Dylematy Życia Codziennego: „Babcie Blisko, a Ja Płacę za Opiekunkę”

Gabriel i ja poznaliśmy się na pierwszym roku studiów. To była jedna z tych natychmiastowych więzi, które wydają się przeznaczone. Oboje studiowaliśmy inżynierię, oboje marzyciele z ambicjami sięgającymi poza bibliotekę kampusu i nocne sesje nauki. Kiedy ukończyliśmy studia, byliśmy już zaręczeni, a rok później wzięliśmy ślub. To był wir wydarzeń, piękny wir, pełen obietnic na zawsze i marzeń o dużej rodzinie.

Nasza córka, Ariana, przyszła na świat rok po naszym ślubie. To było wcześniej niż planowaliśmy, ale przyjęliśmy nasze nowe role rodziców z całą miłością i ekscytacją, które wypełniały nasze serca. Jednak rzeczywistość rodzicielstwa, w połączeniu z początkiem naszych karier zawodowych, zaczęła nas przytłaczać.

Mieszkając w małym miasteczku w Polsce, obie nasze rodziny były zaledwie krótką jazdą samochodem od nas. Moja mama, Wiktoria, i mama Gabriela, Walentyna, były zachwycone zostaniem babciami. Obsypywały Arianę miłością i czułością i były naszymi pierwszymi telefonami po rady w bezsenne noce i bóle ząbkowania.

Jednak mimo ich bliskości i chęci pomocy, poleganie na nich w regularnej opiece nad dzieckiem okazało się trudne. Wiktoria, pielęgniarka, często pracowała w nieprzewidywalnych godzinach, a Walentyna, choć na emeryturze, oddała się podróżom i działalności społecznej, jej harmonogram był niemal tak samo nieregularny jak mojej mamy.

Gabriel i ja znaleźliśmy się w kropce. Potrzebowaliśmy stabilnej, niezawodnej opieki nad dzieckiem, czego nasze mamy nie mogły nam zapewnić ze względu na swoje zajęte życie. Rozwiązanie wydawało się proste, ale finansowo obciążające – zatrudnienie niani. To była decyzja, która nie dawała mi spokoju. Myśl o płaceniu komuś za opiekę nad Arianą, gdy miała dwie babcie tak blisko, wydawała się niewłaściwa. Wzbudzało to we mnie poczucie winy, uczucie, że w jakiś sposób zawodzę w organizowaniu naszego życia rodzinnego.

Pamiętam wieczór, kiedy poruszyłam ten temat z Gabrielem. Oboje byliśmy wyczerpani, stres dnia widoczny w workach pod oczami i ciszy przy naszym stole obiadowym.

„Może to właśnie to, czego potrzebujemy,” powiedział Gabriel, próbując złagodzić moje obawy. „Ariana potrzebuje stałości, a nie możemy ciągle zmieniać jej opiekunów w zależności od tego, kto jest dostępny.”

Wiedziałam, że miał rację, ale to nie ułatwiało decyzji. Koszt niani to jedno, ale chodziło o coś więcej niż tylko finanse. Chodziło o oczekiwania, jakie miałam wobec naszego życia, rolę, jaką wyobrażałam sobie dla naszych mam w wychowaniu Ariany.

Zatrudniliśmy Kacpra, młodego mężczyznę świeżo po studiach z pedagogiki wczesnoszkolnej. Był cudowny dla Ariany, jego podejście było zarówno pełne miłości, jak i profesjonalne. Ale każdego ranka, gdy widziałam go przychodzącego do nas, czułam część siebie pełną żalu. Żalu wobec okoliczności i dziwnie wobec Wiktorii i Walentyny za ich nieobecność.

Napięcie zaczęło być widoczne nie tylko w moich relacjach z naszymi mamami, ale także w moim małżeństwie. Gabriel i ja zaczęliśmy się oddalać od siebie, rozmowy przeradzały się w kłótnie, a cisze stawały się przepaściami. Staraliśmy się jak najlepiej poruszać po tym nowym terytorium, ale wydawało się, że każdy krok naprzód w opiece nad Arianą był krokiem wstecz w naszych osobistych relacjach.

Pewnego szczególnie zimnego wieczoru, gdy odbierałam Arianę od Kacpra, objęła mnie swoimi małymi rączkami za szyję i zapytała: „Mamo, dlaczego babcia i babunia już mnie nie pilnują?” Jej niewinne pytanie było bolesnym przypomnieniem emocjonalnych kosztów naszej decyzji.

Gabriel i ja nadal staramy się znaleźć równowagę, zapełnić luki, które się pojawiły. Ale niektóre dni wydają się jakbyśmy trzymali się krawędzi strzępiącej się liny, mając nadzieję znaleźć drogę powrotną do siebie nawzajem i do życia rodzinnego, które kiedyś sobie wyobrażaliśmy.