Trzy dekady w cieniu własnych rąk – historia mojej walki o wolność
– Mamo, proszę cię, nie rób mi wstydu przed koleżankami! – krzyczała Ola, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Stałam przy oknie, patrząc na swoje dłonie – długie, kręte paznokcie, które przez lata stały się moim znakiem rozpoznawczym. Każdy palec był jak osobna historia, a razem tworzyły coś na kształt klatki. Słyszałam jeszcze, jak Ola szlocha w swoim pokoju. Znowu.
Nie pamiętam już, kiedy zaczęłam zapuszczać paznokcie. Może wtedy, gdy po śmierci mamy czułam się tak bezradna, że musiałam mieć nad czymś kontrolę? Może wtedy, gdy mąż odszedł do innej kobiety i zostałam sama z dwójką dzieci? Wtedy właśnie postanowiłam: nie zetnę ich nigdy. Z czasem stały się moją tarczą. Ludzie patrzyli na mnie z ciekawością lub obrzydzeniem, ale nikt nie pytał o to, co naprawdę boli.
Przez lata byłam „tą od paznokci”. Najpierw w pracy – księgowa z rekordem Guinnessa, potem w telewizji śniadaniowej, a na końcu w internecie. Każdy chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie, ale nikt nie chciał mnie dotknąć. Nawet własne dzieci zaczęły się mnie wstydzić. – Mamo, nie przychodź na zebranie! – prosił Kuba. – Wszyscy się na ciebie gapią!
Pamiętam dzień, kiedy Ola pierwszy raz nie chciała mnie przytulić. Miała wtedy dwanaście lat. – Boję się twoich rąk – powiedziała cicho. Bolało bardziej niż wszystkie plotki i docinki razem wzięte.
Z czasem zaczęłam unikać ludzi. Zakupy robiłam przez internet, do kościoła chodziłam tylko na wieczorne msze, kiedy było ciemno. Nawet sąsiadka z naprzeciwka przestała zapraszać mnie na kawę. Zostałam sama ze swoimi paznokciami i wspomnieniami.
Wszystko zmieniło się pewnego kwietniowego popołudnia. Siedziałam przy kuchennym stole i próbowałam obrać jabłko dla Oli. Paznokcie przeszkadzały mi nawet w najprostszych czynnościach – nie mogłam ich już nawet umyć porządnie. Nagle usłyszałam trzask klucza w drzwiach i głos Kuby:
– Mamo, musimy pogadać.
Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał. W końcu wyciągnął z kieszeni nożyczki do paznokci.
– Proszę cię… dla nas. Dla siebie.
Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam strach i nadzieję jednocześnie. Przez chwilę chciałam powiedzieć „nie”, jak zawsze. Ale coś we mnie pękło.
– Boisz się mnie? – zapytałam cicho.
– Nie ciebie… tego, co ci robią te paznokcie.
Poczułam łzy na policzkach. Przez trzydzieści lat pozwoliłam, żeby coś tak głupiego jak paznokcie odebrało mi życie, rodzinę i siebie samą.
Następnego dnia poszliśmy razem do salonu kosmetycznego. Siedziałam na fotelu jak skazaniec. Kosmetyczka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jest pani pewna?
– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem.
Każde cięcie bolało bardziej niż poprzednie. Czułam się naga, bezbronna, jakbym traciła część siebie. Ale kiedy spojrzałam na Olę i Kubę stojących obok, zobaczyłam w ich oczach coś nowego – ulgę i dumę.
Po wszystkim wróciliśmy do domu w milczeniu. Wieczorem Ola przyszła do mojego pokoju i po raz pierwszy od lat przytuliła mnie mocno.
– Kocham cię, mamo – wyszeptała.
Zrozumiałam wtedy, że przez lata byłam więźniem własnych lęków i przyzwyczajeń. Że czasem trzeba coś stracić, żeby odzyskać wszystko inne.
Dziś patrzę na swoje krótkie paznokcie i uśmiecham się przez łzy. Wiem, że to dopiero początek mojej drogi do wolności.
Czy Wy też macie coś, co trzyma Was w miejscu? Coś, co wydaje się nie do ruszenia? Może czas to odciąć… zanim będzie za późno.