Ostatnia kolacja w „Pod Złotym Lwem” – historia o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Zapach smażonego masła i pieczonego schabu unosił się w powietrzu, a mimo to żołądek miałam ściśnięty jak przed egzaminem. Mama siedziała przy stole w restauracji „Pod Złotym Lwem” z miną, która zwiastowała burzę. Ojciec nerwowo stukał palcami w blat, a moja młodsza siostra, Weronika, bawiła się telefonem, udając, że jej tu nie ma. Ja – Marta Nowicka – miałam dziś ogłosić rodzinie, że wyjeżdżam do Warszawy za pracą. Ale zanim zdążyłam otworzyć usta, mama wystrzeliła:
– Czy ty naprawdę musiałaś przyprowadzić tego chłopaka? – syknęła, patrząc na mojego narzeczonego, Pawła.
Paweł spojrzał na mnie zdezorientowany. – Dobry wieczór, pani Anno – powiedział cicho, ale mama już nie słuchała.
– Zawsze musisz robić wszystko po swojemu! – dodała głośniej. – Najpierw studia w Krakowie, teraz Warszawa… A my? My się nie liczymy?
Ojciec próbował ją uciszyć:
– Anka, daj spokój, przecież Marta ma prawo decydować o swoim życiu.
– Ty się nie wtrącaj! – odburknęła. – Gdybyś był bardziej stanowczy, nie wychowałaby się taka egoistka!
Weronika podniosła wzrok znad telefonu. – Może przestaniecie się kłócić? Przyszliśmy tu coś zjeść, nie?
Wiedziałam, że to nie będzie zwykła kolacja. Zamówiliśmy jedzenie – ja pierogi z kapustą i grzybami, Paweł schabowego, mama rosół, a ojciec golonkę. Weronika zamówiła tylko sok. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywały tylko odgłosy sztućców i ciche rozmowy innych gości.
W końcu zebrałam się na odwagę:
– Chciałam wam powiedzieć, że dostałam pracę w Warszawie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Paweł mi pomaga, będziemy razem wynajmować mieszkanie.
Mama spojrzała na mnie z takim bólem, jakby ją ktoś uderzył.
– Czyli zostawiasz nas? – wyszeptała. – Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy?
– Mamo, nie zostawiam was. Po prostu… chcę spróbować czegoś nowego. Tu nie mam szans na rozwój. Próbowałam znaleźć pracę w Olsztynie, ale wiesz, jak jest.
Ojciec pokiwał głową. – Marta ma rację. Tu nie ma dla niej przyszłości.
Mama spojrzała na niego z pogardą. – Ty zawsze ją usprawiedliwiasz! A Weronika? Ona też nas zostawi? Może wszyscy wyjedziecie i zostawicie mnie samą?
Weronika wzruszyła ramionami. – Ja nigdzie się nie wybieram. Ale jak tak dalej pójdzie, to chyba zacznę rozważać.
Paweł ścisnął moją dłoń pod stołem. Czułam, jak drży. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Jego rodzice nie akceptowali mnie, bo nie byłam „z dobrego domu”. Moja rodzina też go nie chciała. Byliśmy jak Romeo i Julia z blokowiska.
Nagle mama wstała od stołu i zaczęła płakać. – Nie mogę na to patrzeć! – krzyknęła i wybiegła do toalety.
Ojciec westchnął ciężko. – Przepraszam was. Ona po prostu… nie radzi sobie z tym wszystkim. Odkąd straciła pracę w bibliotece, wszystko ją przerasta.
Weronika spojrzała na mnie z wyrzutem. – Może mogłabyś trochę poczekać z tym wyjazdem? Przynajmniej do końca wakacji?
– Nie mogę, Werka. Muszę zacząć od września. To moja szansa.
Wróciła mama, z rozmazanym makijażem i czerwonymi oczami. Usiadła ciężko i przez chwilę milczała. Potem spojrzała na Pawła:
– A ty? Co ty możesz jej dać? Masz pracę? Mieszkanie? Czy tylko obietnice?
Paweł przełknął ślinę. – Pracuję w IT, zarabiam dobrze. Wynajmujemy razem kawalerkę na Ochocie. Nie będziemy nikomu przeszkadzać.
– Ochota! – prychnęła mama. – Tam same patologie! Wiesz, kto tam mieszka? Przestępcy, Ukraińcy, narkomani!
– Mamo! – przerwałam jej ostro. – Przestań! Nie możesz tak mówić!
Ojciec próbował ją uspokoić, ale ona już się rozkręciła.
– Zniszczysz sobie życie przez jakiegoś chłopaka! A potem wrócisz z płaczem! Zobaczysz!
Weronika wstała od stołu. – Mam dość. Idę na spacer.
Zrobiło się cicho. Paweł patrzył na mnie bezradnie. Ojciec spuścił wzrok. Mama płakała cicho.
Wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Do restauracji weszła ciotka Basia – siostra mamy, z którą nie rozmawiała od lat. Zobaczyła nas i podeszła bez wahania.
– Anka! – zawołała radośnie. – Co za spotkanie! Nie przywitasz się?
Mama zbladła. – Co ty tu robisz?
– Przyszłam na kolację z mężem. Ale widzę, że u was gorąco. Może powinnam wrócić później?
– Nie, zostań – powiedziałam szybko. – Może ktoś tu wreszcie powie coś rozsądnego.
Ciotka usiadła obok mnie i spojrzała na mamę.
– Anka, pamiętasz, jak ja wyjechałam do Wrocławia? Też płakałaś, też mówiłaś, że cię zostawiam. Ale zobacz, jak mi się ułożyło. Dzieci muszą iść własną drogą.
Mama spojrzała na nią z nienawiścią. – Ty zawsze wszystko wiedziałaś lepiej!
– Nie. Po prostu nie chciałam żyć cudzym życiem. Tak jak Marta.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Potem mama wstała i wyszła z restauracji bez słowa.
Ojciec spojrzał na mnie smutno. – Idź za nią. Ona cię kocha, tylko nie umie tego okazać.
Wyszłam za mamą na parking. Stała przy samochodzie i płakała.
– Mamo… – zaczęłam cicho.
– Nie rozumiesz, jak to jest stracić wszystko – wyszeptała. – Najpierw praca, potem mąż się ode mnie oddalił, teraz ty… Zostanę sama.
Przytuliłam ją mocno. – Nie zostaniesz sama. Będę dzwonić codziennie. Przyjadę na święta. Ale muszę spróbować. Dla siebie.
Mama długo milczała. Potem skinęła głową i powiedziała tylko:
– Tylko nie zapomnij o nas.
Wróciłyśmy do środka. Kolacja skończyła się w milczeniu. Każdy był pogrążony w swoich myślach. Paweł odprowadził mnie do domu. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam, jak rodzice kłócą się w kuchni. Weronika płakała w swoim pokoju.
Następnego dnia mama nie odezwała się do mnie ani słowem. Ojciec pojechał do pracy wcześniej niż zwykle. Weronika wyjechała do koleżanki. Zostałam sama w domu. Przez chwilę miałam ochotę wszystko rzucić i zostać. Ale potem przypomniałam sobie słowa ciotki Basi: „Dzieci muszą iść własną drogą”.
Dwa tygodnie później wyjechałam do Warszawy. Mama nie przyszła mnie pożegnać. Ojciec przytulił mnie mocno i powiedział:
– Bądź szczęśliwa, córeczko. I pamiętaj – dom zawsze tu będzie.
Weronika wysłała mi tylko SMS-a: „Powodzenia, siostra”.
W nowym mieszkaniu długo płakałam. Ale potem zaczęłam układać sobie życie na nowo. Z Pawłem bywało różnie – czasem się kłóciliśmy, czasem śmialiśmy do łez. Mama po miesiącu zadzwoniła. Rozmawiałyśmy długo. Powoli zaczęła mnie rozumieć.
Czasem zastanawiam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Czy można pogodzić własne szczęście z oczekiwaniami rodziny? Czy wybaczenie przychodzi z czasem, czy trzeba na nie zapracować? Może wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a bliskimi? Jak sobie z tym poradziliście?