Kim jestem naprawdę? Historia Zuzanny, która odkryła rodzinny sekret i musiała zbudować siebie od nowa
– Zuzia, a pamiętasz, jak miałaś trzy latka i zgubiłaś się na targu w Siedlcach? – zapytała ciocia Basia, śmiejąc się przy niedzielnym obiedzie. Wszyscy spojrzeli na mnie z oczekiwaniem, ale ja nie miałam pojęcia, o czym mówi. W mojej głowie pojawiła się pustka. Mama nagle zesztywniała, a tata spuścił wzrok. Przez chwilę w powietrzu zawisła cisza, której nikt nie miał odwagi przerwać.
Od zawsze czułam się inna. Nie chodziło o wygląd – jasne włosy po mamie, niebieskie oczy po tacie. To było coś głębiej: jakby moje serce biło w innym rytmie niż reszta rodziny. Kiedy byłam dzieckiem, tłumaczyłam to sobie wybujałą wyobraźnią. Ale im byłam starsza, tym mocniej czułam, że coś jest nie tak. Nie rozumiałam żartów taty, nie potrafiłam rozmawiać z mamą o sprawach sercowych. Nawet z bratem, Michałem, dzieliło mnie coś niewidzialnego.
Po obiedzie nie mogłam przestać myśleć o tej historii z targiem. Przeszukiwałam albumy rodzinne, ale nie znalazłam żadnego zdjęcia z tamtego okresu. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam mamę:
– Mamo, czy ja naprawdę zgubiłam się na targu?
Mama zbladła. Przez chwilę patrzyła na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.
– Zuzia… są rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć – powiedziała cicho.
Ale ja już wiedziałam, że muszę poznać prawdę.
Następne dni były dla mnie koszmarem. Mama unikała rozmów, tata wychodził wcześniej do pracy. Michał próbował mnie rozśmieszać, ale widziałam w jego oczach niepokój. Czułam się jak intruz we własnym domu.
W końcu znalazłam w szufladzie mamy stary list. Był zaadresowany do niej, ale podpisany przez kogoś o imieniu Anna. „Dziękuję ci za wszystko. Wiem, że Zuzia będzie miała u was lepsze życie” – przeczytałam drżącymi rękami. Serce waliło mi jak oszalałe.
Wieczorem postawiłam wszystko na jedną kartę.
– Mamo, kim jest Anna? – zapytałam prosto z mostu.
Mama rozpłakała się. Tata usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
– Zuzia… – zaczęła mama przez łzy – nie jesteś naszą biologiczną córką. Adoptowaliśmy cię, kiedy miałaś dwa lata. Anna to twoja mama… biologiczna.
Świat zawirował mi przed oczami. Wszystko nagle stało się jasne i jednocześnie jeszcze bardziej niezrozumiałe. Poczułam się zdradzona przez wszystkich, których kochałam najbardziej na świecie.
– Dlaczego mi nie powiedzieliście?! – krzyknęłam przez łzy.
– Chcieliśmy cię chronić… – wyszeptał tata.
Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po ulicach Siedlec. Czułam się jak bohaterka taniego serialu – tylko że to była moja rzeczywistość.
Przez kolejne tygodnie nie potrafiłam rozmawiać z rodzicami. Michał próbował mnie przekonać, że nic się nie zmieniło, ale dla mnie zmieniło się wszystko. Każde spojrzenie mamy wydawało mi się fałszywe, każde słowo taty – kłamstwem.
Zaczęłam szukać Anny. Odnalazłam ją dzięki pomocy koleżanki z pracy w urzędzie stanu cywilnego. Okazało się, że mieszka w małej wsi pod Łukowem.
Pojechałam tam pewnego deszczowego popołudnia. Anna otworzyła mi drzwi i od razu wiedziałam, że to ona – miałyśmy ten sam uśmiech i pieprzyk na policzku.
– Zuzia… – wyszeptała i przytuliła mnie mocno.
Rozmawiałyśmy długo. Dowiedziałam się, że była bardzo młoda, kiedy mnie urodziła. Jej rodzice zmusili ją do oddania mnie do adopcji. Płakałyśmy razem nad tymi straconymi latami.
Po powrocie do domu długo nie mogłam dojść do siebie. Rodzice bali się mnie zapytać o spotkanie z Anną. W końcu sama zaczęłam rozmowę.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek wam wybaczę – powiedziałam szczerze – ale chcę spróbować zrozumieć waszą decyzję.
Mama płakała długo tej nocy. Tata pierwszy raz w życiu przyznał się do słabości i poprosił mnie o przebaczenie.
Minęły lata. Dziś mam własną rodzinę i wiem jedno: miłość to coś więcej niż więzy krwi. Ale czasem zastanawiam się, czy lepiej byłoby żyć w nieświadomości. Czy prawda zawsze jest tym, czego naprawdę pragniemy?
A wy? Czy chcielibyście znać całą prawdę o swoim pochodzeniu – nawet jeśli miałaby ona zaboleć?