Jak moja przyjaciółka została zdradzona przez koleżankę z pracy – historia o podłości, sile i cenie marzeń
– Milena, nie możesz tak po prostu odpuścić! – powiedziałam, patrząc na nią, jak siedzi skulona na ławce przed naszym biurowcem na Woli. Jej dłonie drżały, a oczy były czerwone od płaczu. Warszawski wiatr wplątywał się w jej ciemne włosy, a ona wyglądała, jakby zaraz miała się rozpaść na kawałki.
– Nie rozumiesz, Anka… – wyszeptała, ledwo słyszalnie. – To nie tylko prezentacja. To było moje marzenie. Pracowałam nad tym tygodniami, a teraz wszyscy myślą, że to pomysł Kingi.
Kinga. To imię jeszcze kilka dni temu nie budziło we mnie żadnych emocji. Ot, koleżanka z działu, zawsze uśmiechnięta, trochę zbyt pewna siebie. Ale teraz, po tym co zrobiła, jej imię paliło mnie jak rozżarzone żelazo.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Milena od miesięcy pracowała nad projektem dla naszego największego klienta – sieci sklepów spożywczych. Miała pomysł na kampanię, która mogła odmienić nie tylko jej karierę, ale i całe nasze biuro. Siedziałyśmy po godzinach, popijając zimną kawę i śmiejąc się z własnych pomysłów. Milena była pełna pasji, a ja byłam z niej dumna jak z siostry.
Ale w zeszły piątek, kiedy przyszło do prezentacji przed zarządem, wydarzyło się coś niewyobrażalnego. Kinga weszła na salę z pendrivem, na którym była… prezentacja Mileny. Slajd po slajdzie, pomysł po pomyśle – wszystko, co Milena wymyśliła, zostało przedstawione jako dzieło Kingi. Milena siedziała w kącie sali, blada jak ściana, a ja czułam, jak narasta we mnie wściekłość.
Po spotkaniu Milena wybiegła na zewnątrz. Dogoniłam ją dopiero przed wejściem do biurowca.
– Musisz z tym coś zrobić! – próbowałam ją przekonać. – Przecież wszyscy wiedzą, że to twój pomysł!
– Nikt nie powie tego głośno – odpowiedziała gorzko. – Każdy boi się o własny stołek.
Wiedziałam, że ma rację. W naszej firmie rządził strach i zawiść. Każdy patrzył tylko na siebie. Przypomniałam sobie, jak kilka miesięcy temu szefowa, pani Grażyna, powiedziała mi na osobności: „W tej branży przetrwają tylko najsilniejsi. Nie licz na lojalność.”
Milena przez kilka dni chodziła jak cień. Przestała się odzywać, nie odbierała telefonów. W końcu przyszła do mnie do domu, z oczami pełnymi łez.
– Anka, ja już nie mam siły – powiedziała cicho. – Kinga dostała awans. Dostała podwyżkę. A ja? Ja mam tylko świadomość, że pozwoliłam się okraść.
Przytuliłam ją mocno. – To nie twoja wina. To ona jest podła.
Ale Milena nie mogła się z tym pogodzić. Zaczęła szukać sprawiedliwości. Napisała maila do działu HR, opisała całą sytuację, dołączyła nawet stare wersje prezentacji z datami. Przez kilka dni czekałyśmy na odpowiedź, żyjąc w napięciu.
W końcu przyszło wezwanie na rozmowę do pani Grażyny. Siedziałyśmy razem na korytarzu, trzymając się za ręce.
– Milena Nowak? – zawołała sekretarka.
Milena weszła do środka. Czekałam na nią ponad pół godziny. Kiedy wyszła, jej twarz była kamienna.
– I co? – zapytałam niepewnie.
– Powiedzieli, że nie mają dowodów. Że to słowo przeciwko słowu. Że mam się skupić na kolejnych projektach i nie robić zamieszania – powiedziała głosem bez emocji.
Widziałam, jak w niej coś pęka. Jakby ktoś zgasił w niej światło.
Przez kolejne tygodnie Milena coraz bardziej zamykała się w sobie. Praca przestała ją cieszyć. Zaczęła unikać ludzi, nawet mnie. Kinga paradowała po biurze z nową torebką i uśmiechem zwyciężczyni. Nikt nie miał odwagi jej czegoś powiedzieć.
Pewnego dnia znalazłam Milenę w kuchni firmowej. Stała przy oknie, patrząc na szare bloki za oknem.
– Wiesz, Anka… – zaczęła cicho. – Zawsze myślałam, że jeśli będę ciężko pracować, to coś osiągnę. Ale tu nie chodzi o pracę. Tu chodzi o to, kogo znasz i ile jesteś w stanie poświęcić ze swojej godności.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama czułam się bezsilna.
Kilka dni później Milena złożyła wypowiedzenie. Przyszła do mnie po pracy.
– Muszę zacząć od nowa – powiedziała z determinacją w głosie. – Może gdzie indziej będzie inaczej. Może znajdę miejsce, gdzie ludzie są dla siebie ludźmi.
Przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że to dla niej trudne, ale też czułam podziw dla jej odwagi.
Dziś minęło już kilka miesięcy od tamtych wydarzeń. Milena znalazła nową pracę w małej agencji reklamowej na Pradze. Jest szczęśliwsza, choć blizny po tamtej zdradzie wciąż są świeże.
Czasem zastanawiam się, ile takich historii dzieje się codziennie w polskich biurach. Ile osób musi wybierać między własną godnością a karierą? Czy naprawdę musimy godzić się na podłość, by przetrwać?
Może Wy też macie podobne doświadczenia? Czy warto walczyć o swoje marzenia, nawet jeśli świat wydaje się być przeciwko nam?