Za młodo wyszłam za mąż: Życie zbudowane na poświęceniu
Wyszłam za mąż za Karola, gdy miałam zaledwie 18 lat. To nie była bajka; to była konieczność. Nasi goście weselni nie musieli szeptać za plecami; dla wszystkich było jasne, dlaczego bierzemy ślub. Byłam w ciąży z Mią. Osądy w ich oczach nauczyłam się znosić, ale nigdy nie przestały boleć.
Karol i ja staraliśmy się zrobić z naszej sytuacji jak najlepszy użytek. Dwa lata po Mii przywitaliśmy na świecie naszego syna, Adama. Nasze życie weszło w rutynę pracy, zajęć dzieci i rzadkich chwil ciszy. Wszystko, co miałam, wlewałam w bycie matką i żoną, często zapominając, kim jest Elżbieta w tym wszystkim.
Z biegiem lat, Mia i Adam dorastali, stając się swoimi ludźmi. Mia, zawsze spragniona przygód, przeprowadziła się na drugi koniec kraju po ukończeniu studiów. Nasze rozmowy ograniczyły się do miesięcznych odpraw, jej głos zawsze był pośpieszny i pełen nowych doświadczeń. Adam natomiast znalazł swoją pasję w naukach o środowisku i wyjechał za granicę, pozostawiając za sobą echo ciszy.
Karol i ja znaleźliśmy się sami, a jednak bardziej oddaleni niż kiedykolwiek. Trzymałam się nadziei, że możemy się na nowo odkryć, znaleźć nową miłość w tej cichej fazie naszego życia. Ale gdy moje 45. urodziny minęły, tak samo zrobił Karol. Zostawił mnie dla kogoś młodszego, ktoś, kto sprawił, że poczuł się na nowo żywy w sposób, w jaki ja już nie mogłam.
Minęły dwa lata odkąd wyszedł, a kobieta, która odbija się w lustrze, jest mi obca. Linie poświęcenia i lata stawiania wszystkich na pierwszym miejscu odcisnęły swoje piętno. Widzę kobietę, która straciła swoją młodość, swoją miłość, a teraz także cel.
Cisza w domu jest ogłuszająca. Miesięczne rozmowy z Mią są moim jedynym połączeniem ze światem zewnętrznym, ale nawet one wydają się puste. Adam wysyła pocztówki z podróży, każda z nich to bolesne przypomnienie o dystansie między nami. Jestem z nich dumna, naprawdę, ale nie mogę oprzeć się uczuciu porzucenia.
Próbowałam wypełnić swoje dni aktywnościami, znaleźć nowy kierunek dla swojego życia. Ale prawda jest taka, że nie wiem, jak być Elżbietą, nie będąc żoną Karola ani matką Mii i Adama. Moja tożsamość była tak spleciona z ich, że teraz, w jej braku, czuję się zagubiona.
Zbliżając się do moich 48. urodzin, nie mogę oprzeć się pytaniu, czy to wszystko, co życie ma mi teraz do zaoferowania. Cichy dom, wspomnienia rodziny, która kiedyś była, i odbicie kobiety, której ledwie rozpoznaję. Poświęcenia, które poczyniłam, były z miłości, ale nigdy nie rozważyłam ich kosztu dla siebie. Teraz płacę cenę.