak z jej klasy maturalnej, Paweł — chłopak z dobrego domu, ale jego rodzice natychmiast odcięli się od sprawy.

Poród był szybki i trudny. Ola nie chciała ze mną rozmawiać, nie pozwoliła mi być przy sobie w szpitalu. Kiedy zadzwonił do mnie lekarz z informacją, że Ola zostawiła noworodka na oddziale i wyszła bez słowa, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Następnego dnia rano pojechałam do szpitala. Siedziałam w poczekalni oddziału noworodków, otoczona ciszą przerywaną tylko cichym płaczem dzieci. W końcu pielęgniarka zaprowadziła mnie do sali. — To pani wnuk — powiedziała cicho.

Kiedy spojrzałam na maleństwo leżące w inkubatorze, zamarłam. Mój wnuk miał ciemną skórę i kręcone włoski. Był piękny — ale zupełnie inny niż się spodziewałam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie kłębiły mi się pytania: Jak to możliwe? Czy Ola…? Czy Paweł wiedział?

Wróciłam do domu jak we śnie. Próbowałam dodzwonić się do Oli, ale nie odbierała telefonu. Dopiero wieczorem napisała mi krótkiego SMS-a: „Nie pytaj mnie o niego. Nie mogę tego udźwignąć.”

Przez kolejne dni próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło. W końcu pojechałam do Oli — mieszkała u koleżanki na drugim końcu miasta. Drzwi otworzyła mi zapłakana dziewczyna.

— Mamo… ja nie mogę wrócić do domu. Nie chcę go widzieć… Nie dam rady — szeptała Ola, chowając twarz w dłoniach.

— Ola, powiedz mi prawdę. Kto jest ojcem twojego dziecka? — zapytałam cicho.

Cisza trwała wieczność.

— To nie Paweł… — wyszeptała w końcu. — To był tylko raz… na imprezie… Nie wiem nawet jak on miał na imię. Był z Ukrainy…

Poczułam mieszaninę ulgi i przerażenia. Ulgi, bo wreszcie znałam prawdę. Przerażenia — bo wiedziałam, jak bardzo Ola bała się reakcji otoczenia. W małym miasteczku pod Lublinem ludzie szybko oceniają innych.

— Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? — spytałam łamiącym się głosem.

— Bałam się… Wszyscy by mnie wyśmiali… Paweł by mnie znienawidził… Ty też…

Przytuliłam ją mocno. Czułam jej drżenie i łzy spływające po mojej szyi.

— Nigdy cię nie znienawidzę, córeczko. Ale musimy coś zrobić… Twój synek jest sam w szpitalu.

Ola pokręciła głową.

— Nie dam rady go pokochać… Nie chcę go widzieć…

Wróciłam do domu z ciężarem na sercu. Przez kolejne dni jeździłam do szpitala codziennie. Mały Staś — tak go nazwałam — patrzył na mnie wielkimi oczami. Z każdym dniem coraz bardziej czułam, że nie mogę go zostawić.

W międzyczasie zaczęły się plotki. Sąsiadki szeptały za moimi plecami na klatce schodowej:

— Słyszałaś? Córka tej Kowalskiej zostawiła dziecko w szpitalu! I to jeszcze takie… inne!

Czułam wstyd i gniew jednocześnie. Ale wiedziałam jedno: Staś nie jest niczemu winien.

Po miesiącu podjęłam decyzję: zaadoptuję wnuka. Ola podpisała zgodę bez słowa sprzeciwu.

Zaczęło się nowe życie — trudne, pełne wyzwań i codziennych zmagań. Staś rósł zdrowo, był pogodnym dzieckiem, ale ludzie patrzyli na nas z ukosa. W sklepie kasjerka rzucała mi dziwne spojrzenia; sąsiadka przestała mówić „dzień dobry”.

Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną:

— Jak możesz wychowywać takie dziecko? Co ludzie powiedzą? — pytała moja matka.

— To mój wnuk! — odpowiadałam stanowczo.

Ola przez długi czas nie chciała mieć kontaktu ani ze mną, ani ze Stasiem. Dopiero po dwóch latach przyszła do nas w odwiedziny. Staś bawił się klockami na dywanie.

— On jest taki… piękny — wyszeptała Ola przez łzy.

Usiadłyśmy razem na kanapie. Po raz pierwszy od dawna poczułyśmy się jak rodzina.

Dziś Staś ma cztery lata i jest moim największym szczęściem. Ola powoli wraca do naszego życia, choć trauma tamtych wydarzeń ciągle daje o sobie znać.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybyśmy żyli w innym miejscu, Ola nie bałaby się tak bardzo opinii innych? Dlaczego ludzie tak łatwo oceniają innych, nie znając ich historii?

Może kiedyś Staś sam zapyta mnie o swoją mamę i ojca. Czy będę umiała odpowiedzieć mu prawdą?

Czy naprawdę jesteśmy winni temu, kim jesteśmy i skąd pochodzimy? A może najważniejsze jest to, ile mamy w sobie miłości?