Kiedy Rodzice Odchodzą, Zostaje Tylko Cisza. Czy Warto Było Się Upierać?
— Nie chcę ich widzieć na naszym ślubie, Marto. — Głos Gabriela był twardy jak stal, a jego oczy nie zdradzały żadnych emocji. Stał przy oknie naszej kawalerki na Pradze, zaciśnięte pięści wbijały się w parapet. — Nie rozumiesz? Oni nigdy mnie nie zaakceptowali.
Poczułam, jak serce ściska mi się w klatce piersiowej. Byliśmy już po zaręczynach, sala zamówiona, zaproszenia prawie gotowe. Tylko lista gości wciąż była kością niezgody. — Gabriel, to twoi rodzice. Może nie są idealni, ale… kiedyś ich zabraknie. Będziesz żałował.
Odwrócił się gwałtownie. — Żałować? Ja całe życie żałuję, że próbowałem im się przypodobać! — krzyknął. — Wiesz, co powiedział ojciec, kiedy dostałem się na politechnikę? „Szkoda, że nie na medycynę, jak twój brat”. Zawsze byłem gorszy.
Milczałam. Wiedziałam o tej rywalizacji z bratem, o wiecznych porównaniach i chłodnych spojrzeniach matki. Ale przecież ślub to nowy początek…
— Może teraz jest szansa, żeby coś zmienić? — szepnęłam.
Gabriel tylko pokręcił głową i wyszedł z pokoju. Zostałam sama z ciszą i narastającym niepokojem.
Ślub odbył się w czerwcowe popołudnie. Moja mama płakała ze wzruszenia, tata ściskał Gabriela jak własnego syna. Po stronie pana młodego — tylko jego przyjaciel Tomek i ciotka Halina. Puste krzesła przy stole świeciły wymownie.
Wieczorem, gdy już wszyscy tańczyli, podeszłam do Gabriela. — Może zadzwonisz do nich? Chociaż powiesz, że się pobraliśmy?
Spojrzał na mnie z goryczą. — Nie chcę ich litości ani pustych gratulacji.
Minęły miesiące. Zamieszkaliśmy w nowym mieszkaniu na Ursynowie. Gabriel coraz częściej wracał późno z pracy, zamykał się w sobie. Ja próbowałam budować mosty — dzwoniłam do jego matki, ale odbierała chłodno, jakby rozmawiała z urzędniczką.
Pewnego dnia znalazłam Gabriela siedzącego po ciemku w kuchni. Na stole leżał list.
— Co się stało? — zapytałam cicho.
— Ojciec miał zawał. Leży w szpitalu na Banacha.
Przez chwilę myślałam, że zaraz się rozpłacze. Ale on tylko wstał i zaczął nerwowo chodzić po kuchni.
— Pojedziemy tam razem — powiedziałam stanowczo.
— Nie chcę go widzieć! — wybuchnął. — On nigdy nie chciał mnie widzieć!
Ale następnego dnia pojechaliśmy. W szpitalu panował zapach środków dezynfekujących i cicha atmosfera rezygnacji. Matka Gabriela siedziała przy łóżku męża, blada i zmęczona.
— Dzień dobry, pani Zofio — powiedziałam niepewnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona, potem na Gabriela. W jej oczach pojawiły się łzy.
— Synu…
Gabriel stał nieruchomo, jakby walczył ze sobą. W końcu podszedł do łóżka ojca.
— Przyszedłeś… — wyszeptał starszy pan, ledwo słyszalnie.
Gabriel skinął głową, ale nie potrafił wydusić słowa.
Wyszłam na korytarz, zostawiając ich samych. Po chwili dołączyła do mnie pani Zofia.
— On zawsze był uparty… Ale kocha swojego ojca — powiedziała cicho.
Chciałam jej odpowiedzieć coś mądrego, ale zabrakło mi słów.
Ojciec Gabriela zmarł tydzień później. Pogrzeb był skromny, przyszło niewiele osób. Gabriel stał nad grobem z kamienną twarzą.
Po powrocie do domu długo milczeliśmy. W końcu powiedział:
— Myślisz, że gdybym ich zaprosił na ślub… coś by się zmieniło?
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam tylko jedno: żal i duma potrafią zniszczyć wszystko.
Minęły lata. Urodziła nam się córka, Lena. Gabriel powoli zaczął odbudowywać relację z matką, choć nigdy nie było już tak samo. Czasem patrzę na niego i widzę w oczach cień tamtego chłopca, który tak bardzo chciał być kochany przez rodziców.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi, ale też odwaga do wybaczenia i rozmowy. Czy można naprawić to, co zostało zerwane przez dumę i żal? Czy naprawdę warto upierać się przy swoim aż do końca?