Między mną a jego przeszłością – Dziecko, którego nie potrafił pokochać
– Dlaczego nie możesz być choć trochę milszy dla niego? – zapytałam Michała, opierając się o blat kuchenny i próbując połknąć łzy. Z salonu dobiegał cichy szum: wentylator laptopa i stukanie klawiatury. Michał od kilku godzin grał w jakieś sieciowe strzelanki, a jego syn, Kuba, siedział przy stole i bez przekonania dłubał widelcem w naleśniku z serem.
Miałam wtedy trzydzieści jeden lat, kiedy poznałam Michała. On był o rok starszy, świeżo po rozwodzie, ojciec siedmioletniego Kuby. Ja do tej pory żyłam sama: wynajmowane mieszkanie na Pradze, praca w agencji reklamowej, weekendy z przyjaciółkami na Mazurach. Michał był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam – zamknięty w sobie, trochę szorstki, ale miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Szybko się do siebie zbliżyliśmy. Nie sądziłam jednak, że jego przeszłość tak bardzo zdominuje naszą teraźniejszość.
Już na pierwszym spotkaniu z jego matką, panią Haliną, poczułam się jak na egzaminie. – Mam nadzieję, że nie jesteś z tych kobiet, co to tylko dziecka szukają – rzuciła z przekąsem podczas obiadu. Uśmiechnęłam się nerwowo i zapewniłam, że nie planuję jeszcze dzieci. Halina patrzyła na mnie przenikliwie, jakby chciała przejrzeć mnie na wylot.
Kuba pojawiał się u nas co drugi weekend. Michał wtedy znikał za ekranem komputera albo wychodził „załatwić coś ważnego”. Zostawałam sama z chłopcem, który był cichy, zamknięty w sobie i wyraźnie zagubiony. Próbowałam go rozruszać – piekliśmy razem ciasto, graliśmy w planszówki, chodziliśmy na plac zabaw. Ale między nami zawsze była jakaś niewidzialna ściana.
Pewnego niedzielnego popołudnia Kuba nagle zapytał:
– Ciociu Aniu… dlaczego tata mnie nie lubi?
Zatkało mnie. Przytuliłam go mocno i powiedziałam tylko:
– To nieprawda, po prostu czasem dorośli mają trudności z okazywaniem uczuć.
Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.
Michał był dzieckiem małego miasta na Podlasiu. Jego rodzice byli surowi – ojciec wojskowy, matka nauczycielka. Kiedy jego dziewczyna, Magda, zaszła w ciążę na trzecim roku studiów, Halina postawiła sprawę jasno: „Nie będzie żadnych skandali! Ślub i koniec dyskusji!” Michał się zgodził. Ślub odbył się w pośpiechu, bez wesela. Po narodzinach Kuby Magda została w domu, a Michał wrócił do pracy w Warszawie.
Ich małżeństwo szybko się rozpadło. Michał coraz częściej zostawał po godzinach albo wychodził z kolegami na piwo. Magda była coraz bardziej sfrustrowana i samotna. W końcu zdradziła go z kolegą z pracy. Michał spakował się i wyprowadził bez słowa kłótni. Alimenty płacił regularnie, ale kontakt z Kubą ograniczał do minimum.
Kiedy zaczęliśmy być razem, miałam nadzieję, że uda mi się pomóc im odbudować relację. Organizowałam wspólne wyjścia do zoo, kino czy na rowery. Michał zawsze znajdował wymówkę: „Jestem zmęczony”, „Może następnym razem”. Kuba coraz bardziej zamykał się w sobie.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam:
– Michał… On cię potrzebuje! Nie widzisz tego?
– Ja… nie potrafię być ojcem – odpowiedział cicho. – Nigdy tego nie czułem.
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w nim coś na kształt żalu czy bezradności. Ale zaraz potem wrócił do swojego świata – świata gier i ucieczki od odpowiedzialności.
Halina dzwoniła do mnie regularnie:
– Aniu, musisz ich jakoś pogodzić! Jesteś kobietą, to twoja rola! Jeśli ty nie pomożesz im się dogadać, to kto?
Czułam coraz większą presję. W pracy zaczęłam popełniać błędy – szefowa zwróciła mi uwagę na spóźnienia i brak zaangażowania. Przyjaciółki pytały: „Po co ci to wszystko? Przecież to nie twoje dziecko!”
Ale ja nie umiałam zostawić Kuby samego z jego smutkiem.
Któregoś dnia zadzwoniła Magda:
– Aniu… Kuba ostatnio skarży się na bóle brzucha i głowy. W szkole zamknął się w sobie. Może powinniście porozmawiać?
Obiecałam spróbować.
W następny weekend Kuba przyszedł do mnie wieczorem:
– Ciociu… Gdybyś była moją mamą… myślisz, że tata by mnie wtedy kochał?
Serce mi pękło.
– Kochanie… Ja bardzo cię lubię i zawsze możesz na mnie liczyć.
Michał wszedł wtedy do pokoju. Zatrzymał się w drzwiach i przez chwilę patrzył na nas dziwnie nieobecnym wzrokiem. Potem odwrócił się i wyszedł bez słowa.
Wieczorem usiadłam z nim przy stole:
– Michał… Musisz coś zrobić. Kuba cierpi. Jeśli nie zaczniesz być dla niego ojcem… ja nie dam rady dalej tego ciągnąć.
– Nie wiem jak…
– To się naucz! Albo przynajmniej spróbuj!
Następnego dnia Halina przyszła niezapowiedziana:
– No i co? Dogadujecie się już? Aniu, ty musisz ich pogodzić! To twoja odpowiedzialność!
Nie wytrzymałam:
– Może czasem trzeba pozwolić ludziom samym rozwiązać swoje problemy?
Halina spojrzała na mnie z wyrzutem:
– To przez ciebie wszystko się psuje! Gdybyś była bardziej zaangażowana…
Zamknęłam się w łazience i długo płakałam.
Kuba coraz częściej mówił, że nie chce przychodzić do nas na weekendy. Michał reagował wzruszeniem ramion:
– Może tak będzie lepiej dla wszystkich.
Czułam się coraz bardziej osamotniona – między mną a Michałem rosła przepaść. On zamykał się w swoim świecie gier i pracy; ja próbowałam ratować coś, co chyba od początku było skazane na porażkę.
Pewnej niedzieli podczas kolacji Kuba rozpłakał się:
– Nie chcę tu więcej przychodzić! Tu nigdy nie jestem szczęśliwy!
Halina obraziła się śmiertelnie:
– To twoja wina! Gdybyś lepiej dbała o nich…
Michał milczał.
Tej nocy podjęłam decyzję:
– Michał… Albo zaczynasz być ojcem dla swojego syna, albo ja odchodzę. Nie mogę dłużej żyć w takim zawieszeniu.
– Nie wiem czy potrafię…
Może nigdy się tego nie nauczy.
Dziś siedzę sama w ciemnej kuchni i słucham cichego oddechu Kuby śpiącego w pokoju gościnnym oraz monotonnych kliknięć klawiatury Michała zza ściany. Myślę o tym, ile takich rodzin jest wokół nas – ile dzieci dorasta bez miłości jednego z rodziców? Czy naprawdę zawsze kobieta musi wszystko naprawiać? A może czasem trzeba po prostu powiedzieć: dość?