Trzy miesiące ciszy: Gdy wakacje rozdzielają rodzinę
„Więc postanowiliście wydać wszystkie pieniądze na siebie?” – głos teściowej przeszył mnie jak zimny prąd. Stała w progu naszej kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej spojrzenie było twarde jak beton. Michał, mój mąż, stał za mną, ale nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Czułam, jak napięcie wisi w powietrzu, gęste jak dym z przypalonego mleka. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale nie przypuszczałam, że będzie to początek trzymiesięcznego milczenia.
Wszystko zaczęło się w kwietniu. Z Michałem od lat marzyliśmy o wspólnych wakacjach nad polskim morzem. Każdego roku jednak nasze oszczędności topniały – raz na naprawę auta, innym razem na nową pralkę, a najczęściej na potrzeby jego mamy, pani Haliny. Jej dom w podwarszawskim Piastowie zawsze wyglądał jak z katalogu, ale ona uważała, że co pięć lat trzeba wymieniać kafelki, meble kuchenne, a nawet ogrodzenie. Gdy tylko pojawiał się nowy trend, Halina musiała go mieć. A że jej emerytura ledwo starczała na życie, oczekiwała, że to my pokryjemy resztę.
Pewnego wieczoru usiadłam z Michałem w salonie. „Michał, ja już nie daję rady. Chciałabym w końcu pojechać gdzieś tylko we dwoje. Proszę cię, zróbmy to w tym roku dla siebie.” Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, w którym widziałam zarówno poczucie winy, jak i pragnienie odmiany. „Masz rację, Aniu. Mama sobie poradzi. Jej dom jest w świetnym stanie.”
Kiedy powiedzieliśmy jej o naszej decyzji, najpierw nie dowierzała. „Ale przecież obiecaliście, że pomożecie mi z nową łazienką! Jak możecie być tacy samolubni?” Jej głos był ostry jak szkło. Michał próbował tłumaczyć: „Mamo, w tym roku chcemy pojechać na wakacje. Potrzebujemy odpocząć.”
Od tego dnia zapadła cisza. Żadnych telefonów, żadnych wizyt, żadnych niedzielnych serników. Nawet na urodziny naszej córki Julki przysłała tylko kartkę bez słowa więcej.
Pierwsze tygodnie byłam wściekła. Dlaczego ona jest taka egoistyczna? Dlaczego nie wystarczy jej, że dom jest zadbany i bezpieczny? Michał zamknął się w sobie, a w domu zapanowała ciężka atmosfera. Julka raz zapytała: „Mamo, dlaczego babcia już do nas nie przychodzi?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Wakacje były cudowne – Bałtyk, piasek, śmiech Julki. Ale nawet tam nie opuszczały mnie wyrzuty sumienia. Każdego wieczoru zastanawiałam się, czy podjęliśmy dobrą decyzję. Michał próbował wyglądać na zadowolonego, ale widziałam, że tęskni za matką.
Po powrocie do domu czekała nas jeszcze większa pustka. W skrzynce tylko rachunki i reklamy. Nikt nie czekał z ciastem ani uśmiechem. Pewnego wieczoru zastałam Michała siedzącego po ciemku w kuchni. „Ania, może przesadziliśmy… Może powinniśmy jej chociaż trochę pomóc.”
„A kto pomoże nam?” – wybuchłam. „Kiedy w końcu pomyślimy o sobie? Ciągle tylko dajemy i dajemy…” Łzy spływały mi po policzkach, a Michał mnie objął.
Lipiec był duszny i parny. Pewnego dnia zadzwoniła moja mama: „Ania, słyszałaś, że twoja teściowa trafiła do szpitala? Miała lekki zawał.” Serce mi zamarło. Nikt nam nic nie powiedział – ani ona, ani brat Michała, Tomek.
Wieczorem powiedziałam o tym Michałowi. Zbladł i bez słowa wyszedł z mieszkania. Wrócił późno w nocy – zmęczony i przygnębiony.
Następnego dnia pojechaliśmy do szpitala. Halina leżała blada i wyczerpana, a gdy nas zobaczyła, odwróciła wzrok do okna.
– Mamo… – zaczął Michał cicho.
– Nie mam wam nic do powiedzenia – przerwała mu chłodno.
Usiadłam przy niej i chwyciłam ją za rękę. – Przepraszamy… Może powinniśmy byli być bardziej wyrozumiali. Ale my też czasem musimy pomyśleć o sobie.
Milczała długo. W końcu wyszeptała: – Bałam się zostać sama… Zawsze byliście przy mnie.
Wtedy zrozumiałam – pod jej twardą skorupą krył się zwykły lęk przed samotnością i starością.
Po wyjściu ze szpitala pomogliśmy jej z drobnymi naprawami w domu – nie dlatego, że musieliśmy, ale dlatego, że chcieliśmy być razem jako rodzina. A ona pierwszy raz od miesięcy upiekła dla nas makowiec i uśmiechnęła się do Julki.
Czasem zastanawiam się: gdzie kończy się obowiązek wobec rodziny, a zaczyna prawo do własnego szczęścia? Czy można kochać bliskich i jednocześnie nie zatracić siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?