Herbata, która zmieniła wszystko: Opowieść o wyborze serca
Wszystko zaczęło się od tego, że drzwi mojego mieszkania zatrzęsły się pod ciężarem czyichś nerwowych stuknięć. Przez chwilę zawahałam się, czy otworzyć – serce waliło mi jak młotem, dłonie miałam spocone, a w głowie kłębiły się myśli: „Czy dobrze robię? Czy nie za wcześnie?”. To był on – Michał. Nowy znajomy, którego poznałam na kursie tańca w domu kultury na Pradze. Zaprosiłam go na herbatę, bo chciałam sprawdzić, czy to coś więcej niż zwykła sympatia. Ale nie spodziewałam się, że to spotkanie wywróci moje życie do góry nogami.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Michała z bukietem tulipanów. Uśmiechnął się niepewnie.
– Cześć, Zosiu. Mam nadzieję, że nie przesadziłem z kwiatami?
– Nie, są piękne – odpowiedziałam, choć w środku czułam dziwny ucisk. Zaprosiłam go do środka.
W kuchni już czekał zapach świeżo upieczonych rogalików i parująca herbata z malinami. Michał usiadł przy stole i zaczął rozglądać się po moim niewielkim mieszkaniu. W kącie drzemał mój ukochany piesek – Figa, kundelek przygarnięty ze schroniska.
– O, masz psa? – zapytał Michał z lekkim zdziwieniem.
– Tak, to Figa. Jest ze mną od dwóch lat. Nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Michał uśmiechnął się krzywo.
– Wiesz… Ja nigdy nie byłem fanem zwierząt w domu. U mnie w rodzinie to był temat tabu. Mama alergiczka, tata pedant – wszystko musiało być sterylnie czyste.
Już wtedy poczułam pierwszą rysę na tej znajomości. Ale starałam się nie przejmować. Rozmawialiśmy o pracy (ja – nauczycielka w podstawówce, on – informatyk w dużej firmie), o podróżach (on kochał góry, ja morze), o marzeniach (on chciał dom na przedmieściach, ja kawalerkę w centrum). Z każdą minutą czułam coraz większy dystans.
W pewnym momencie zadzwoniła moja mama. Odbierając telefon, usłyszałam jej spięty głos:
– Zosiu, pamiętaj, żeby nie zostawiać obcych samych w mieszkaniu! I nie zapomnij o lekach dla babci!
– Mamo, wszystko pod kontrolą – odpowiedziałam szybko i wróciłam do kuchni.
Michał spojrzał na mnie z ukosa.
– Twoja mama często tak dzwoni?
– Odkąd tata odszedł, jest nadopiekuńcza…
– Rozumiem. U mnie w domu było odwrotnie – ojciec rządził wszystkim twardą ręką. Może dlatego jestem taki… wymagający.
Znowu poczułam ukłucie niepokoju. Chciałam zmienić temat.
– Może pójdziemy na spacer z Figą? Park jest tuż obok.
– W sumie… czemu nie – odpowiedział bez entuzjazmu.
Na klatce schodowej spotkaliśmy sąsiadkę – panią Halinę.
– Ooo, Zosiu! Kto to taki przystojny? – zagadnęła z uśmiechem.
– To mój kolega Michał – odpowiedziałam speszona.
Pani Halina spojrzała na niego badawczo.
– No to pilnuj go, żeby cię nie skrzywdził! Dziś młodzi tylko patrzą, jak tu dziewczynie namieszać w głowie!
Michał zaśmiał się nerwowo. Ja poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.
W parku Figa biegała radośnie między drzewami. Michał patrzył na nią z dystansem.
– Naprawdę nie przeszkadza ci ten pies? Sierść wszędzie…
– To dla mnie rodzina – odpowiedziałam ostrożnie.
– Ja bym nie mógł. U mnie w domu zwierzęta były zawsze na podwórku. Wiesz… ja lubię porządek.
Zamilkliśmy na dłuższą chwilę. Wtedy zadzwoniła moja siostra, Anka.
– Zosia! Mama mówiła, że masz gościa! Kiedy go przedstawisz rodzinie?
– Anka, daj spokój… To dopiero pierwsze spotkanie u mnie w domu!
Michał słyszał rozmowę i skrzywił się jeszcze bardziej.
– U was wszystko musi być rodzinne? Ja wolę dystans…
Wróciliśmy do mieszkania w milczeniu. Michał spojrzał na zegarek.
– Wiesz co… muszę już lecieć. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Nie zatrzymywałam go. Gdy zamknęły się za nim drzwi, poczułam ulgę pomieszaną z żalem.
Wieczorem przyszła mama z babcią. Obie usiadły przy stole i zaczęły wypytywać:
– No i jak ten Michał? – mama była wyraźnie podekscytowana.
– Chyba nie dla mnie…
Babcia spojrzała na mnie spod oka:
– A ten twój kolega z dzieciństwa? Jakub? On zawsze był dla ciebie dobry!
Mama przytaknęła:
– Jakub to złoty chłopak! Pomagał ci po śmierci taty, chodził z tobą do lekarza…
Westchnęłam ciężko:
– Mamo, babciu… Jakub to tylko przyjaciel. Poza tym wyjechał do Poznania na studia i pewnie już o mnie zapomniał.
Babcia pokręciła głową:
– Czasem to właśnie przyjaciel jest najlepszym mężem…
Następnego dnia dostałam SMS-a od Michała: „Dzięki za spotkanie. Fajnie było pogadać, ale chyba mamy inne priorytety”.
Nie odpowiedziałam od razu. Przez cały dzień chodziłam rozbita. W pracy dzieciaki pytały:
– Proszę pani, dlaczego jest pani smutna?
A ja nie umiałam im odpowiedzieć.
Wieczorem zadzwoniła Anka:
– Zosia! Widziałam Jakuba na Facebooku! Wrócił do Warszawy!
Serce mi zabiło mocniej. Przez chwilę pomyślałam: „A może…?”
Kilka dni później spotkałam Jakuba pod blokiem. Stał oparty o rower, uśmiechnięty jak zawsze.
– Cześć Zosiu! Dawno się nie widzieliśmy!
Figa od razu podbiegła do niego merdając ogonem.
– Widzę, że Figa cię pamięta – zaśmiałam się przez łzy.
Jakub spojrzał mi prosto w oczy:
– A ty? Pamiętasz jeszcze starego przyjaciela?
Poczułam ciepło rozlewające się po całym ciele.
Usiedliśmy na ławce pod blokiem i rozmawialiśmy godzinami – o wszystkim i o niczym. Jakub opowiadał o studiach, o pracy w Poznaniu, o tym jak tęsknił za domem i… za mną.
– Wiesz Zosiu… Ja zawsze byłem blisko ciebie. Może czasem za blisko i dlatego nie zauważałaś mnie inaczej niż jako kolegę. Ale ja nigdy nie przestałem cię kochać.
Zaniemówiłam ze wzruszenia. Figa położyła łeb na moich kolanach jakby chciała powiedzieć: „No wreszcie!”
Od tamtej pory widywaliśmy się coraz częściej. Mama była zachwycona:
– Wiedziałam! Wiedziałam, że Jakub wróci!
Babcia śmiała się pod nosem:
– Stare przysłowie mówi: „Szukaj daleko, a szczęście masz pod nosem”.
Ale życie nie jest bajką. Po kilku tygodniach Jakub dostał propozycję pracy w Gdańsku – świetna pensja, mieszkanie służbowe…
Przyszedł do mnie wieczorem i powiedział:
– Zosiu… Chcę być z tobą, ale muszę wyjechać. Nie mogę przegapić tej szansy.
Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
– A co ze mną? Co z Figą? Co z nami?
Jakub objął mnie mocno:
– Chcę żebyś pojechała ze mną. Razem damy radę!
Mama była przeciwna:
– Zostawisz nas? Babcię? Pracę?
Babcia płakała:
– Nie rób tego dziecko…
Przez kilka dni chodziłam jak struta. Każdy miał swoje racje: mama bała się samotności, babcia chorowała coraz bardziej, a ja… ja chciałam być szczęśliwa. Ale czy mogłam zostawić rodzinę?
Ostatniego wieczoru przed wyjazdem Jakuba usiedliśmy razem na ławce pod blokiem. Figa spała u moich stóp.
Jakub spojrzał mi głęboko w oczy:
– Zosiu… Nie chcę cię zmuszać do niczego. Ale pamiętaj – czasem trzeba wybrać siebie.
Łzy napływały mi do oczu.
Jakub wyjechał sam. Ja zostałam z mamą, babcią i Figą. Przez kilka miesięcy pisał do mnie codziennie listy i SMS-y: „Tęsknię”, „Czekam”, „Może kiedyś…”
Dziś mijają dwa lata od tamtego dnia. Babcia już nie żyje. Mama pogodziła się z moją dorosłością. Figa siwieje coraz bardziej…
Czasem patrzę przez okno na ludzi idących parami i pytam siebie: czy dobrze zrobiłam zostając? Czy można być szczęśliwym rezygnując z własnych marzeń dla innych?
A może szczęście to właśnie te codzienne wybory – nawet jeśli bolą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?