„Nie rozmawiałam z mamą od trzech miesięcy. Zablokowałam ją wszędzie” – Mój mąż nalega na pojednanie, ale czy jestem na to gotowa?

– Znowu dzwoniła – powiedział Tomek, odkładając mój telefon na stół. – Tym razem próbowała przez WhatsAppa twojej koleżanki.

Zamarłam. Od trzech miesięcy nie odezwałam się do mamy ani słowem. Zablokowałam ją wszędzie: na Messengerze, SMS-ach, nawet na Viberze, bo tam też próbowała. Jedyny kontakt, jaki utrzymuję, to opłacanie jej czynszu i zamawianie raz w miesiącu zakupów przez internet. I nawet to robię anonimowo, żeby nie wiedziała, kiedy kurier przyjedzie.

– Może powinnaś… – zaczął Tomek ostrożnie.

– Nie! – przerwałam mu gwałtownie. – Nie chcę o niej rozmawiać.

Usiadłam na kanapie i wbiłam wzrok w ścianę. W głowie dudniły mi jej słowa sprzed trzech miesięcy, kiedy ostatni raz się widziałyśmy. „Jesteś niewdzięczna! Wszystko, co masz, zawdzięczasz mnie! Gdyby nie ja, nie byłoby cię tu!”

Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Była niedziela, zaprosiłam ją na obiad. Chciałam, żeby poznała nasze nowe mieszkanie na Mokotowie. Tomek przygotował jej ulubioną zupę pomidorową, a ja upiekłam szarlotkę według jej przepisu. Myślałam naiwnie, że może tym razem będzie inaczej. Że usiądziemy przy stole jak normalna rodzina i po prostu porozmawiamy.

Ale mama od progu zaczęła narzekać: że za mało światła w salonie, że firanki za krótkie, że Tomek nie umie gotować („Zupa za słona!”), a ja powinnam wreszcie pomyśleć o dziecku, bo „czas ucieka”.

Wtedy pękłam. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam jej wprost, co czuję: że mam dość wiecznych pretensji, krytyki i szantażu emocjonalnego. Że nie chcę już być jej projektem do poprawiania.

Wykrzyczała mi wtedy w twarz wszystko, co najgorsze. Że jestem egoistką, że nie zasługuję na szczęście, że Tomek mnie zostawi, bo „żadna normalna kobieta nie blokuje własnej matki”.

Po tej kłótni zablokowałam ją wszędzie. Przez pierwsze dni czułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężki plecak pełen kamieni. Ale potem przyszło poczucie winy. Przecież to moja mama. Sama ją wybrałam? Nie. Ale czy muszę pozwalać jej ranić mnie bez końca?

Tomek od początku był po mojej stronie. Widział, jak bardzo mama potrafi mnie zranić jednym zdaniem. Ale ostatnio coraz częściej mówi: – Może spróbujecie jeszcze raz? Może teraz będzie inaczej?

Nie rozumie. Albo nie chce zrozumieć.

Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem w kuchni. Tomek nalał mi herbaty i spojrzał poważnie:

– Anka, wiem, że jest ci ciężko. Ale ona jest sama. Ty jesteś jej jedyną rodziną.

– A ja? – zapytałam cicho. – Kto jest moją rodziną?

– Ja – odpowiedział bez wahania i ujął moją dłoń.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo boję się wrócić do tego piekła emocjonalnego, jak bardzo pragnę mieć normalną relację z matką i jak bardzo boli mnie to, że nigdy jej nie miałam.

Ale zamiast tego milczałam.

W pracy też nie jest łatwo. Koleżanki pytają: – Co u twojej mamy? Dawno jej nie widziałyśmy na Facebooku!

Uśmiecham się sztucznie i zmieniam temat. Nikt nie rozumie, jak to jest mieć matkę, która potrafi zranić jednym spojrzeniem.

Czasem łapię się na tym, że sprawdzam jej profil na Facebooku z konta Tomka. Widzę zdjęcia z działki: ona z kotem na kolanach, uśmiechnięta do sąsiadki. Pod zdjęciem komentarz: „Tęsknię za tobą, córeczko”.

Czy ona naprawdę tęskni? Czy to tylko kolejna gra?

W nocy śni mi się dzieciństwo: ja siedzę pod stołem i płaczę, bo mama znowu krzyczy na tatę. Potem on wychodzi trzaskając drzwiami i już nigdy nie wraca.

Może dlatego tak bardzo boję się konfliktów? Może dlatego zawsze ustępowałam mamie?

Ale teraz coś się zmieniło. Mam swoje życie, swoje mieszkanie, swojego męża. Nie chcę już być tylko „córką pani Krystyny”. Chcę być Anką – sobą.

Tomek coraz częściej mówi o dziecku. Boję się tego tematu jak ognia. Bo jeśli będę matką – czy będę taka jak ona? Czy potrafię kochać bezwarunkowo?

Kilka dni temu dostałam list polecony – od mamy. Otworzyłam go drżącymi rękami:

„Aniu,
Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Tęsknię za Tobą każdego dnia. Wiem, że popełniłam wiele błędów i może nigdy mi nie wybaczysz. Ale jesteś moją jedyną córką i bardzo Cię kocham.
Mama”

Czytałam ten list kilkanaście razy. Każde słowo bolało jak zadra pod paznokciem.

Tomek znalazł mnie zapłakaną w kuchni.
– Może pojedziemy do niej na weekend? Tylko porozmawiać? Bez zobowiązań?

Nie odpowiedziałam.

Dziś rano znów dostałam SMS-a od sąsiadki mamy:
„Pani Krystyna pytała, czy wszystko u Was dobrze. Bardzo za Tobą tęskni.”

Czuję się rozdarta między lojalnością wobec siebie a poczuciem obowiązku wobec niej.

Czy można wybaczyć wszystko tylko dlatego, że ktoś jest naszą matką? Czy mam prawo postawić granicę nawet wtedy, gdy ona cierpi?

Czasem myślę: może gdybym miała inną matkę… Ale przecież nie da się wybrać rodziny.

Patrzę na Tomka i widzę w jego oczach troskę i nadzieję.
– Co zrobisz? – pyta cicho.

Nie wiem.

A Wy? Czy można naprawdę odciąć się od rodzica i żyć dalej bez poczucia winy? Czy każda matka zasługuje na drugą szansę?