Wiem, że byłam złą matką. Przyszłam zobaczyć się z synem: „Nie mam matki” – chłopak odwrócił się i odszedł

– Damian, proszę… – mój głos drżał, kiedy stałam w progu jego mieszkania. Drzwi były uchylone tylko na tyle, żebym mogła zobaczyć jego sylwetkę. W oczach miał chłód, którego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. – Nie mam matki – powiedział cicho, ale stanowczo. Potem odwrócił się i zamknął drzwi, zostawiając mnie samą na klatce schodowej.

Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Przez lata układałam sobie w głowie, co mu powiem, jak wyjaśnię wszystko, co zrobiłam – a raczej czego nie zrobiłam. Ale żadne słowa nie mogłyby oddać tego bólu, który czułam przez te wszystkie lata rozłąki. Kiedy Damian miał trzy lata, jego ojciec spakował walizkę i wyszedł z domu. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia, bez pieniędzy, bez wsparcia. Pamiętam tamten wieczór – siedziałam na podłodze w kuchni, trzymając Damiana na kolanach i płakałam razem z nim. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że to dopiero początek końca naszej rodziny.

Przez kilka miesięcy próbowałam utrzymać się na powierzchni. Pracowałam w sklepie spożywczym na dwie zmiany, ale rachunki rosły szybciej niż moje zarobki. Mama – babcia Damiana – pomagała jak mogła, ale sama była już schorowana. W końcu podjęłam decyzję, która zmieniła wszystko: wyjechałam do Niemiec do pracy przy sprzątaniu. Myślałam wtedy, że to jedyna szansa na lepsze życie dla nas obojga. Obiecałam sobie i Damianowi, że wrócę za rok.

Rok zamienił się w dwa lata. Potem w trzy. Każdy dzień był taki sam: pobudka o piątej rano, sprzątanie cudzych mieszkań, szybki obiad z innymi Polkami w ciasnej kuchni i wieczorne rozmowy przez Skype’a z Damianem i mamą. Z czasem rozmowy stawały się coraz krótsze. Damian nie chciał już pokazywać mi swoich rysunków ani opowiadać o przedszkolu. Zaczęłam zauważać, że unika kontaktu wzrokowego nawet przez ekran komputera.

Babcia była dla niego wszystkim. To ona uczyła go wierszyków do przedszkola, szykowała kanapki do szkoły i tuliła do snu. Ja byłam tylko głosem z telefonu – coraz bardziej obcym i niepotrzebnym. Kiedy wróciłam do Polski po pięciu latach, Damian miał już osiem lat i patrzył na mnie jak na kogoś zupełnie obcego. Próbowałam go przytulić, ale odsunął się ode mnie.

– Babcia mówiła, że wrócisz szybciej – powiedział wtedy cicho.

– Wiem, kochanie… Przepraszam… – szepnęłam, ale on już nie słuchał.

Próbowałam nadrobić stracony czas. Chodziłam na wywiadówki, gotowałam jego ulubione naleśniki, kupowałam prezenty na urodziny i święta. Ale Damian był zamknięty w swoim świecie. Rozmawiał ze mną tylko wtedy, kiedy musiał. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Kiedy miał szesnaście lat, zaczął wracać późno do domu. Zdarzało się, że nie spał u siebie przez całą noc. Martwiłam się o niego, ale każda próba rozmowy kończyła się kłótnią.

– Nie rozumiesz mnie! Nigdy cię tu nie było! – krzyczał.

– Pracowałam dla ciebie! Chciałam ci zapewnić lepsze życie!

– A ja chciałem mieć matkę! – odpowiedział raz i wyszedł trzaskając drzwiami.

Po śmierci babci Damian całkiem się ode mnie odsunął. Przestał odbierać telefony, nie odpowiadał na wiadomości. Widziałam go tylko przypadkiem na ulicy – szedł z grupą znajomych, śmiał się głośno i nawet nie spojrzał w moją stronę.

Czułam się winna każdego dnia. W pracy byłam sumienna i dokładna, ale po powrocie do pustego mieszkania ogarniała mnie rozpacz. Czasem siadałam przy stole i patrzyłam na zdjęcia Damiana z dzieciństwa: uśmiechniętego chłopca z jasnymi włosami i dużymi oczami pełnymi nadziei. Gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej?

Minęły lata. Damian skończył studia informatyczne we Wrocławiu i znalazł dobrą pracę w dużej firmie technologicznej. Dowiadywałam się o tym wszystkim od sąsiadów albo przypadkiem przez Facebooka. Nigdy nie zaprosił mnie na żadne ważne wydarzenie w swoim życiu.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do niego do Wrocławia. Stałam pod jego blokiem z bukietem tulipanów – pamiętałam, że zawsze lubił żółte kwiaty. Zadzwoniłam domofonem.

– Damian? To ja… mama…

Cisza po drugiej stronie trwała wieczność.

– Po co przyjechałaś? – usłyszałam jego głos.

– Chciałam cię zobaczyć… Porozmawiać…

Drzwi otworzyły się powoli. Damian stał naprzeciwko mnie – wysoki, poważny mężczyzna z oczami pełnymi bólu i rozczarowania.

– Nie mam matki – powiedział tylko i zamknął drzwi.

Zostałam sama na klatce schodowej z bukietem zwiędłych tulipanów w rękach.

Wiem, że byłam złą matką. Wiem też, że nie da się cofnąć czasu ani naprawić wszystkiego jednym gestem czy słowem przeprosin. Ale czy naprawdę zasłużyłam na to, żeby zostać wymazana z życia własnego dziecka? Czy można jeszcze odzyskać miłość syna po tylu latach samotności i błędów? Może ktoś z was zna odpowiedź…