Mój syn wrócił do domu i powiedział, że jeszcze nie złożył pozwu o rozwód, ale zrobi to wkrótce. Czy mogłam przewidzieć, że wszystko się rozpadnie?

— Mamo, jeszcze nie złożyłem papierów, ale zrobię to wkrótce — powiedział Bartek, stojąc w progu kuchni, z oczami pełnymi zmęczenia i rozczarowania. W dłoniach ściskał klucze do mieszkania, jakby to one miały mu dać odpowiedź na wszystkie pytania.

Zamarłam. Zawsze wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nigdy nie sądziłam, że usłyszę te słowa od własnego syna. Bartek był moim jedynym dzieckiem. Odkąd pamiętam, starałam się być dla niego wsparciem, nawet jeśli nie zawsze rozumiałam jego wybory. A wybór Nory był dla mnie trudny do zaakceptowania od samego początku.

Poznał ją na uczelni w Krakowie. Nora była piękna, miała w sobie coś magnetycznego, co przyciągało ludzi. Ale miała też czteroletniego synka, Jasia. Pamiętam, jak pierwszy raz przyszli do nas na Wigilię. Jaś bawił się samochodzikami pod choinką, a Nora z uśmiechem próbowała rozładować napięcie rozmową o pogodzie i pierogach. Bartek patrzył na nią z takim uwielbieniem, że aż mnie ściskało w środku.

— Mamo, ona jest inna niż wszyscy — powtarzał mi wtedy. — Zobaczysz, pokochasz ją.

Starałam się. Naprawdę się starałam. Ale gdzieś w głębi duszy czułam niepokój. Czy Bartek jest gotowy na taką odpowiedzialność? Czy Jaś zaakceptuje go jako ojczyma? Czy Nora naprawdę kocha mojego syna?

Przez pierwsze lata wszystko wydawało się układać. Bartek znalazł dobrą pracę w banku, Nora pracowała jako nauczycielka w przedszkolu. Jaś rósł jak na drożdżach i coraz częściej mówił do Bartka „tato”. Nawet ja zaczęłam się przekonywać do tej nowej rodziny.

Aż do zeszłego roku.

Zaczęło się niewinnie — coraz częstsze kłótnie o drobiazgi: kto odbierze Jasia z przedszkola, kto zrobi zakupy, kto posprząta łazienkę. Potem pojawiły się ciche dni i spojrzenia pełne wyrzutów. Bartek coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się nadgodzinami. Nora zamykała się w sobie, a Jaś przestał się uśmiechać.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Nora.

— Pani Aniu… — jej głos drżał. — Czy mogę przyjechać z Jasiem na kilka dni? Bartek… on chyba mnie już nie kocha.

Serce mi pękło. Przyjęłam ich bez słowa sprzeciwu. Przez trzy dni Nora płakała w mojej kuchni, a Jaś tulił się do mnie jakby szukał bezpieczeństwa. Bartek nie dzwonił ani razu.

Kiedy w końcu wrócili do siebie, miałam nadzieję, że to tylko kryzys. Że przetrwają. Że rodzina jest ważniejsza niż duma czy zmęczenie.

Ale potem przyszła wiadomość od sąsiadki:

— Pani Aniu, widziałam Bartka z jakąś kobietą na rynku. Trzymali się za ręce.

Nie chciałam wierzyć. To nie mógł być mój syn! Przecież zawsze był taki odpowiedzialny…

Kiedy zapytałam go wprost, spuścił wzrok.

— Mamo… To skomplikowane.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłam błąd jako matka. Czy za bardzo naciskałam? Czy za mało wspierałam? A może powinnam była ostrzec go przed Norą?

Kilka tygodni później Bartek wrócił do domu rodzinnego z walizką i pustym spojrzeniem.

— Jeszcze nie złożyłem pozwu o rozwód — powtórzył wtedy — ale zrobię to wkrótce.

Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy.

— Bartek… — zaczęłam ostrożnie — czy ty ją jeszcze kochasz?

Wzruszył ramionami.

— Nie wiem, mamo. Wszystko się pogmatwało. Chciałem dobrze… Chciałem być dla Jasia ojcem, dla Nory wsparciem… Ale czuję się jak obcy we własnym domu.

Patrzyłam na niego i widziałam już nie chłopca, którego tuliłam po nocnych koszmarach, ale dorosłego mężczyznę złamanego przez życie.

Następnego dnia zadzwoniła Nora.

— Pani Aniu… Bartek powiedział mi wszystko. Proszę mu pomóc… On jest zagubiony.

Nie wiedziałam już komu wierzyć ani jak pomóc własnemu dziecku. Rodzina rozpadła się na moich oczach, a ja byłam bezsilna.

Dziś Bartek mieszka sam w wynajętej kawalerce na Prądniku Czerwonym. Jaś widuje go tylko w weekendy. Nora wróciła do pracy i próbuje ułożyć sobie życie na nowo.

Często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była bardziej zaufać Norze? A może to ja byłam tą przeszkodą?

Czasem siedzę wieczorami przy oknie i myślę o tym wszystkim, co straciliśmy przez dumę i brak rozmowy.

Czy każda rodzina musi przejść przez taki dramat? Czy można jeszcze naprawić to, co zostało złamane?

Może Wy macie swoje historie? Co byście zrobili na moim miejscu?