Nie jestem służącą dla teściów – historia mojej walki o własne życie

– Kinga, podłoga w salonie znowu się lepi – usłyszałam głos teściowej, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stałam w progu ich willi w Piasecznie, z torbą pełną zakupów, które kazała mi zrobić Halina. Miałam ochotę rzucić wszystko na podłogę i wyjść, ale wiedziałam, że zaraz usłyszę kolejne pretensje. – Dobrze, zaraz się tym zajmę – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż kipiałam ze złości.

Mam trzydzieści osiem lat i od piętnastu jestem żoną Pawła. Kiedyś myślałam, że rodzina to wsparcie i miłość. Dziś wiem, że czasem to więzienie, z którego trudno się wydostać. Moi teściowie, Stanisław i Halina, mają odpowiednio dziewięćdziesiąt dwa i osiemdziesiąt trzy lata. Odkąd Paweł jest ich jedynym dzieckiem mieszkającym w Polsce, cała opieka nad nimi spadła na nas. A raczej na mnie.

– Kinga, czy możesz jeszcze przetrzeć parapety? Goście przyjdą po południu – dodała Halina, nie patrząc mi w oczy. Stanisław siedział w fotelu i udawał, że czyta gazetę, ale widziałam kątem oka, jak obserwuje każdy mój ruch. Czułam się jak służąca. Nie jak synowa. Nie jak człowiek.

Wyszłam do kuchni i zaczęłam wyjmować zakupy. Ręce mi drżały. W głowie miałam tysiąc myśli: „Dlaczego ja? Dlaczego zawsze ja? Gdzie jest Paweł? Dlaczego nie może im pomóc?” Ale wiedziałam dlaczego – Paweł był w pracy. Zawsze był w pracy.

Wieczorem wróciłam do domu wykończona. Nasza córka Zosia czekała na mnie z zeszytem do matematyki. – Mamo, pomożesz mi z zadaniem? – zapytała nieśmiało. Usiadłam obok niej i poczułam łzy napływające do oczu. „Nie mam już siły” – pomyślałam. Ale uśmiechnęłam się do niej i zaczęłyśmy liczyć ułamki.

Kiedy Paweł wrócił, siedziałam już w kuchni z kubkiem zimnej herbaty. – Byłaś u rodziców? – zapytał od niechcenia. – Byłam. I znowu musiałam sprzątać cały dom – odpowiedziałam ostrożnie, bo wiedziałam, że każda taka rozmowa kończy się kłótnią.

– Kochanie, oni są starzy. Potrzebują pomocy – powiedział tonem, który miał zakończyć temat.

– Ale ja też mam swoje życie! Mam pracę, dziecko, dom! Nie mogę być ich służącą! – wybuchłam nagle, sama zaskoczona własną odwagą.

Paweł spojrzał na mnie zaskoczony. – Przesadzasz. Mama zawsze była dla nas dobra.

– Dla ciebie! Dla mnie nigdy nie była matką! – krzyknęłam i wybiegłam do łazienki, zanim zobaczył moje łzy.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły mi słowa Haliny: „Kinga, przynieś to”, „Kinga, posprzątaj tamto”… Przypomniałam sobie pierwsze lata naszego małżeństwa. Jak bardzo starałam się zasłużyć na ich akceptację. Jak gotowałam dla nich obiady, piekłam ciasta na święta, sprzątałam po rodzinnych imprezach. Zawsze miałam nadzieję, że kiedyś powiedzą: „Dziękujemy” albo chociaż: „Dobrze sobie radzisz”. Nigdy tego nie usłyszałam.

Rano obudziłam się z postanowieniem: koniec z tym! Zadzwoniłam do pracy i wzięłam dzień wolny. Pojechałam do willi teściów wcześniej niż zwykle. Halina była zdziwiona moim widokiem.

– Coś się stało? – zapytała podejrzliwie.

– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Chciałabym porozmawiać.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni. Stanisław przyszedł po chwili i usiadł obok żony.

– Od piętnastu lat robię wszystko, żeby wam pomóc. Sprzątam, gotuję, robię zakupy. Ale nie jestem waszą służącą – powiedziałam drżącym głosem.

Halina spojrzała na mnie lodowato. – Nikt cię nie zmuszał.

– Może nie słowami, ale oczekiwaniami tak – odpowiedziałam cicho.

Stanisław westchnął ciężko. – Kinga, jesteśmy starzy. Potrzebujemy pomocy.

– Rozumiem to – powiedziałam łagodniej. – Ale mam też swoje życie i rodzinę. Nie mogę być tu codziennie i sprzątać cały dom.

Halina milczała przez chwilę, a potem powiedziała: – Myślałam, że jesteś częścią rodziny.

– Jestem częścią rodziny, ale nie waszą służącą – powtórzyłam stanowczo.

Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Paweł czekał na mnie w kuchni.

– Mama dzwoniła. Powiedziała, że byłaś niemiła.

– Powiedziałam tylko prawdę – odpowiedziałam spokojnie.

– Kinga… oni są starzy…

– A ja jestem zmęczona! – przerwałam mu stanowczo. – Jeśli chcesz im pomagać, rób to sam! Ja już nie mogę!

Przez kilka dni w domu panowała napięta atmosfera. Paweł był obrażony, teściowa nie dzwoniła. Zosia patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.

Pewnego wieczoru usiadłam z córką na kanapie.

– Mamo… dlaczego jesteś smutna? – zapytała cicho.

Przytuliłam ją mocno.

– Bo czasem trzeba zawalczyć o siebie, nawet jeśli to boli innych – odpowiedziałam szczerze.

Minęły tygodnie zanim sytuacja się uspokoiła. Paweł zaczął częściej jeździć do rodziców sam. Halina przestała dzwonić z każdą błahostką. Ja zaczęłam mieć więcej czasu dla siebie i Zosi.

Czasem zastanawiam się, czy zrobiłam dobrze. Czy egoizm jest grzechem? Czy mam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Ale kiedy patrzę na Zosię i widzę jej uśmiech, wiem jedno: jeśli ja nie zadbam o siebie, nikt tego za mnie nie zrobi.

Czy naprawdę musimy poświęcać własne szczęście dla innych? Czy można być dobrą synową i jednocześnie mieć własne życie? Może ktoś z was zna odpowiedź…