Cień zdrady w rodzinnym domu – historia Anny Kowalskiej
Stałam przy kuchni, mieszając kaszę gryczaną z mięsem w starym żeliwnym garnku, który pamiętał jeszcze czasy mojej mamy. Zapachy dzieciństwa mieszały się z niepokojem, który od rana ściskał mi żołądek. Krzysztof miał wrócić lada chwila. Mój syn, moja duma, jedyna nadzieja po tym, jak mąż odszedł do innej kobiety pięć lat temu. Zostałam sama z dzieckiem i kredytem na mieszkanie w bloku na warszawskiej Pradze. Przez te wszystkie lata starałam się być dla Krzysia matką i ojcem, choć czasem brakowało mi sił.
Owinęłam garnek w ręcznik, żeby nie wystygł. Z kuchni słyszałam cichy szum telewizora – leciały wiadomości, ale nie słuchałam ich. Myśli krążyły wokół syna. Ostatnio był jakiś inny – zamknięty w sobie, nerwowy. Pytałam, czy coś się stało w pracy, ale tylko machał ręką: „Mamo, daj spokój”.
Nagle usłyszałam trzask drzwi. Krzysztof wszedł do kuchni bez słowa, rzucił plecak na podłogę i usiadł przy stole. Jego twarz była blada, oczy podkrążone. Przez chwilę milczeliśmy.
– Krzysiu, wszystko w porządku? – zapytałam cicho.
– Nie wiem – odpowiedział po chwili. – Mamo… muszę ci coś powiedzieć.
Serce zabiło mi mocniej. Usiadłam naprzeciwko niego, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– Co się stało? – wyszeptałam.
Krzysztof spuścił wzrok.
– Zosia… Zosia jest w ciąży.
Zamarłam. Zosia była jego dziewczyną od kilku miesięcy, sympatyczną studentką pedagogiki. Wiedziałam, że się spotykają, ale nie sądziłam, że sprawy zaszły tak daleko.
– I co zamierzacie zrobić? – zapytałam drżącym głosem.
– Ona… ona nie chce tego dziecka. Chce wyjechać do Anglii, zostawić wszystko za sobą. A ja… nie wiem, co robić.
Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, płakać, uciec z tego mieszkania. Ale spojrzałam na syna – był taki zagubiony, taki młody jeszcze.
– Krzysiu… to twoje dziecko. Nie możesz go zostawić – powiedziałam cicho.
– Ale mamo! Ja nawet nie wiem, czy to moje dziecko! – wybuchnął nagle. – Zosia… ona… ona mnie zdradziła! Dowiedziałem się wczoraj. Była z kimś innym!
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Skąd wiesz? – zapytałam w końcu.
– Widziałem ich razem. W kawiarni na Nowym Świecie. Trzymali się za ręce…
Wstał gwałtownie od stołu i zaczął chodzić po kuchni tam i z powrotem.
– Nie wiem, co robić! Ona chce wyjechać, a ja… ja nie chcę być jak tata! Nie chcę zostawić dziecka… Ale jeśli to nie moje?
Patrzyłam na niego i czułam narastającą rozpacz. Przecież zawsze chciałam dla niego lepszego życia niż moje. Sama zostałam zdradzona przez męża i wiedziałam, jak to boli. Teraz mój syn przeżywał podobny dramat.
– Krzysiu… musisz porozmawiać z Zosią. Dowiedzieć się prawdy. Może… może testy DNA?
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Mamo! To nie jest takie proste! Ona już mnie nie chce widzieć! Powiedziała tylko, że wyjeżdża i mam jej dać spokój!
Usiadł ciężko na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Poczułam łzy napływające do oczu.
– Synku…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go przytulić jak wtedy, gdy był mały i bał się burzy. Ale teraz był dorosłym mężczyzną z własnymi problemami.
Przez kolejne dni Krzysztof chodził jak cień samego siebie. Przestał jeść obiady, zamykał się w pokoju na długie godziny. Ja próbowałam jakoś funkcjonować – chodziłam do pracy do biblioteki, robiłam zakupy, gotowałam obiady, których nikt nie jadł.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie sąsiadka z parteru – pani Halina.
– Pani Aniu… widziałam Zosię dziś rano pod blokiem. Płakała…
Serce mi zamarło. Wybiegłam przed dom i zobaczyłam ją siedzącą na ławce pod klatką schodową. Była blada, roztrzęsiona.
– Zosiu…
Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
– Przepraszam panią… Ja już nie wiem, co robić…
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
– Powiedz mi prawdę – poprosiłam cicho.
Zosia zaczęła mówić przez łzy: o samotności w Warszawie, o presji studiów i pracy dorywczej w kawiarni, o tym chłopaku z uczelni, który był tylko chwilowym pocieszeniem po kłótni z Krzysztofem.
– Nie wiem, czyje to dziecko… Boję się…
Siedziałyśmy tak długo w ciszy. W końcu powiedziałam:
– Musisz porozmawiać z Krzysztofem. Musicie razem zdecydować, co dalej.
Następnego dnia doszło do tej rozmowy. Było dużo łez, wzajemnych pretensji i żalu. Ale też pierwszy raz od dawna zobaczyłam w oczach syna cień nadziei – że może jakoś przez to przejdą razem albo przynajmniej będą mogli zamknąć ten rozdział bez nienawiści.
Dziś minęły już trzy miesiące od tamtych wydarzeń. Zosia wyjechała do Anglii; napisała kilka razy do Krzysztofa, ale kontakt powoli się urwał. Syn wraca powoli do siebie – zaczął znów wychodzić ze znajomymi, czasem nawet się uśmiecha.
A ja? Wciąż gotuję kaszę gryczaną w tym samym garnku i myślę o tym wszystkim, co nas spotkało. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy można uchronić dziecko przed bólem dorosłego życia? Może każdy musi przejść przez swój własny cień zdrady?