Podzielone szczęście: dramat zerwanych więzi

Obudziłam się o świcie, gdy pierwsze promienie słońca ledwie przedzierały się przez ciężkie zasłony w naszym mieszkaniu w Brzozowie. Przez chwilę patrzyłam na śpiącego obok mnie Michała, mojego męża, i poczułam znajome ukłucie niepokoju. Ostatnio coraz częściej budziłam się z tym uczuciem – jakby coś wisiało w powietrzu, coś, czego nie potrafiłam nazwać. Wstałam cicho, żeby go nie obudzić, i poszłam do kuchni. Przygotowałam śniadanie – cienkie, niemal nieważkie naleśniki. Połowa z mięsem, połowa z serem, bo Michał zawsze narzekał, że nie lubi monotonii. Zapach roznosił się po domu, a ja przez chwilę łudziłam się, że to wystarczy, by przywołać dawną bliskość.

Usłyszałam kroki. Michał wszedł do kuchni, przeciągając się leniwie. – Znowu naleśniki? – mruknął, nawet na mnie nie patrząc. – Przecież wiesz, że wolę jajecznicę.

Zacisnęłam zęby. – Wczoraj mówiłeś, że masz ochotę na coś lekkiego.

– Wczoraj to było wczoraj – rzucił i usiadł przy stole, przeglądając telefon. – Dostałaś maila od Piotra? Pytał, czy przyjedziemy na imieniny matki.

Piotr, mój brat, od miesięcy próbował nas pogodzić z mamą. Od kiedy tata zmarł, wszystko się posypało. Mama obwiniała mnie o to, że nie byłam przy nim w ostatnich chwilach. Michał nie rozumiał, dlaczego nie chcę jechać do rodzinnego domu. – Nie wiem, czy powinniśmy… – zaczęłam, ale Michał mi przerwał.

– Nie możesz wiecznie uciekać, Kasia. To twoja matka. – Jego głos był chłodny, obcy. – Może gdybyś się z nią pogodziła, byłoby nam łatwiej.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć. – Łatwiej? Tobie jest łatwo. Ty masz swoją rodzinę, swoje sprawy. Ja zostałam sama.

Michał spojrzał na mnie z irytacją. – Przestań się nad sobą użalać. Wszyscy mamy problemy.

Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W łazience oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam sobie na cichy płacz. Od miesięcy czułam, że oddalamy się od siebie, ale nie miałam siły walczyć. Każda rozmowa kończyła się kłótnią, każde spotkanie z rodziną przypominało mi o tym, co straciłam.

Tego dnia zadzwoniła do mnie mama. – Katarzyno, czy zamierzasz w końcu przyjechać? – Jej głos był twardy, nieprzystępny.

– Nie wiem, mamo. Michał… – zaczęłam, ale przerwała mi.

– Michał, Michał… Zawsze tylko on. A ja? Myślisz, że mnie nie boli? Twój ojciec odszedł, a ty nawet nie byłaś przy nim. – Usłyszałam w jej głosie żal i gniew, które znałam aż za dobrze.

– Przepraszam, mamo. – Moje słowa zawisły w powietrzu, bez odpowiedzi. Rozłączyła się.

Wieczorem Michał wrócił późno. Pachniał obcymi perfumami. – Byłem u Tomka – rzucił, zdejmując kurtkę. – Pomagałem mu z autem.

Nie odpowiedziałam. Widziałam, jak unika mojego wzroku. W nocy leżałam obok niego, słuchając jego oddechu i zastanawiając się, kiedy dokładnie zaczęliśmy się gubić. Kiedy przestaliśmy być dla siebie ważni?

Następnego dnia, gdy wróciłam z pracy, zastałam Michała przy komputerze. Na ekranie migała wiadomość od jakiejś Anny. „Tęsknię za tobą. Kiedy się zobaczymy?”. Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.

– Kim jest Anna? – zapytałam cicho.

Michał spojrzał na mnie zaskoczony, potem zniecierpliwiony. – To nie twoja sprawa.

– Zdradzasz mnie? – Głos mi się załamał.

– A co, jeśli tak? – odpowiedział zimno. – Może gdybyś nie była taka zamknięta w sobie, nie musiałbym szukać szczęścia gdzie indziej.

Nie pamiętam, jak długo stałam w tym pokoju, patrząc na niego, jakby był kimś zupełnie obcym. Wyszłam bez słowa. Przez kilka godzin błąkałam się po mieście, nie czując zimna ani zmęczenia. W głowie miałam tylko jedno pytanie: co dalej?

Przez kolejne dni Michał coraz częściej znikał z domu. Ja zamykałam się w sobie, próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Piotr dzwonił, próbując mnie przekonać, żebym wróciła do rodzinnego domu. – Mama tęskni, Kasia. Wszyscy tęsknimy. Nie możesz być sama.

Ale ja już nie wiedziałam, gdzie jest mój dom. Michał był coraz bardziej nieobecny, a ja coraz bardziej samotna. W pracy ledwo dawałam sobie radę, w domu czułam się jak cień samej siebie.

Pewnego wieczoru Michał wrócił i powiedział, że wyprowadza się do Anny. – Przepraszam, Kasia. Tak będzie lepiej dla nas obojga.

Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu patrzyłam, jak pakuje swoje rzeczy i wychodzi. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, z zapachem naleśników, który wciąż unosił się w powietrzu.

Minęły tygodnie. W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy. Drzwi otworzyła mi bez słowa. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, aż w końcu mama przytuliła mnie mocno, jak wtedy, gdy byłam dzieckiem.

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się odbudować to, co straciłam. Ale wiem jedno – czasem trzeba pozwolić odejść temu, co boli, by zrobić miejsce na coś nowego. Czy można jeszcze zaufać? Czy można na nowo nauczyć się kochać siebie i innych? Może odpowiedź przyjdzie z czasem. Może szczęście to nie coś, co się posiada, ale coś, co trzeba budować każdego dnia od nowa.