Kiedy rodzina staje się wrogiem – historia walki o spadek, miłość i godność
– Aurora, nie udawaj, że nie wiedziałaś, co cię czeka – głos Scarlett przeszył ciszę jak nóż. Stałyśmy naprzeciwko siebie w salonie, gdzie jeszcze niedawno śmiałam się z mężem, a teraz czułam się jak intruz we własnym domu. Scarlett, żona mojego zmarłego brata, patrzyła na mnie z pogardą. – Jako żona Nathana mam prawo do połowy tego, co po nim zostało. Jeśli nie dogadamy się po dobroci, pójdę do sądu.
Moje ręce drżały, a serce waliło jak oszalałe. Chciałam jej odpowiedzieć, krzyknąć, że to nie fair, że przecież znała naszą sytuację – wiedziała o chorobie Lily, o tym, ile kosztuje jej leczenie. Ale głos ugrzązł mi w gardle. W głowie miałam tylko jedno: „Nie dam się. Nie pozwolę odebrać córce domu ani bezpieczeństwa.”
Od dziecka byłam nauczona radzić sobie sama. Mama zmarła wcześnie, ojciec pił i znikał na całe tygodnie. Przetrwałam dzieciństwo dzięki uporowi i marzeniom o lepszym życiu. Kiedy poznałam Michała, wydawało mi się, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Był ambitny, pracowity, zarabiał dobrze jako inżynier w dużej firmie budowlanej. Zamieszkaliśmy w nowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, planowaliśmy przyszłość.
Wszystko zmieniło się po narodzinach Lily. Najpierw była radość – nasze pierwsze dziecko! Potem diagnoza: wrodzona wada serca. Szpitale, operacje, nieprzespane noce. Michał starał się być silny, ale widziałam, jak go to przerasta. Pracował coraz więcej, wracał coraz później. Ja rzuciłam pracę w marketingu, żeby opiekować się Lily.
Pewnego dnia Michał nie wrócił do domu. Zginął w wypadku samochodowym – wracał zmęczony po nocnej zmianie. Świat mi się zawalił. Zostałam sama z chorym dzieckiem i kredytem na mieszkanie.
Początkowo rodzina Michała była wsparciem – przynosili obiady, pomagali przy Lily. Ale kiedy zaczęła się sprawa spadkowa, wszystko się zmieniło. Scarlett pojawiła się nagle – wcześniej widywałyśmy się tylko na rodzinnych uroczystościach. Teraz przyszła z adwokatem i listą roszczeń.
– Aurora, rozumiem twoją sytuację – powiedziała chłodno – ale ja też mam dzieci i swoje potrzeby. Nathan zostawił mi długi i muszę je spłacić.
– Scarlett, proszę cię… To mieszkanie to jedyne, co nam zostało. Lily potrzebuje leczenia! – błagałam.
– To nie mój problem – wzruszyła ramionami.
Zaczęły się telefony od prawników, pisma z sądu. Każdego dnia bałam się otworzyć skrzynkę na listy. Lily pytała: „Mamo, dlaczego płaczesz?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
W nocy leżałam bezsennie i myślałam o wszystkim: o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka; o tym, czy powinnam była lepiej zabezpieczyć naszą przyszłość; o tym, jak bardzo boli samotność.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.
– Aurora… wiem, że jest ci ciężko. Ale Scarlett ma rację – Nathan był współwłaścicielem mieszkania. Może spróbujcie się dogadać?
– Mamo… – głos mi się załamał – Ja nie mam już siły walczyć.
– Musisz być silna dla Lily – powiedziała cicho.
Zaczęłam szukać pomocy u znajomych prawników. Okazało się, że sprawa jest skomplikowana – mieszkanie faktycznie należało częściowo do Nathana i jego żony. Groziła nam licytacja komornicza.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o wyjeździe z Warszawy. Może na wieś do ciotki? Ale jak zostawić wszystko, co budowaliśmy z Michałem?
Lily coraz częściej trafiała do szpitala. Koszty rosły – leki, rehabilitacja… Zaczęłam sprzedawać rzeczy na OLX: ubrania Michała, biżuterię po babci. Każda złotówka była na wagę złota.
Pewnego wieczoru Scarlett przyszła bez zapowiedzi.
– Aurora… Może jednak spróbujemy się dogadać? – powiedziała niespodziewanie łagodnie.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie?
– Bo widziałam cię dziś w szpitalu… Wiem, jak to jest bać się o dziecko.
Przez chwilę milczałyśmy. Potem Scarlett wyciągnęła rękę.
– Dam ci czas na znalezienie nowego mieszkania. Pomogę ci z przeprowadzką… Ale muszę sprzedać swoją część.
Nie wiem, czy to była litość czy wyrzuty sumienia. Ale wtedy poczułam ulgę – pierwszy raz od miesięcy mogłam spokojnie oddychać.
Dziś mieszkam z Lily w małym mieszkaniu na Pradze. Jest skromnie, ale bezpiecznie. Nadal walczę o zdrowie córki i uczę się ufać ludziom na nowo.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można wybaczyć rodzinie taką zdradę? Czy pieniądze zawsze muszą dzielić ludzi bardziej niż śmierć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?