Kiedy choroba córki odkryła tajemnicę: Historia ojca, który musiał zacząć od nowa
– Tato, dlaczego mama nie odbiera telefonu? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi, podkrążonymi oczami. Siedzieliśmy w szpitalnej sali, a ja po raz setny próbowałem zadzwonić do Magdy. Cisza w słuchawce była głośniejsza niż krzyk.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zosia miała gorączkę, jej ciało drżało pod cienką kołdrą. Lekarz powiedział, że to coś poważnego – potrzebne będą badania genetyczne. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, jak bardzo te słowa zmienią moje życie.
Magda zniknęła nagle. Zostawiła tylko krótką wiadomość: „Muszę wyjechać. Przepraszam.” Myślałem, że to żart, że wróci za dzień czy dwa. Ale mijały tygodnie, a ona nie dawała znaku życia. Zosia coraz częściej pytała o mamę, a ja coraz częściej kłamałem.
W szpitalu spędziliśmy dwa miesiące. Zosia była dzielna – nawet wtedy, gdy pielęgniarki wbijały jej igły w drobne rączki. Ja byłem wrakiem człowieka. Próbowałem być silny dla niej, ale w środku czułem się jak dziecko zagubione we mgle.
Pewnego dnia lekarz poprosił mnie na rozmowę. – Panie Piotrze, wyniki badań są… nietypowe. Potrzebujemy jeszcze kilku informacji o rodzinie matki Zosi. Czy może pan skontaktować się z żoną?
Zacisnąłem pięści. – Nie mogę. Nie wiem, gdzie jest.
Lekarz spojrzał na mnie dziwnie. – To bardzo ważne. Wyniki wskazują na rzadką chorobę genetyczną, która… – zawahał się – …która nie pasuje do pańskiego profilu genetycznego.
Zamarłem. – Co pan chce przez to powiedzieć?
– Proszę się nie martwić na zapas – odparł lekarz, ale już wiedziałem. Coś we mnie pękło.
Wróciłem do domu z Zosią kilka dni później. Wciąż nie mogłem się dodzwonić do Magdy. Zacząłem przeglądać jej rzeczy – szukałem czegokolwiek, co mogłoby mi wyjaśnić jej zniknięcie. W szufladzie znalazłem list. Drżącymi rękami otworzyłem kopertę.
„Piotrze,
Przepraszam, że uciekłam. Nie miałam odwagi powiedzieć ci prawdy. Zosia nie jest twoją biologiczną córką. Byłam wtedy zagubiona, samotna… On był tylko chwilą słabości. Ale ty byłeś i jesteś jej ojcem w każdym sensie tego słowa. Wiem, że cię skrzywdziłam. Proszę, wybacz mi i zajmij się nią tak, jak zawsze to robiłeś.”
Świat zawirował mi przed oczami. Przez piętnaście lat żyłem w kłamstwie? Wszystkie wspólne chwile, święta, pierwsze kroki Zosi… Czy to wszystko było fałszem?
Przez kilka dni chodziłem jak zombie. Unikałem wzroku Zosi, bałem się jej dotknąć – jakby nagle przestała być moją córką. Ale ona potrzebowała mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Pewnej nocy usłyszałem cichy płacz z jej pokoju. Usiadłem na brzegu łóżka i pogłaskałem ją po włosach.
– Tato… boję się…
– Czego się boisz, kochanie?
– Że mama już nie wróci… i że ty też mnie zostawisz.
Te słowa przebiły mnie na wskroś. Wziąłem ją w ramiona i poczułem znajome ciepło jej ciała.
– Nigdy cię nie zostawię, Zosiu. Jesteś moją córką i zawsze będziesz.
Od tamtej pory zacząłem walczyć o nas od nowa. Musiałem nauczyć się być ojcem bez Magdy u boku i bez złudzeń o przeszłości. Były dni, kiedy nienawidziłem Magdy za to, co zrobiła – za kłamstwo, za ucieczkę, za to, że zostawiła mnie samego z chorym dzieckiem i rozbitym sercem.
Ale były też dni, kiedy tęskniłem za nią tak bardzo, że aż bolało fizycznie. Próbowałem ją odnaleźć – dzwoniłem do jej rodziny, pisałem maile, nawet pojechałem do jej rodzinnej wsi pod Lublinem. Bez skutku.
Zosia wracała do zdrowia powoli. Często pytała o mamę, a ja musiałem wymyślać kolejne wymówki. Ale z czasem zaczęła przyjmować nową rzeczywistość – tylko my dwoje przeciwko światu.
Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną i znajomymi. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem:
– Jak mogłeś tego nie zauważyć? Przecież ona zawsze była taka… inna.
Ojciec milczał przez większość czasu, aż pewnego dnia powiedział:
– Krew to nie wszystko, Piotrek. Ważne jest serce.
Zacząłem terapię – dla siebie i dla Zosi. Musiałem nauczyć się wybaczać – Magdzie i sobie samemu za to, że byłem ślepy przez tyle lat.
Dziś minęły trzy lata od tamtych wydarzeń. Magda nigdy się nie odezwała. Zosia jest zdrowa – przynajmniej fizycznie. Psychicznie oboje nosimy blizny tej historii.
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy gdybym wiedział prawdę wcześniej, kochałbym ją mniej? Czy bycie ojcem to naprawdę tylko kwestia genów?
Może każdy z nas nosi w sobie jakieś tajemnice – pytanie tylko, czy potrafimy je unieść i mimo wszystko kochać dalej?
Czy wy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Co znaczy dla was prawdziwa rodzina?