Dziesięć lat później: Gdy Jasiek wrócił znikąd, mój świat znów się zawalił
– Co ty tu robisz? – słowa wystrzeliły ze mnie zanim zdążyłam pomyśleć. Stał w progu, ten sam, a jednak zupełnie inny. Jasiek. Mój mąż, którego nie widziałam od dziesięciu lat.
Wciąż pamiętam tamten dzień, kiedy zniknął. Był listopad, szaro i zimno, dzieci spały, a on powiedział tylko: „Muszę wyjść na chwilę”. Nie wrócił już nigdy. Policja rozkładała ręce, sąsiedzi szeptali za plecami, a ja przez lata próbowałam poskładać nasze życie na nowo. Zosia miała wtedy siedem lat, Kuba cztery. Dziś są nastolatkami i nie pamiętają ojca inaczej niż przez pryzmat moich łez i milczenia.
A teraz stał przede mną. Starszy, wychudzony, z siwymi pasmami we włosach. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu się na szyję i krzyczeć z radości, ale zaraz potem poczułam w sobie wściekłość tak wielką, że aż zabrakło mi tchu.
– Anka… – wyszeptał. – Wiem, że nie mam prawa…
– Nie masz! – przerwałam mu ostro. – Dziesięć lat! Dziesięć lat nas nie było dla ciebie!
Za moimi plecami rozległy się kroki. Zosia stanęła w drzwiach kuchni, z telefonem w dłoni. Zamarła na widok Jaśka.
– Mamo… kto to? – spytała cicho.
Jasiek spojrzał na nią z takim bólem w oczach, że aż mnie ścisnęło w gardle.
– To… to tata – odpowiedziałam drżącym głosem.
Zosia patrzyła na niego długo, jakby próbowała dopasować twarz do wspomnień. W końcu odwróciła się na pięcie i zamknęła w swoim pokoju.
Kuba przyszedł chwilę później. Był zawsze bardziej zamknięty w sobie, ale teraz jego twarz była jak kamień.
– Po co wróciłeś? – zapytał bez emocji.
Jasiek spuścił głowę.
– Chciałem was zobaczyć. Przeprosić. Spróbować wszystko naprawić.
Zaśmiałam się gorzko.
– Naprawić? Myślisz, że można naprawić dziesięć lat pustki?
Przez kolejne dni Jasiek próbował rozmawiać z dziećmi. Zosia ignorowała go zupełnie, Kuba odpowiadał półsłówkami. Ja sama nie wiedziałam, co czuję. Byłam rozdarta między nienawiścią a tęsknotą za tym, co straciliśmy.
Wieczorami siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na jego rzeczy – stary portfel, zdjęcie sprzed lat, które zostawił na lodówce. Próbowałam sobie przypomnieć, jak to było żyć razem. Ale przez te lata nauczyłam się radzić sobie sama. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, dorabiałam korepetycjami. Dzieci były moim światem. Rodzina Jaśka odwróciła się ode mnie po jego zniknięciu – teściowa oskarżała mnie o wszystko, szwagierka przestała odbierać telefony.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy płacz z pokoju Zosi. Weszłam bez pukania. Siedziała na łóżku ze zdjęciem Jaśka w ręku.
– Mamo… dlaczego on nas zostawił?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama zadawałam sobie to pytanie setki razy.
– Nie wiem, kochanie. Może kiedyś nam powie.
Zosia spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Nie chcę go tu. On nie jest moim tatą.
Serce mi pękało za każdym razem, gdy widziałam ich cierpienie. A jednak nie potrafiłam wyrzucić Jaśka z domu. Może dlatego, że wciąż miałam nadzieję na odpowiedzi.
W końcu usiedliśmy razem przy stole. Jasiek wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Chcę wam wszystko wyjaśnić – zaczął cicho. – Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę…
Zosia przewróciła oczami.
– To po co tu jesteś?
Jasiek spojrzał na mnie błagalnie.
– Anka… wtedy… miałem długi. Grożono mi. Bałem się o was. Myślałem, że jak zniknę, to was ochronię.
Zamarłam. Przez tyle lat snułam różne scenariusze: zdrada, amnezja, nowa rodzina… Ale nigdy nie pomyślałam o czymś takim.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? – spytałam przez łzy.
– Bałem się. Wstydziłem się tego wszystkiego…
Kuba wstał od stołu bez słowa i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Przez kolejne tygodnie Jasiek próbował odbudować relacje z dziećmi. Pomagał w domu, gotował obiady, naprawiał cieknący kran w łazience – rzeczy, których brakowało nam przez lata. Ale dzieci były nieufne. Ja też nie potrafiłam mu zaufać.
Pewnego dnia spotkałam na rynku Martę – moją przyjaciółkę jeszcze z liceum.
– Słyszałam, że Jasiek wrócił – powiedziała ostrożnie. – I co teraz?
Wzruszyłam ramionami.
– Sama nie wiem… Czasem myślę, że lepiej by było, gdyby nigdy się nie pojawił.
Marta spojrzała na mnie uważnie.
– Ale może to szansa? Dla was wszystkich?
Nie odpowiedziałam jej wtedy. Bo czy można odbudować coś po takim czasie?
Wieczorem Jasiek zaproponował spacer nad Wisłę. Szliśmy w milczeniu przez długi czas.
– Anka… wiem, że cię skrzywdziłem – zaczął w końcu. – Ale chciałbym spróbować jeszcze raz…
Zatrzymałam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale może dzieci kiedyś będą mogły…
Wróciliśmy do domu w ciszy. Przez kolejne dni życie toczyło się zwyczajnie: szkoła, praca, zakupy w Biedronce, rozmowy o niczym przy kolacji. Ale pod powierzchnią cały czas buzowały emocje: żal, gniew i nadzieja na lepsze jutro.
Któregoś wieczoru Kuba wszedł do kuchni i rzucił zeszyt na stół.
– Potrzebuję podpisu do szkoły – mruknął do Jaśka.
To był pierwszy raz od jego powrotu, kiedy zwrócił się do ojca bez złości w głosie.
Zosia zaczęła powoli wychodzić ze swojego pokoju podczas wspólnych posiłków. Czasem nawet uśmiechała się do Jaśka przez łzy.
A ja? Wciąż budziłam się w nocy zlękniona tym wszystkim. Czy powinnam pozwolić mu zostać? Czy potrafię jeszcze kochać tego człowieka?
Czasem patrzę na Jaśka i widzę tego chłopaka sprzed lat – zakochanego po uszy w dziewczynie z sąsiedztwa. Innym razem widzę tylko mężczyznę, który zostawił mnie samą na dziesięć długich lat.
Czy można wybaczyć zdradę tak wielką? Czy rodzina może się odrodzić po takim bólu?
A może są rany, które nigdy się nie zagoją?
Czekam na wasze historie i opinie… Czy wy byście wybaczyli?