Myszki w Mocy Przyjaźni – Historia Marysi i Moja Własna Odbita w Jej Oczach

— Proszę pani, a pani też kiedyś była sama? — zapytała Marysia, patrząc na mnie spod grzywki, ściskając w dłoni kawałek kajzerki, którym karmiła gołębie. Było chłodne, szare popołudnie, a park wydawał się jeszcze bardziej pusty przez jej samotną sylwetkę na ławce. Zatrzymałam się wtedy, jakby coś mnie przyciągnęło. Może jej głos, może sposób, w jaki mówiła do ptaków, jakby były jej jedynymi przyjaciółmi.

Odpowiedziałam półgłosem: — Tak, Marysiu. Byłam bardzo samotna, kiedy byłam w twoim wieku.

Nie wiem, dlaczego powiedziałam jej prawdę. Może dlatego, że jej oczy były tak przejmująco smutne, a może dlatego, że sama potrzebowałam się komuś zwierzyć. Od kilku lat prowadzę bloga o psychologii i emocjach, ale nigdy nie pisałam o sobie tak szczerze. Zawsze ukrywałam się za teoriami, cytatami i poradami. Ale Marysia… Marysia była jak lustro.

Poznałam ją kilka tygodni temu. Siedziała na tej samej ławce, zawsze z tym samym plecakiem z Myszką Miki i woreczkiem pełnym okruszków. Była rozmowna, czasem aż za bardzo jak na dziecko w jej wieku. Opowiadała mi o swoich myszkach – nie tych z bajki, ale prawdziwych, które trzymała w domu. „Mam dwie – Zuzę i Klarę. Zuza jest odważna, a Klara boi się wszystkiego. Ale razem są silne. Tak mówiła moja babcia” – powiedziała mi pewnego dnia z dumą.

Za trzecim razem, gdy ją spotkałam, coś we mnie pękło. Zrozumiałam nagle, kogo mi przypomina – mnie samą sprzed lat. Te same niepewne ruchy, to samo przywiązanie do małych stworzeń, które nie oceniają i nie zostawiają. Zaczęłam z nią rozmawiać coraz częściej. Przynosiłam jej ciepłą herbatę w termosie i czasem drożdżówkę.

Pewnego dnia Marysia przyszła zapłakana. Usiadła obok mnie i długo milczała.

— Mama wyjechała — powiedziała w końcu cicho. — Za granicę. Wyszła za mąż za jakiegoś pana z Niemiec. Tata mówi, że teraz będziemy tylko we dwoje. Ale tata dużo pracuje…

Poczułam znajome ukłucie w sercu. Moja mama też wyjechała za granicę, kiedy miałam dziewięć lat. Zostawiła mnie z babcią i obietnicą, że wróci po mnie „jak tylko się urządzi”. Nigdy nie wróciła.

— A twoje myszki? — zapytałam delikatnie.

Marysia uśmiechnęła się przez łzy.

— Są ze mną zawsze. Jak się boję albo jest mi smutno, to biorę je na ręce i opowiadam im wszystko. One nigdy nie przerywają.

Zazdrościłam jej tej dziecięcej wiary w moc przyjaźni – nawet jeśli to była przyjaźń z myszkami. Ja w jej wieku zamknęłam się w sobie. Przestałam mówić o tym, co czuję. Może dlatego zostałam psychologiem? Żeby zrozumieć siebie i innych?

Zaczęłam pisać o Marysi na blogu – oczywiście anonimowo, zmieniając szczegóły. Opisywałam jej świat widziany oczami dziecka: samotność po rozstaniu rodziców, tęsknotę za matką, lęk przed przyszłością i siłę czerpaną z małych rzeczy – jak opieka nad myszkami czy rozmowy z ptakami w parku.

Czytelnicy zaczęli pisać do mnie listy. Jedna kobieta napisała: „Moja córka też zamknęła się w sobie po rozwodzie. Nie wiedziałam, jak do niej dotrzeć”. Inny czytelnik wspominał swoje dzieciństwo spędzone z babcią na wsi i samotne wieczory przy oknie.

Marysia stała się symbolem dla wielu ludzi – symbolem dziecięcej siły i kruchości jednocześnie.

Któregoś dnia przyniosłam jej nowy domek dla myszek – własnoręcznie zrobiony z kartonu i kolorowego papieru.

— To dla Zuzy i Klary — powiedziałam.

Marysia przytuliła domek do siebie i spojrzała na mnie poważnie:

— A pani? Ma pani kogoś takiego jak moje myszki?

Zawahałam się. Przez chwilę chciałam odpowiedzieć żartem, ale potem poczułam ciężar prawdy.

— Mam przyjaciółkę — powiedziałam cicho. — Ale czasem czuję się tak samo samotna jak ty.

Marysia skinęła głową ze zrozumieniem.

— Może powinna pani kupić sobie myszkę? — zaproponowała z uśmiechem.

Zaśmiałam się przez łzy.

Wkrótce potem tata Marysi dostał propozycję pracy w innym mieście. Marysia miała wyjechać. Spotkałyśmy się po raz ostatni na tej samej ławce.

— Będzie mi pani brakowało — powiedziała cicho.

— Tobie też — odpowiedziałam szczerze.

Dałam jej mały notesik z napisem „Moc Przyjaźni” na okładce.

— Zapisuj tu wszystko, co chcesz powiedzieć Zuzy i Klarze albo… sobie samej — poprosiłam.

Marysia uśmiechnęła się przez łzy:

— A pani będzie pisać dalej bloga?

— Tak — obiecałam.

Patrzyłam za nią długo tego dnia. Zastanawiałam się, ile dzieci takich jak Marysia siedzi codziennie na ławkach w parkach całej Polski – z plecakami pełnymi marzeń i sercami pełnymi tęsknoty.

Czasem myślę: czy naprawdę potrafimy słuchać dzieci? Czy umiemy być dla nich kimś więcej niż tylko dorosłym przechodniem? Ile razy mijamy takie Marysie nie zauważając ich bólu?

Może każdy z nas powinien mieć swoją myszkę – kogoś lub coś, co daje poczucie bezpieczeństwa i pozwala wierzyć w moc przyjaźni…