„Cześć, Córko. Przyszedłem do Ciebie Zamieszkać! Zgodnie z Prawem Musisz Mnie Przyjąć”: Powrót Ojca po Latach i Rodzinne Tajemnice
– Otwórz, Marto! Wiem, że jesteś w domu! – głos za drzwiami był nie do pomylenia. Głośny, szorstki, z nutą pretensji. Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko złudzenie, że sąsiad znowu pomylił piętra. Ale nie – ten głos śnił mi się przez lata.
– Czego chcesz? – spytałam przez zamknięte drzwi, czując jak serce wali mi jak młotem.
– Przyszedłem do Ciebie zamieszkać! Zgodnie z prawem musisz mnie przyjąć! – odpowiedział bez cienia zawahania.
Otworzyłam drzwi. Stał tam mój ojciec – starszy, siwy, z walizką w ręku. Nie widziałam go od ponad dwudziestu lat. Odszedł, gdy miałam dziesięć lat. Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę: mama płakała w kuchni, a on trzaskał drzwiami. Potem już nigdy nie wrócił.
– Co ty tu robisz? – spytałam cicho.
– Nie mam gdzie się podziać. Twoja matka nie żyje, a Ty jesteś moją córką. Masz obowiązek się mną zająć – powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Zrobiło mi się niedobrze. Przez lata próbowałam zapomnieć o jego istnieniu. Mama wychowywała mnie sama, pracowała na dwa etaty, żebym mogła skończyć szkołę i pójść na studia. Ojciec nie płacił alimentów, nie dzwonił na urodziny, nie przysłał nawet kartki na święta. Były tylko listy od komornika i sądu.
– Nie rozumiesz… Ja mam swoje życie – zaczęłam niepewnie.
– Twoje życie? A co z moim? – przerwał mi ostro. – Przez tyle lat byłem sam. Teraz Ty musisz mi pomóc.
Wpuściłam go do środka, bo sąsiedzi już zaczęli wyglądać przez wizjery. Usiadł na kanapie jak u siebie w domu i rozejrzał się po mieszkaniu.
– Ładnie tu masz. Widać, że dobrze Ci się powodzi – rzucił z przekąsem.
Zacisnęłam pięści. Pracowałam ciężko na każdy mebel w tym mieszkaniu. Zrezygnowałam z wielu rzeczy, żeby spłacić kredyt i zapewnić sobie minimum bezpieczeństwa. A on przyszedł i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
– Dlaczego teraz? – spytałam w końcu. – Przez tyle lat nawet się nie odezwałeś.
Spojrzał na mnie zimno.
– Życie różnie się układa. Straciłem pracę, potem zdrowie… Teraz jestem sam. Ty jesteś moją rodziną.
Poczułam w gardle gulę. Przez chwilę chciałam mu powiedzieć wszystko: jak mama płakała po nocach, jak musiałam rezygnować z wycieczek szkolnych, bo nie było pieniędzy, jak wstydziłam się przed koleżankami, że nie mam ojca… Ale tylko zacisnęłam usta.
– Zostanę tu kilka dni, dopóki czegoś nie wymyślę – powiedział stanowczo i rozpakował walizkę.
Przez kolejne dni czułam się jak intruz we własnym domu. Ojciec narzekał na jedzenie, krytykował mój styl życia („kobieta powinna mieć męża”, „po co Ci ta praca po godzinach?”), a wieczorami oglądał telewizję tak głośno, że sąsiadka z dołu przyszła zwrócić uwagę.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie ciocia Basia – siostra mamy.
– Marta, słyszałam, że Twój ojciec wrócił… Wszystko w porządku?
– Nie wiem… Czuję się okropnie. On zachowuje się tak, jakby nic się nie stało…
– On zawsze taki był – westchnęła ciocia. – Twoja mama wiele przeszła przez niego. Ale pamiętaj: masz prawo do własnego życia.
Po tej rozmowie długo płakałam. Wspomnienia wracały falami: kłótnie rodziców o pieniądze, krzyki za ścianą, strach przed powrotem ze szkoły do pustego mieszkania…
Następnego dnia ojciec przyniósł mi pismo z urzędu gminy.
– Tu jest napisane czarno na białym: masz obowiązek zapewnić mi opiekę. Jeśli mnie wyrzucisz, mogę zgłosić to do sądu.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę chcesz mnie zmusić do tego prawem?
Wzruszył ramionami.
– Takie jest życie.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była coraz gorsza. Ojciec zaczął pić piwo od rana, zostawiał brudne naczynia w zlewie i narzekał na wszystko: na pogodę, na politykę, na mnie. Czułam się coraz bardziej osaczona.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam go rozmawiającego przez telefon:
– Tak, mieszkam u córki… Ma dobre serce, nie wyrzuci mnie…
Po tej rozmowie postanowiłam działać. Poszłam do prawnika. Dowiedziałam się, że obowiązek alimentacyjny wobec rodzica istnieje tylko wtedy, gdy rodzic sam nie zawinił zerwaniu kontaktu i nie uchylał się od obowiązków wobec dziecka. Miałam prawo odmówić opieki nad ojcem.
Wieczorem usiadłam naprzeciwko niego.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo. – Zrobiłeś wiele złego. Nie było Cię przez całe moje dzieciństwo. Nie płaciłeś alimentów, nie interesowałeś się mną… Teraz chcesz wymusić opiekę prawem? To nie tak działa.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Jesteś moją córką! Masz obowiązek!
– Nie mam żadnego obowiązku wobec kogoś, kto mnie porzucił – odpowiedziałam spokojnie. – Możesz zostać jeszcze tydzień, ale potem musisz znaleźć inne miejsce.
Wybuchnął gniewem:
– Jesteś taka sama jak Twoja matka! Zawsze przeciwko mnie!
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już swoje.
Przez kolejne dni ojciec próbował mnie przekonać: raz prosił, raz groził sądem, innym razem udawał chorego. Ale ja byłam nieugięta. Pomogłam mu znaleźć schronisko dla osób bezdomnych i umówiłam wizytę u pracownika socjalnego.
Ostatniego dnia spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez chwilę poczułam ulgę… ale zaraz potem przyszło poczucie winy i smutek.
Czy mogłam zrobić więcej? Czy powinnam była wybaczyć? A może są granice przebaczenia?
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się: czy jestem dobrą córką? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?
A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu?