Więzy krwi: Między zwątpieniem a zaufaniem

– Marta, powiedz mi prawdę. – Głos Pawła drżał, a jego oczy były pełne bólu i czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. – Czy Zosia naprawdę jest moją córką?

W tej chwili świat zawirował mi przed oczami. Siedziałam na kanapie w naszym małym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, trzymając w ramionach naszą kilkutygodniową córeczkę. Słońce wpadało przez okno, oświetlając jej drobne rączki, a ja czułam, jak serce rozdziera mi się na pół.

– Skąd w ogóle taki pomysł? – wyszeptałam, próbując ukryć łzy. – Przecież wiesz…

– Mama powiedziała, że… – Paweł urwał, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. – Że Zosia nie jest do mnie podobna. Że… może powinnam zrobić testy.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Halina, jego matka, od początku naszej znajomości patrzyła na mnie z rezerwą. Nigdy nie byłam dla niej wystarczająco dobra dla jej jedynaka. Ale żeby posunąć się do czegoś takiego?

– Paweł… – zaczęłam, ale on już odwrócił wzrok.

W głowie miałam mętlik. Przypomniałam sobie wszystkie te drobne złośliwości Haliny: „Marta, ty chyba nie umiesz gotować rosołu tak jak moja mama”, „Paweł zawsze lubił porządek, a u was to wiecznie coś leży”, „Zosia ma takie ciemne oczy… po kim ona to ma?”. Zawsze starałam się to ignorować, dla dobra rodziny. Ale teraz…

Wieczorem Paweł wyszedł bez słowa. Siedziałam sama z Zosią i czułam się jak oskarżona w sądzie bez prawa do obrony. Telefon zadzwonił po raz kolejny – Halina.

– Marta, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno. – Paweł jest moim synem i mam prawo wiedzieć, czy nie robisz mu krzywdy.

– Pani Halino, jak może pani tak mówić? – głos mi się załamał.

– Dziecko, ja tylko chcę dobrze. Lepiej wiedzieć prawdę wcześniej niż później. Wiesz, ile kobiet zdradza swoich mężów? – Jej słowa były jak trucizna.

Odkąd zaszłam w ciążę, Halina coraz częściej ingerowała w nasze życie. Najpierw delikatnie sugerowała, że powinnam mniej pracować („Dziecko potrzebuje matki w domu”), potem krytykowała nasze wybory („Po co wam mieszkanie na kredyt? Mój Paweł mógłby mieć lepiej”). Ale teraz przekroczyła granicę.

Przez kolejne dni Paweł był nieobecny duchem. Unikał mnie wzrokiem, wracał późno z pracy. Zosia płakała coraz częściej – czy wyczuwała napięcie?

W końcu zebrałam się na odwagę.

– Paweł, jeśli chcesz zrobić testy DNA, zróbmy je. Ale jeśli wyjdzie, że Zosia jest twoją córką… oczekuję przeprosin. I od ciebie, i od twojej matki.

Spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę widziałam w jego oczach cień dawnej miłości.

– Nie wiem już nic, Marta. Mama mówi…

– A ty? Co ty czujesz? – przerwałam mu ostro.

Zamilkł. Wyszedł do kuchni i długo nie wracał.

Testy zrobiliśmy tydzień później. Czekanie na wyniki było jak powolne umieranie. Każdy dźwięk telefonu przyprawiał mnie o dreszcze.

W tym czasie Halina zaczęła rozpowiadać plotki wśród rodziny. Ciotka Jadzia zadzwoniła z pytaniem: „Marta, czy to prawda, że masz jakieś sekrety?”. Kuzynka Ania napisała mi wiadomość: „Nie przejmuj się głupotami, trzymaj się!”.

Czułam się upokorzona. Nawet moja mama zaczęła dopytywać: „Córeczko, czy coś się stało? Paweł taki dziwny ostatnio…”.

W końcu nadszedł dzień wyników. Paweł odebrał kopertę i długo patrzył na nią bez słowa.

– Chcesz przeczytać? – zapytał cicho.

– Ty przeczytaj – odpowiedziałam zmęczonym głosem.

Otworzył kopertę drżącymi rękami. Przez chwilę milczał, potem spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Marta… przepraszam. Zosia jest moją córką.

Nie poczułam ulgi. Poczułam pustkę i żal. Żal do niego, do Haliny, do całej sytuacji.

– I co teraz? – zapytałam cicho. – Myślisz, że wystarczy jedno „przepraszam”?

Paweł próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.

– Muszę to przemyśleć – powiedziałam tylko.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Paweł próbował naprawić sytuację: przynosił kwiaty, gotował obiady, opiekował się Zosią. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać tak jak dawniej.

Halina zadzwoniła kilka dni później.

– Marta… chciałam przeprosić. Chyba trochę przesadziłam…

– Trochę? – przerwałam jej zimno. – Zniszczyła mi pani rodzinę.

Rozłączyłam się bez słowa więcej.

Minęły tygodnie. W końcu usiedliśmy z Pawłem przy kuchennym stole.

– Marta… ja naprawdę żałuję. Dałem się zmanipulować mamie. Ale kocham cię i chcę być z tobą i Zosią.

Spojrzałam na niego długo.

– Paweł… kocham cię, ale nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć to zwątpienie. Muszę nauczyć się ufać ci od nowa.

Zosia spała spokojnie w swoim łóżeczku. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się: ile jeszcze rodzin musi przejść przez takie piekło przez jedno słowo za dużo? Czy zaufanie można odbudować po zdradzie serca?

A wy? Czy wybaczylibyście komuś taką zdradę zaufania?