Zaginiony Syn: Prawda, Która Rozdziera Matczyne Serce
– Pani Anna Nowak? – Głos młodej kobiety drżał, gdy stała w progu mojego mieszkania, ociekając deszczem. W dłoniach ściskała mokrą torebkę, a jej oczy były czerwone od płaczu.
– Tak, to ja. – Odpowiedziałam, próbując ukryć niepokój.
– Nazywam się Marta Kowalczyk. Jestem narzeczoną pani syna, Michała. Od dwóch tygodni nie mam z nim kontaktu. Proszę mi powiedzieć, gdzie on jest.
Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Michał? Zaginął? Przecież rozmawiałam z nim tydzień temu przez telefon. Mówił, że jest zajęty w pracy, że wszystko w porządku. Czy coś przede mną ukrywał? Czy ja, jego matka, naprawdę nic nie wiem o własnym dziecku?
Zaprosiłam Martę do środka. Usiadła na kanapie, a ja podałam jej herbatę, choć sama ledwo trzymałam się na nogach. Wpatrywałam się w jej twarz, szukając odpowiedzi, których sama nie znałam.
– Michał nie odbiera telefonu, nie odpisuje na wiadomości. Jego współlokator powiedział, że wyjechał, ale nie wie dokąd. – Marta mówiła szybko, jakby bała się, że zaraz się rozpadnie. – On nigdy tak nie znikał. Proszę mi pomóc go znaleźć.
W mojej głowie kłębiły się pytania. Czy to możliwe, że Michał miał narzeczoną, o której nic nie wiedziałam? Przecież zawsze byliśmy blisko. Po śmierci jego ojca staliśmy się sobie jeszcze bliżsi. Czy coś przeoczyłam? Czy byłam zbyt zajęta własnym bólem, by zauważyć, że mój syn się oddala?
Zadzwoniłam do jego telefonu. Po raz pierwszy od lat usłyszałam automatyczną sekretarkę. „Nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość.” Głos Michała brzmiał tak zwyczajnie, a jednak teraz wydawał się odległy, jakby należał do kogoś zupełnie obcego.
– Może pojechał do ojca na grób? – Zasugerowałam, choć sama nie wierzyłam w tę wersję. Michał nie lubił wracać na cmentarz. Zawsze mówił, że to zbyt bolesne.
Marta pokręciła głową. – Sprawdzałam. Tam go nie było.
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Razem z Martą odwiedzałyśmy jego znajomych, współpracowników, nawet dawną dziewczynę, Agnieszkę, z którą rozstał się dwa lata temu. Każdy rozkładał ręce. Michał był ostatnio zamknięty w sobie, unikał spotkań, coraz rzadziej dzwonił do domu.
W końcu poszłyśmy na policję. Tam przyjęto zgłoszenie, ale wyczułam w głosie funkcjonariusza nutę zniecierpliwienia. „Dorosły mężczyzna ma prawo zniknąć na kilka dni. Może potrzebuje odpoczynku?” – usłyszałam. Ale ja wiedziałam, że to nie jest zwykłe zniknięcie.
Wieczorami wracałam do pustego mieszkania i przeglądałam stare zdjęcia Michała. Uśmiechnięty chłopiec z pierwszego dnia szkoły, nastolatek z gitarą, młody mężczyzna na studiach. Gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Pewnej nocy zadzwoniła moja siostra, Elżbieta. – Anka, musisz wiedzieć coś jeszcze – powiedziała cicho. – Michał był ostatnio u mnie. Przyszedł po pieniądze. Mówił, że ma długi. Nie chciał powiedzieć jakie.
Zamarłam. Długi? Michał nigdy nie wspominał o żadnych problemach finansowych. Przecież miał dobrą pracę w banku. Czy to możliwe, że wplątał się w coś poważnego?
Następnego dnia pojechałam do jego mieszkania. Współlokator, Tomek, wpuścił mnie niechętnie.
– Michał był ostatnio dziwny – przyznał. – Ktoś do niego dzwonił, groził mu. Słyszałem przez drzwi. Ale nie chciał powiedzieć o co chodzi.
W pokoju Michała znalazłam kopertę z napisem „Dla mamy”. Ręce mi się trzęsły, gdy ją otwierałam.
„Mamo, przepraszam, że cię zawiodłem. Nie chciałem cię martwić. Wpakowałem się w coś, z czego nie potrafię wyjść. Proszę, nie szukaj mnie. Kocham cię. Michał.”
Upadłam na łóżko i rozpłakałam się jak dziecko. Wszystko we mnie krzyczało: dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nie zaufałeś?
Marta przyszła wieczorem. Pokazałam jej list. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, obie zdruzgotane.
– On wróci – wyszeptała w końcu. – Musi wrócić.
Ale ja już nie byłam tego taka pewna. Każdego dnia czułam się coraz bardziej winna. Może gdybym była lepszą matką, gdybym wcześniej zauważyła sygnały…
Minęły tygodnie. Policja nie znalazła żadnego śladu. Rodzina zaczęła unikać rozmów o Michale. Tylko Marta nie przestawała szukać – rozwieszała plakaty, pisała do mediów, rozmawiała z ludźmi na ulicy.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Nieznany numer. – Mamo… – usłyszałam cichy głos Michała. – Przepraszam. Potrzebowałem czasu. Wszystko się pogmatwało. Wrócę, tylko proszę… nie pytaj o wszystko od razu.
Serce mi zamarło. Żyje! Ale czy kiedykolwiek dowiem się całej prawdy?
Czasem zastanawiam się, czy można naprawdę poznać własne dziecko. Ile tajemnic kryje się za zamkniętymi drzwiami naszych domów? Czy miłość wystarczy, by uratować rodzinę przed rozpadem?