Kiedy prawda boli: Historia Agaty i walki o godność na polskich ulicach
– Proszę pani, dokumenty do kontroli! – głos policjanta przeszył nocną ciszę jak brzytwa. Stałam na chodniku przed blokiem na Bródnie, z siatką bułek i kefirem, a serce waliło mi jak młot. Była prawie północ. Wracałam z wieczornej zmiany w piekarni, zmęczona do granic, a teraz – to.
– Dlaczego mnie pan zatrzymuje? – próbowałam brzmieć spokojnie, ale głos mi drżał. – Nic nie zrobiłam.
– Bez pytań, tylko dokumenty! – drugi policjant podszedł zbyt blisko. Czułam od niego zapach taniego papierosa i czegoś jeszcze gorszego. Ręce mi się trzęsły, gdy szukałam dowodu w torbie. W tej chwili przypomniały mi się wszystkie opowieści babci o milicji z lat 80., o tym, jak bali się wychodzić po zmroku.
– Proszę – podałam dowód. Obejrzeli go pobieżnie, wymienili spojrzenia.
– Co pani robi na dworze o tej porze? – spytał pierwszy.
– Wracam z pracy. – Głos miałam już mocniejszy. – Pracuję do późna, nie mam wyboru.
– Jest godzina policyjna dla nieletnich! – zaśmiał się drugi.
– Mam dwadzieścia dziewięć lat! – niemal krzyknęłam.
Zarechotali. W tej chwili poczułam się całkowicie bezradna. Mogli zrobić ze mną, co chcieli. Jeśli zechcą, zatrzymają mnie bez powodu. Jeśli zechcą, powiedzą, że ich obraziłam albo zaatakowałam. Wszystko zależało od ich słowa przeciwko mojemu.
Tej nocy nie zasnęłam. W głowie wciąż przewijałam tę scenę. Rano mama zauważyła, że jestem roztrzęsiona i nie odpuściła:
– Co się stało, Agata? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała w milczeniu, potem westchnęła ciężko:
– Trzeba było nic nie mówić! – powiedziała ostro. – Nie zaczepiaj władzy, Agata! Tylko sobie kłopotów narobisz.
– Ale mamo, to nie jest w porządku! Nie mogą tak traktować ludzi!
– W porządku czy nie, tak było zawsze. My jesteśmy mali ludzie, Agata. Nikt nas nie obroni.
Te słowa bolały bardziej niż cała nocna scena. Nie chciałam być „małym człowiekiem”. Nie chciałam żyć w strachu. Postanowiłam złożyć skargę na policjantów. Mój chłopak, Tomek, poparł mnie bez wahania:
– Jeśli wszyscy będziemy milczeć, nic się nie zmieni! – powiedział. – Pójdę z tobą na komisariat.
Na komisariacie patrzyli na mnie jak na natrętną muchę.
– Jest pani pewna, że chce składać skargę? Wie pani, jak trudno udowodnić coś funkcjonariuszom? – zapytała inspektorka przy okienku.
– Wiem – odpowiedziałam twardo. – Ale chcę przynajmniej spróbować.
Tomek ścisnął mnie za rękę pod stołem. Gdy pisałam skargę, ręce znów mi drżały. Każde słowo było jak spowiedź: „Czułam się upokorzona… Byłam zastraszona…”.
Po tygodniu dostałam pismo: „Kontrola nie wykazała nieprawidłowości.” Spodziewałam się tego, ale bolało jak cholera. Mama tylko pokręciła głową:
– Mówiłam ci…
Ale nie odpuściłam. Zaczęłam czytać o swoich prawach, szukać innych ludzi z podobnymi historiami w grupach na Facebooku. Okazało się, że nie jestem sama. Co tydzień ktoś pisał o tym, jak został zatrzymany bez powodu, jak go obrażano albo nawet szarpano.
Pewnego wieczoru Tomek powiedział:
– Czemu nie opiszesz tego publicznie? Może komuś pomożesz.
Usiadłam do komputera i zaczęłam:
„Mam na imię Agata i ta historia jest o strachu i godności…”
Mój post zebrał setki komentarzy. Jedni mnie wspierali:
– Brawo! Wreszcie ktoś mówi prawdę!
Inni mnie atakowali:
– Na pewno coś zrobiłaś! Policja nie zatrzymuje bez powodu!
Jeszcze inni dzielili się swoimi historiami:
– Mnie też zatrzymali tydzień temu… Boję się wychodzić po zmroku…
Wkrótce zaczęli pisać do mnie dziennikarze. Zaprosili mnie do programu śniadaniowego w telewizji. Mama była przerażona:
– Jeszcze większe kłopoty sobie ściągniesz!
Ale już nie mogłam milczeć. W studiu opowiedziałam wszystko – o strachu, bezsilności, o tym, jak system potrafi zmiażdżyć zwykłego człowieka.
Po programie dostałam anonimową wiadomość na Messengerze:
„Uważaj, co mówisz.”
Strach wrócił ze zdwojoną siłą. Tomek nalegał, żebym zgłosiła to na policję:
– To już groźba!
Tym razem policjanci byli jeszcze bardziej chłodni:
– Bez dowodów nic nie zrobimy.
Wieczorem siedziałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Zastanawiałam się, czy to wszystko ma sens. Czy kiedyś będziemy żyć w kraju, gdzie ludzie nie boją się tych, którzy mają ich chronić?
Mama weszła cicho do pokoju:
– Agata, jestem z ciebie dumna… Ale czasem prawda boli bardziej niż kłamstwo.
Zasnęłam z tą myślą.
Rano otworzyłam Facebooka i zobaczyłam nową wiadomość: „Dziękuję ci! Twoja historia dała mi siłę, żeby nie milczeć.”
Może zmiana zaczyna się od jednego głosu.
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto ryzykować wszystko dla prawdy?