Gorzki smak świąt: kiedy mama wybiera kogoś innego
— Mamo, gdzie są prezenty dla Antosia i Zosi? — zapytałam, czując jak w gardle rośnie mi gula. W pokoju pachniało piernikiem i świeżo zaparzoną herbatą, a choinka migotała kolorowymi lampkami. Dzieci biegały wokół stołu, a ja próbowałam nie pokazać po sobie, jak bardzo jestem roztrzęsiona.
Mama spojrzała na mnie z tym swoim zmęczonym, trochę nieobecnym wzrokiem. — Kochanie, wiesz… Nie chciałam robić zamieszania. Dzieci Kasi nie miały prezentów, więc…
— Więc co? — przerwałam jej, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Oddałaś im to, co kupiłam swoim dzieciom?
Wszyscy zamilkli. Kasia, moja młodsza siostra, patrzyła w podłogę. Jej bliźniaki już rozpakowywały klocki LEGO, które wybierałam dla Antosia. Mój syn stał obok mnie z pustymi rękami.
— Przecież to tylko prezenty — powiedziała mama cicho. — Nie chciałam, żeby ktoś poczuł się gorzej.
— Ale to moje dzieci poczuły się gorzej! — wybuchłam. — Jak zawsze…
Wyszłam do przedpokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Stałam tam chwilę, próbując się uspokoić. W uszach dźwięczały mi słowa mamy: „Nie chciałam robić zamieszania”. Ile razy już to słyszałam? Ile razy byłam tą drugą?
Od dziecka czułam, że Kasia jest jej ulubienicą. Była delikatniejsza, częściej chorowała, wymagała więcej uwagi. Ja zawsze musiałam być tą silną, samodzielną. „Ty sobie poradzisz” — powtarzała mama. Ale czy naprawdę sobie radziłam?
Wróciłam do salonu, gdzie wszyscy udawali, że nic się nie stało. Tata nalał sobie kolejnego kieliszka wódki i patrzył w telewizor. Kasia próbowała zagadać dzieci, a mama krzątała się przy stole.
Po kolacji podeszła do mnie i szepnęła: — Nie rób sceny przy dzieciach.
— To ty zrobiłaś scenę — odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Przez resztę wieczoru czułam się jak cień we własnym domu rodzinnym. Moje dzieci patrzyły na mnie pytająco: „Mamo, dlaczego nie dostaliśmy prezentów?” Nie umiałam im odpowiedzieć.
Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą scenę z tego wieczoru. Przypomniało mi się, jak w podstawówce mama zapomniała o moich urodzinach, bo Kasia miała grypę. Jak na studiach musiałam sama szukać mieszkania, bo „Kasia potrzebuje więcej wsparcia”.
Zawsze byłam tą silną. Ale tej nocy poczułam się jak mała dziewczynka, której zabrano coś ważnego.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam bez przywitania.
— O czym? — jej głos był zmęczony.
— O tym, że zawsze wybierasz Kasię. Nawet teraz, kiedy chodzi o moje dzieci.
— Przesadzasz — westchnęła. — Chciałam tylko uniknąć kłótni.
— Ale czyja to była kłótnia? Moja? Czy twoja? — zapytałam drżącym głosem.
— Nie rozumiesz… Kasia ma trudniej w życiu…
— A ja? Ja nigdy nie miałam prawa mieć trudno? — poczułam, że zaraz się rozpłaczę.
Po tej rozmowie przez kilka tygodni nie odzywałyśmy się do siebie. Czułam ulgę i pustkę jednocześnie. Dzieci pytały o babcię, a ja nie wiedziałam, co im odpowiedzieć.
Kasia napisała mi SMS-a: „Nie chciałam ci zabierać prezentów. Mama sama mi je dała”. Odpisałam tylko: „Wiem”.
Zbliżały się kolejne święta. Mama zadzwoniła:
— Przyjedziecie?
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze.
— Dzieci tęsknią za tobą…
— Moje dzieci też tęsknią za babcią — powiedziałam cicho.
Przez cały grudzień biłam się z myślami. Czy warto jeszcze próbować? Czy można naprawić coś, co pękało latami?
W końcu pojechałam na Wigilię tylko z dziećmi. Mama była spięta, Kasia unikała mojego wzroku. Tym razem prezenty były dla wszystkich — równo zapakowane, podpisane imieniem każdego dziecka.
Ale to już nie było to samo. Coś we mnie pękło na zawsze.
Czasem myślę: czy naprawdę można wybaczyć matce to, że zawsze wybiera kogoś innego? Czy warto jeszcze walczyć o rodzinę, która ciągle cię rani?
A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie odejść?